ku*wa, jak ja dawno nic nie pisałem. No może teksty o Piotrze, Skynecie i fraktalach, ale ileż ku*wa można pozostawać ze szczecińską inteligencją.
Taki tam tekst upierdolony w 3 godzinki. Mata, pastwa się.
Nauczyciel – tak o mnie mówią. Z grupy ludzi, z którą przybyłem do Zony, nikt nigdy nikomu nie powiedział, dlaczego tak mnie nazwali. To był temat tabu. Byłem Nauczycielem i tyle. Samotnikiem. Od tamtej pory podróżowałem po Strefie sam zaglądając do skupisk stalkerów tylko po to, by uzupełnić zapasy. Samotny wilk – tak to ja. Dobrze mi było w tej samotności, ale wszystko, co dobre, szybko się kończy. U mnie trwało to trochę dłużej, bo 3 lata dopóki nie spotkałem Młodego. Młody to temat rzeka. Prawdziwy buntownik. Zawsze robił wszystko po swojemu, a wiadomo, że jak się płynie pod prąd, to często się dostaje po dupie. Może dlatego go przygarnąłem. Był jak ja. Niepokorny, nie umiejący się dostosować do reguł i zasad, co doprowadziło go w końcu do tego, że wylądował w pierdlu. Nieumyślne spowodowanie zabójstwa. W sumie głupia sprawa z tym jego więzieniem. Napad na magazyn, cieć opłacony, miał siedzieć cicho, jak wynosili towary, ale coś się popieprzyło. Dziad chciał więcej, jak zobaczył ile, i czego, wynoszą i doszło do awantury. Młody się z nim poszarpał, pchnął typa, a ten gibnął się przez barierkę, spadł i roztrzaskał sobie łeb o posadzkę. Tak to było w skrócie z Młodym, bo jak się domyślacie, złapali ich później. Z wyrokiem na koncie i swoim charakterem normalna praca mu nie groziła, a że z Kijowa do Zony nie daleko, to się skończyło, jak się skończyło. Bajki o dolanach, które tu można szybko zarobić, nie jednemu już zrobiły wodę z mózgu. I oto młody stoi przede mną w tym zasyfiałym magazynku, a krople potu spływają mu po czole. Boi się. Widzę to. Jest przerażony. Chciałby mi to wykrzyczeć w twarz, ale nie może, bo ma gębę zaklejoną taśmą. Chciałby mi pie*dolnąć za to, co mu robię, ale też nie może, bo jest przywiązany linką to stalowego słupa. Cóż za nieprzyjemna sytuacja… My dwaj w pomieszczeniu cztery na cztery metry, bezbronni jak dzieci, bo amunicja się pokończyła, a w pomieszczeniu za ścianą wkurzona pijawa, od której dzielą nas stalowe drzwi, których mechanizm zamykający, na szczęście, jakimś cudem działa. Patowa sytuacja. No może nie tacy bezbronni, bo w pistolecie mam jeden nabój, a za pasem toporek, ale zważywszy, że widziałem, co te pomioty potrafią, nasze szanse są jak jeden do stu. Jak otworzę te drzwi to może któremuś uda się uciec tunelem, którym tu dotarliśmy, ale drugi na pewno zginie, bo weźmie na siebie impet całej furii pijawki. Może i one za mądre nie są, ale ta za ścianą wytrzyma na pewno dłużej bez picia i żarcia, niż my, a raczej już nie odejdzie, bo poczuła krew z rany Młodego. Poza tym pozostaje jeszcze jeden śliski temat, którego z Młodym jeszcze nie załatwiłem…
- Młody, pamiętasz jak zostawiłeś mnie w gównie w podziemiach laboratorium rok temu na pastwę pijawek i spie*doliłeś? Mamy chyba rachunki do wyrównania, nie sądzisz? Dziś mamy szansę to wyprostować. Ja spadam, a ty zostajesz na imprezie. Zostawię ci pistolet, żeby nie było, że zamordowałem cię z zimną krwią. Możesz mnie zastrzelić teraz i się tu wykrwawić albo zdechnąć z głodu. Możesz palnąć sobie w łeb, co też nie jest głupie, bo się stąd nie wydostanę i będę musiał zdecydować za ciebie, co zrobić. Możesz też zastrzelić to ścierwo jednym nabojem, w co wątpię, bo nigdy dobrze nie strzelałeś. Wtedy cię uwolnię bo nasz mały problem za ściany zniknie. Decyduj! – oznajmiam mu poczym odwracam się do niego plecami i ruszam w stronę drzwi.
Młody coś bełkocze, słyszę to. Chyba taśma mu się częściowo odkleiła z gęby. Wyzywa mnie od najgorszych, płacze, śmieje się i wydaje jakieś nieartykułowane dźwięki. Chyba się nawet posmarkał z tego wszystkiego. Co za gówno… Niech to się wszystko już skończy. Nie słuchając jego ględzenia podchodzę do drzwi i zwalniam mechanizm zamykające je po czym popycham drzwi w stronę pomieszczenia z pijawką i chowam się za przylegającym do nich żelbetowym filarkiem. Przez chwilę nie dzieje się nic poczym ciszę przerywa przerażający ryk. Pijawka zobaczyła szarpiącego się Młodego. Za parę sekund będzie po wszystkim. Umrę tu z dziurą w plecach albo ucieknę, kiedy będzie go wysysała. Taki jest plan, bo na to, że załatwi ją jednym nabojem, nawet nie liczę. Strzeli, czy nie strzeli? Będzie miał jaja, żeby mnie zabić, czy znów zostawi mnie w gównie i spanikuje? Nie wiem co zrobi. W trudnych sytuacjach człowiek podejmuje różne decyzję. Kiedy wychylam delikatnie głowę widzę, że pijawka rusza. Przedstawienie czas zacząć…
Minutę później jest juz po wszystkim. Pijawka leży na pokrytej smarem i śmieciami posadzce z rozwaloną głową, a Młody trzęsie się jak galareta ściskając mocno pistolet w garści. Sądząc po stanie spodni zeszczał się w gacie i nie wiem, czy nie zrobił czegoś jeszcze… Nieważne. Wyjmuję zapalniczkę z kieszeni kurtki i wsadzam wymiętego skręta, którego wygrzebałem gdzieś w kieszeni, do ust, po czy go zapalam. O tak, tego mi było trzeba. Zaciągam się parę razy i zrywam Młodemu taśmę z twarzy. W takim stanie jeszcze go nie widziałem. Wygląda jak śmierć na chorągwi. Obraz nędzy i rozpaczy. Gdy odbieram mu pistolet z ręki i rozcinam krępującego go więzy, nawet nie protestuje. Jest kompletnie zdruzgotany. Jedyne, na co go stać, to powiedzenie: Dziękuje tato.
- Młody, ty mi nie dziękuj tylko ucz się, bo ja wiecznie żyć nie będę. Dorosły już jesteś. Zresztą wiedziałem, że nie trafisz. Widziałem jak ci ręce latają. Nie mogłem na ciebie liczyć. Tu Zona, nie Kijów, tu trzeba cały czas główkować, kombinować i przede wszystkim myśleć. Za siebie, za innych. Jak z kimś idziesz na wyprawę, to nie ma przebacz. Co by się nie działo, zawsze razem i do końca. Kapujesz?
- Kapuje… - duka Młody.
- Wiedziałem, że spanikujesz i coś może pójść nie tak. Może i nie potrzebnie ryzykowałem, ale nie było wyjścia. On są najmniej czujne tuż przed jedzeniem. Jak widzą żarcie, to dostają małpiego rozumu. Zanim zacznie cię wysysać mija te kilka sekund, podczas których pijawka jest przytłumiona. One się chyba wtedy nastrajają do żarcia czy coś. I dzięki temu nikt z nas nie zginął. Nie znam żadnej z nich która wytrzymałaby cios w czachę tym żelastwem – mówię Młodemu ocierając z krwi toporek o spodnie. - Ogarnij się, wracamy. Trzeba coś zrobić z tą twoją nogą.