przez Dziku w 07 Lut 2016, 07:02
Ku*wa mać. – Zaklną siarczyście, widząc jak jego ostatni żywy towarzysz upada na ziemię, trafiony jedną z wielu kul posłanych w jego stronę. Pomimo zaawansowanej kamizelki kuloodpornej, pocisk przeszedł przez niego bez trudu, uderzając w betonową ścianę, która stała za nim.
Strzały ustały, a po ostatnim zostało tylko echo, które rozchodziło się po obszernej hali magazynu, wypełnionego stalowymi kontenerami, nadszarpniętymi zębem czasu.
Najemnik przytulił się do stalowej ściany kontenera. Wsłuchiwał się w kroki przeciwników, z których szybko wywnioskował, że go otaczają. Nie liczył wystrzelonych przez siebie pocisków, ale waga jego AR-15 nie pozostawiała złudzeń. Sytuacja z każdą sekundą była coraz bardziej beznadziejna, gdy nagle ucichł dźwięk kroków.
- Waasyl! – zawołał jeden z nich, jakby szukał zgubionego pupila. – Wyłaź, chcemy pogadać! Obiecuję, że najpierw będziemy zadawać pytania i jeśli będziesz grzeczny, to może nie skończysz jak Mróz i Klinga.
Wasyl głośno westchnął ze zrezygnowaniem, spoglądając na dziurawy, blaszany dach. Wiedział, że dobra pozycja przestała mieć znaczenie kilka magazynków temu. Upuścił wysłużony karabin na ziemię i wyszedł zza osłony na środek szerokiego korytarza kontenerów, usytuowanego na tyłach hali. Zobaczył pięć luf skierowanych w jego stronę przez najemników, znajdujących się w różnych pozycjach korytarza. Zdał sobie sprawę, że nawet z pełnym magazynkiem byłby bez szans.
- Jednak zachowałeś resztki zdrowego rozsądku. – powiedział zamaskowany najemnik, który stał naprzeciwko Wasyla, w odległości około dziesięciu metrów. – Już myślałem, że będę musiał grzebać w Twoich rzeczach, żeby znaleźć lokalizację schowka.
- Skąd wiesz, że zapisałem ją gdziekolwiek? – odpowiedział Wasyl, z wyczuwalnym cynizmem w głosie.
- Zawsze miałeś słabą pamięć. Nawet udało Ci się zapomnieć, kto jest Twoim przyjacielem, a kto wrogiem. Nie wiem czy jesteś głupi, czy naiwny myśląc, że cokolwiek zmienisz. Zapomniałeś, kim jesteś?
- Właśnie sobie przypomniałem. Jestem człowiekiem, w przeciwieństwie do Ciebie, Karan.
Dowódca wybuchnął szyderczym śmiechem, które było kontynuowane przez echo i niespuszczających celowników z Wasyla, najemników. – Słyszeliście go? – retorycznie zapytał, patrząc po rozbawionych towarzyszach, wyciągając rękę w stronę Wasyla.
– Umoralnił się, je*any! Boisz się piekła? Zaprowadzić Cię do pieprzonego konfesjonału? A może po prostu wyspowiadaj się teraz. Może uratujesz chociaż życie doczesne, cholerny zdrajco.
- Mordowaliśmy za pieniądze, ale Ci ludzie potrafili się bronić. Stwarzaliśmy zagrożenie ludziom, którzy liczyli się z ryzykiem, przekraczając granice Zony. Teraz chcesz, żeby zagrożenie dosięgło ludzi z zewnątrz. Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, dla kogo pracujesz?
Pewny bezbronności zdrajcy Karan, zaczął podchodzić bliżej. – Pracuję dla tego, kto najwięcej płaci. Gówno mnie obchodzi, jak użyją tej armaty. Jak ją dostarczymy, będziemy mogli żyć na Wielkiej Ziemi nie martwiąc się do końca życia o pieniądze. To jedyny powód dla którego jestem skłonny darować Ci życie. Oczywiście jeśli nie będziesz współpracować, to na własnej skórze dowiesz się, czy Piotr wpuści Cię do siebie.
Zdrajca odpowiedział splunięciem na podłogę, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie boi się umrzeć. Karan, który był już trzy metry od Wasyla, uniósł w jego stronę lufę karabinu.
- Jesteś głupszy, niż myślałem. Znajdziemy to ustrojstwo z Tobą, czy bez Ciebie. To tylko kwestia czasu. Szkoda tylko takiego dobrego żołnierza.
Karan położył palec na spuście w intencji posłania Wasyla na tamten świat, gdy budynek zadrżał w fundamentach, aż ze ścian częściowo posypał się tynk, a wszyscy zachwiali się na nogach. Niebo gwałtownie pociemniało, jak płonący papier.
Wasyl szybko dobył z kabury czarną Berettę i wykorzystując zdezorientowanie przeciwników, zaczął uciekać w bok, jednocześnie otwierając ślepy ogień w stronę najemników.
Dowódca trafiony przez jeden z pocisków upadł, trzymając rękę na piersi. Wszyscy najemnicy odpowiedzieli ogniem, któremu brakowało precyzji przez trzęsienie ziemi.
- Zabijcie go, do ku*wy nędzy! – wykrzyczał Karan, plując przy tym krwią.
Wasyl wbiegł w drzwi, wyważając je ramieniem. Impet z jakim w nie uderzył sprawił, że upadł za nimi wytrącając pęd i upuszczając pistolet. Wstał niemal natychmiast i kontynuował bieg w głąb małego pomieszczenia, które wydawało się być czymś w rodzaju skrzydła technicznego. Na jego końcu było wyjście na korytarz i właśnie to wyjście stało się celem ucieczki byłego najemnika.
Grupa Karana ruszyła w pościg za zbiegiem, zostawiając swojego dowódcę krwawiącego na podłodze magazynu. Jeden za drugim wpadli do pomieszczenia i gdy zobaczyli uciekającego korytarzem Wasyla, otworzyli ogień.
Groźny świst pocisków dźwięcznie towarzyszył Wasylowi, który dobiegał do końca korytarza. Szybko schował się za rogiem ściany, dysząc ze zmęczenia. Kątem oka zauważył coś na wzór otwartej studzienki, lecz wiedząc, że gonią go ludzie Karana, nie mógł tam po prostu wskoczyć. Nadzieja, że nie natrafi na ślepy zaułek była zbyt słaba, by pokonać, lekko zachwiane przez adrenalinę, racjonalne myślenie. Postanowił zaczekać.
Świadomość nadchodzącej emisji nie wpływała na organizację najemników. Weszli w korytarz w bojowym szyku, zabezpieczając obie przeciwległe ściany i kierując broń w ostatnie, znane miejsce pobytu swojego byłego kolegi, posuwali się naprzód.
Wtem korytarz wypełnił szok, który był większy niż ten, który zdezorientował ich na hali. Nisko lecącego obiektu w ich stronę, rzuconego przez Wasyla na ślepo, nie dało się pomylić z niczym innym. Zbliżając i obracając się w powietrzu, dumnie prezentował się granat odłamkowy F1, którego niepowtarzalny kształt zwiastował bilet w jedną stronę, w zaświaty.
- O kur… - komentarz jednego z najemników został nagle przerwany przez niespodziewanie szybką eksplozję, która nastąpiła jeszcze w powietrzu. Grad odłamków lecących w każdym kierunku ogarnął cały korytarz, a razem z nim, przebywających w nim ludzi. Fala uderzeniowa wzbiła w górę kłąb pyłu, wyrzucając go po obu stronach korytarza.
Wasyl wychylił głowę zza ściany próbując oszacować straty wroga, lecz pylista mgła skutecznie ograniczała jego widoczność. Zarysy poszarpanych przez odłamki zwłok były widoczne na końcu korytarza. Gdy piszczenie w uszach Wasyla ustało, nie słyszał nic, poza drganiem ścian i coraz głośniejszym, niskim buczeniem, które zwiastowało nadchodzącą emisję.
Powybijane okna w pomieszczeniu i niewystarczająco grube ściany nie dawały poczucia bezpieczeństwa w przypadku tak mocnego wyładowania psionicznego. Wasyl, w poszukiwaniu schronienia, udał się w stronę otwartej studzienki.
W dół nie prowadziła drabinka, lecz podłoże znajdowało się na tyle nisko, że Wasyl postanowił zeskoczyć. Wylądował, tracąc przy tym równowagę i upadając na kolana. Poczuł, że prawa noga jest znacznie osłabiona, a gdy tkwiący w niej pocisk ostygł, zdał sobie sprawę, że nie miał tyle szczęścia, ile mu się zdawało na początku. Podpierając się rękami wstał i wzrokiem zbadał otoczenie.
Wyglądało na to, że znalazł się w jakimś tunelu lub kanale, w którym na tamtą chwilę, jedynym źródłem światła było te, wpadające przez otwór studzienki. Mimo tego, że u góry nie słyszał znaków życia, dla bezpieczeństwa oddalił się spod otworu kulejąc na prawą nogę. Usiadł kilka kroków dalej, pod ścianą i zaczął badać swoje obrażenia.
- No ładnie… - ironicznie skomentował krwawiące udo, po czym wsłuchał się w huk uderzenia emisji, który dobiegał zarówno z góry, jak i z głębi tunelu, co wskazywało na wyjście z tymczasowego bunkra.
Pomimo braku uzbrojenia i zranionej nogi, uspokoił się czekając na podobny ruch ze strony Zony. Wiedział, że odpoczynek nie potrwa długo, a ludzie których zabił, nie są ostatnimi, na których drodze musi stanąć.
Zono moja, serce moje...
-
Za ten post Dziku otrzymał następujące punkty reputacji:
- KOSHI.