***
…Wtedy wszystko zabłysło niczym miliardy świec. Wodą pchnęła niewidoczna fala. W uszach odbił się grzmot niczym grom z jasnego nieba. Uszy zalane wodą mimo tego piszczą, głuchną. Głowa boli, oczy tracą orientacje.
Gdzie dno? Gdzie powierzchnia? Ciało dryfuje. Świadomość ulatnia się.
Życie wyszło z wody?
Oprzytomniał. Zakrztusił się wodą. Ciało przeszedł dreszcz, mięśnie całego ciała złapał skurcz. W zaciśniętej dłoni miał pierścionek. Z bólem podpłynął do brzegu basen. Palił go każdy mięsień. Wydostał się z wody, poszedł kierunku holu. Na schodach mijał bezwładne ciała. Krzyczał jej imię nie słysząc własnego głosu. Biegł potykając się o progi i zwłoki. Korytarz w oddali płonął, strop zawalił się. Ich pokój był po drugiej stronie…
***
Jason czekał tak jak było to umówione. Trzy dni. Nikt się nie odezwał. Zaczął wątpić czy sam czegoś nie przeoczył, czy nie popełnił błędu. W międzyczasie zdążył zrobić zakupy, jakieś ciuchy, bielizna oraz pożywienie – głownie konserwy i pieczywo – tak aby jak najdłużej dało się z tym podróżować. Zgromadził też dwie zgrzewki wody mineralnej. Sygnał w komórce wrócił już po dwóch dniach. Jednak zanim można było używać komfortowo telefonu musiało minąć kilka godzin. Ludzie rzucili się na słuchawki jak opętani przeciążając co róż linię, ale dla komandosa nie miało to znaczenia, nie miał do kogo zadzwonić. Codziennie udawał się na spacer po okolicy. Wojsko faktycznie otworzyło posterunki gdzie rozdawano leki przeciwpromienne. Sam zażył dawkę po ówczesnej konsultacji z jednym z żołnierzy i dogadaniem się czy te tabletki są faktycznie tym czym maja być. Z kilkoma innymi wojakami też rozmawiał. Ogólnie nie mieli pojęcia co tak naprawdę się stało. Większość przyjęła tezę, że był to wypadek w elektrowni nie mający nic wspólnego z Paryżem. Inni wymyślali coraz to bardziej śmiałe teorie spiskowe. Ludzie podzielili się na panikarzy i na tych o stalowych nerwach. Wiadomości ciągle ciągnęły tezę o wypadku przy rozruchu reaktora. „Fatalny błąd” pisały pierwsze strony gazet. „ECPA klęską Polski” nawoływało radio. W kościołach odprawiały się liczne nabożeństwa. Piątego dnia panika ustała, ludzie zaczęli się jednoczyć, modlili się, chodzili do kościoła. Ogłoszono żałobę narodową. W telewizji Jason widział wystąpienie prezydenta Polski który za bardzo nie wiedział co powiedzieć i krążył w kółko mówiąc o ofiarach, cierpieniu i przyszłości bez energii atomowej w kraju. Za to prezydent Francji zmarł w Paryżu. Francuzi dumnie rozgłaszali, ze ten kto jest za to odpowiedzialny do końca roku zostanie powieszony na zgliszczach stolicy. USA wysłało pomoc wojskową do Francji. Ocena zniszczeń, szacowanie liczby ofiar… Miliony informacji, wywiady, opinie, przekonania i teorie spiskowe.
Wśród wszystkich głoszonych haseł jedno miało sens dla Jasona. „Co będzie dalej?”, „Kto jest następny?”.
Cudem jest to, że w obliczu takiej katastrofy Francji nikomu nie puściły nerwy i w powietrze nie wystartowały rakiety wycelowane w strategicznych wrogów NATO. Chiny? Rosja? Iran? Korea Północna?
Ta ostatnia zdążyła już się zaśmiać z tragedii w Europie sugerując, że to wina USA i ich imperializmu. Klątwa szatana, niegdyś Bush’a teraz czarnego Obamy. Może Kim Zong Un miał ziarno prawdy w swych szyderczych słowach? Francuzi cierpią ruinę stolicy i śmierć przywódcy. To drugie cierpienie jest raczej sztuczne, pokazowe.
„To błogosławieństwo, że zmarł w trakcie wybuchu. Dzięki temu Francja nie mogła od razu odpowiedzieć nuklearnym atakiem. Człowiek ma słabe nerwy, w swej dezorientacji, krótkowzroczności i głupocie doprowadził by raz dwa do zagłady…” – wyczytał Jason w specjalnym wydaniu Newsweek’a i w zasadzie mógł się zgodzić z tą tezą.
Komandos był ostatnim klientem pensjonatu. Nikomu nie było w nastroju do wakacji. Przy rozmowie z recepcjonistką okazało się, że rodzina która w dzień tragedii pospiesznie mijała go na schodach była właśnie z Poznania. Zastanawiał się chwilę razem z kobieta co z nimi będzie. O setkach rannych i tysiącach ludzi bez domów jeszcze nie specjalnie ktoś mówił w mediach.
Jason zapłacił kobiecie równo tysiąc złotych, dwa razy więcej niż się należało za pobyt. Odmawiała, jednak on nalegał.
-Dziękuję – odpowiedział w końcu i uśmiechnęła się do niego.
-Nie ma za co – odpowiedział i wyszedł z pensjonatu w kierunku swojego łazika. Zastanawiał się czy nie zadzwonić do generała, jednak ten nie wspominał o takiej konieczności wiec Jason odpuścił to sobie. Chciał z kimś porozmawiać. Ludzie jednoczyli się wokół niego w przeżywaniu katastrofy, on natomiast uświadamiał sobie, że nie ma się do kogo odezwać. Co z jego towarzyszami broni z GROM’u? Brata nie ma, zaginął. Kobiety brak, podczas służby, trudno związać się z jakąś na dłużej. Mało która rozumie to, że przez czas służby niestety będzie „numerem dwa” – bo to na zawołanie jednostki zawsze musza być gotowi operatorzy. A przyjaciele?
Nie miał siły do nich dzwonić, jakoś przytłoczyły go wydarzenia z kraju i Paryża i to dopiero po kilku dniach, gdy czekał na kontakt od Czechów, za dużo rozmyślając i standardowo śniąc koszmary.
Gra utknęła w miejscu. Czas zrobić kolejny ruch i ruszyć za granicę i spytać barmana o rudą dziewczynę.
„Jakie to groteskowe w obliczu tego wszystkiego” – pomyślał.
Niespiesznie ruszył UAZ’em w kierunku Lądka Zdrój. Co jakiś czas mijał wojsko, gdzieniegdzie tylko ciężarówki a czasem nawet Rosomak się trafił. Wszystko w stanie gotowości. NATO ostrzy kły. Tylko na co?
Jechał powoli mimo braku ruchu, po godzinie był na miejscu. Wszystkie wojskowo – militarne rzeczy trzymał w plecaku, żeby nie budzić podejrzeń wojskowych. Nie było czasu na tłumaczenie się i zbędne legitymowanie. Tym bardziej, że nie bardzo wiedział co czeka go po drugiej stronie granicy. Ciągle nie znał celu swojej „krucjaty”, do tego zawartość teczki, chaotyczna, niezbyt spójna i mało odkrywcza trochę go dobijała. Wiedział, że robi coś ważnego, ale wiedział też, że generał nie miał chyba dużo czasu szykując materiały z kopert, ba były nawet lekko infantylne.
-Cała nadzieja w karcie pamięci – powiedział sam do siebie zamykając łazika. Niestety jedyny sklep z elektronika w kłodzku został zamknięty – widać ktoś zamknął interes niczym grubas z militarnego.
W noc przed wyjazdem zniszczył teczkę upewniając się, że nie ma ukrytego dna, nadajników czy też innych bajerów. Połamał ją i po cichu zniósł do kotłowni w piwnicy pensjonatu gdzie wylądowała w piecu – tak dla pewności. Materiały schował w wodoodpornej kieszeni wewnętrznej plecaka.
Lądek zdrój był spokojny. Tylko nieliczne oddziały straży granicznej i wojska przejeżdżające co jakiś czas zdradzały obecność nietypowej sytuacji. Przeszedł się jeszcze w ogrodzie przy lokalnym sanatorium. Przysiadł na ławce zastanawiając się czy nie zadzwonić do kogoś. Tak jak ostatnio nic go nie oświeciło więc wyjął kartę sim i baterię z telefonu i wszystko oddzielnie pochowa w plecaku. Było południe, na ulicach pojawiali się gdzieniegdzie ludzie.
Wstał i ruszył w kierunku szlaku prowadzącego nad granicę.
-Kierunek Borówkowa Gora – powiedział z wymuszonym entuzjazmem.
Trzy godziny marszu, trzy godziny przemyśleń. Kręty górski szlak. Po stronie polskiej zniszczony i zużyta asfalt, zaraz za szlabanem granicznym nieskazitelny asfalt strony czeskiej. Jednak nie szedł „oficjalnie” przejściem granicznym, otoczył je nadkładając mniej więcej dodatkowe pół kilometra drogi. Przekraczał granicę z Bronia a to mogło się nie spodobać pogranicznikom a w zaistniałej sytuacji na pewno lepiej pilnują granic.
Kilka minut marszu przez zarośla i już miał przed oczami wioskę – Petrovkę. Sklep przy granicy gdzie zapewne handlowali z polskimi turystami tańszym alkoholem i czeskimi produktami. Kilka domków niektóre nawet stare, drewniane. W centralnej części wyróżniał się budynek większy od pozostałych, bardziej pociągły. Zapewne kantyna budowana z myślą o turystach zwiedzających szlak w okolicach lokalnych gór. W zasadzie gdyby nie posterunki graniczne dało by rade dojechać tu bezproblemowo autem.
Wszedł do wioski, na zewnątrz nikogo nie było. Godzina piętnasta – pora obiadowa, zapewne większość ludzi odpoczywa w domach i śledzi w mediach co tam słychać na świecie po ostatnich czterech dniach.
Drzwi kantyny były otwarte, pewnie właściciel musiał wietrzyć pomieszczenie z powodu upałów. Dziś w słońcu dochodziło nawet do 35C. Upalne lato.
Jason przeszedł próg pomieszczenia, w środku było nieznacznie chłodniej lecz i taka mała różnica przynosiła pewna ulgę. W środku było w zasadzie jedno wielkie pomieszczenie, bar z ladą i może z dziesięć stolików, przy każdym po dwa, trzy miejsca. Na jednej ze ścian wisiał telewizor z załączonym czeskim programem informacyjnym, jednak dźwięk był wyciszony. W tle leciało radio z aktualnie modną muzyką. Za ladą stał starszy nieogolony facet, raczej niskiego wzrostu, stereotypowo jak na barmana polerował kufel od piwa białą szmatką. Poza nim było trzech innych mężczyzn siedzących przy jednym stoliku, też starsi. Dwóch grało w szachy trzeci przyglądał się paląc fajkę. Nikt nie zwrócił uwagi na gościa. Jason podszedł do baru, zdjął lecak i przysiadł na wysokim taborecie przy ladzie. Barman spojrzał na niego pytająco.
-Dzień dobry – zaczął Jas.
-Ahoj – odpowiedział Czech – polak. Napijecie się czegoś? Może piwko na koszt firmy za żałobę waszą. Co nie chłopaki.
-Polej mu! – odpowiedzieli razem szachiści.
-Od trzech dni nikt do nas nie zajrzał – tłumaczył po polsku jednak z czeskim akcentem barman nalewając kufel ciemnego piwa. Jason nie zdążył odmówić, nie miał ochoty poza tym w trakcie działania się nie pije, jednak w tym wypadku nie wypadało odmawiać, zawsze to jakiś gest od tych ludzi. – A ty turysta? – kontynuował barman. Jason zastanawiał się chwilę po czym stwierdził, że zagra w otwarte karty
-Turysta. Aktualnie szukam takiej jednej rudej dziewczyny.
-Hah. Mamy tu taka jedną. – ku zdziwieniu żołnierza mężczyzna sięga pod ladą i pochwili podaje mu egzemplarz Playboya z ruda dziewczyną na okładce – Ha ha ha ha – śmieje się głośno.
-Fajna – odpowiada zmieszany komandos.
-Weź sobie, też na koszt firmy – uśmiecha się barman. – teraz przepraszam, musze zatelefonować, tymczasem spróbuj piwa – dodał i wyszedł drzwiami na zaplecze. Jason upił łyk piwa.
„Bez szału, ale ujdzie w tłoku” – pomyślał o piwie, po chwili to samo stwierdził o wytatuowanej dziewczynie z okładki gazety. Pijąc piwo przejrzał gazetę w nadziei, że znajdzie jakaś notkę, numer telefonu , cokolwiek.
Niestety zawiódł się, były tam same nagie kobiety i artykuły o typowo męskiej tematyce.
Siedział zrezygnowany pijąc piwo, wsłuchał się w radio, okazało się, że to polska stacja. Aktualnie leciał kawałek Kazika pod tytułem Plamy na Słońcu… Jason wsłuchał się…
Plamy na słońcu, upał na ulicy
Jeszcze dzisiaj nikt nie jechał
Spokój na granicy
Nie było ruchu wojsk
Ze wschodu i zachodu
Kto nie był socjalista
Był draniem za młodu
Dałaś mi wojnę
Dałaś mi pokój
Teraz bardzo proszę
Daj mi święty spokój
Sama piosenka która znał dobrze nie miała w zasadzie nic wspólnego z wydarzeniami pokróju tych które miały ostatnio miejsce, jednak jak by wyjąć z kontekstu fragment którego słuchał nabierało to innego znaczenia. Surrealistyczne doznanie przygnębiło go jeszcze bardziej. Dopił piwo, wziął plecak i zostawiając pusty kufel i świerszczyka na ladzie wyszedł z kantyny. Miał ochotę zadzwonić do Stanisława i zapytać się o co w tym wszystkim chodzi. Z wnętrza pomieszczenia dało się słychać dalej tą sama melodię.
Czy się odstanie
To co się nie odstało
Was wszystkich
Po obu stronach
Zupełnie poj*bało
Jak zaczęła się piosenka
Tak i będzie na końcu
Upał na ulicy
I plamy na słońcu
Hej hej
Co się porobiło z ta krainą złą?
-Co się porobiło z ta krainą zła – wyszeptał Jason. W tym momencie tuz przed nim zatrzymał się czeski UAZ. Wysiadł z niego jakiś facet, był tyłem do komandosa. Mężczyzna odwrócił się twarzą do gromowca. Był to generał z fotografii jaką miał w kopercie „Kłodzko”.
-Ty pytałeś o rudą dziewczynę? – zapytał oficer poprawną polszczyzną, mierząc go od stóp do głów.
-Ta – odpowiedział żołnierz ciągle będąc pod wrażeniem nagłego pojawienie się Czecha
-Wspaniale. Dalej pojedziemy razem, wsiadaj.
Wsiedli do tyłu łazika, który momentalnie zawrócił i ruszył droga w strone czeską.
-Pojedziemy do garnizonu, tam pogadamy w cztery oczy. Stanisław wspominał, że się pojawisz. Miałem posłać po ciebie ale w zaistniałej sytuacji wycofaliśmy naszych ludzi z waszej ziemi.
-Nie ma problemu, jakoś trafiłem. Nie rozumiem tylko po co ta gierka z Playboyem.
-Z czym?
-No barman jak spytałem o rudą dziewczynę dał mi gazetę…
-Kretyn! To miało być tylko hasło co by po mnie posłali. Porozmawiam z nim następnym razem, odechce mu się tych żarcików.
Zamilkli. Wjechali w leśną drogę.
-Dlaczego wycofaliście ludzi z Polski – zapytał po chwili Jas.
-Wystarczy, że u nas robi się już nieciekawie. W Pradze wybuchło kilka bomb. Amatorka, lokalna gangsterka czy tez jacyś militarni fanatycy. Ludziom odwala, zresztą pewnie w Kłodzku byłeś odcięty od informacji. To co wciskają w telewizji to bujdy. U was w Poznaniu panuje kompletna anarchia, ludzie rozkradają co się da z ocalałych części miasta. W jakimś sklepie myśliwskim trzech facetów ostrzeliwywało się z wojskiem, dopóki wasz BWP nie sieknął z działa.
-Wiedziałem. Media wciskają kity, że wszyscy łączą się w bólu. Tak musiało być w końcu to nie był wybuch bomby amatora. Ludziom odwala i pewnie odwali jeszcze bardziej.
-Musimy opanować tą sytuację. Zaraz będziemy w bazie. Rozbiliśmy stanowisko na okolicznym poligonie.
-Znaliście się z Stanisławem osobiście generale?
-Tak. Poznałem go osiem lat temu na zaprzyjaźnionych ćwiczeniach. Zajmowaliśmy się kontrwywiadem ale nie w skali państwa tylko całego NATO. Zresztą wtedy Stanisław mieszkał w okolicy, niedaleko granicy, więc jakoś utrzymywaliśmy kontakt. Lubiliśmy łowić ryby, nawet poznaliśmy nasze córki, do dzisiaj są przyjaciółkami.
UAZ skręcił z asfaltu w boczną leśną drogę. Zaczęło rzucać wozem jadącym po dziurach.
-Stanisław mówił, że przyśle swojego zaufanego człowieka. Mówił, że jesteś z GROM’u.
-Tak, służę od dwóch lat.
-Dobrze. Zbliżamy się. Oprócz mnie i kierowcy nikt nie wie, że jesteś żołnierzem i tak ma zostać na razie. Oleg zatrzymaj się zanim wjedziemy, dogadam tylko tą sprawę.
Łazik się zatrzymał, a Novotny kontynuował.
-Twoja misja nie jest oficjalna ani uznawana nawet w twoim kraju tym bardziej musimy zachować dyskrecję. Nie chcemy przecież, żeby ktoś nam namieszał co nie? – generał uśmiechnął się do Jasona, po chwili kontynuował – na razie będziesz cywilnym specjalista od skażeń radioaktywnych, zresztą nie będziemy tu długo, góra dobę. Jak co przychodź do mnie albo do Oleg’a – wskazał na kierowcę z przodu – teraz wjedziemy do bazy, pokręć się trochę gdzie nie będzie dużo żołnierzy, ponudź się z dwie godziny, ja dopilnuje Bierzycach spraw i pogadamy w moim baraku. Zrobił bym to od razu, ale w okolicy kręcił się ktoś podejrzany z bronią – jak ci już mówiłem nawet u nas porobił się bajzel od tych bomb. Dobra jedziemy.
Ruszyli, po niespełna dwóch minutach dojechali do stalowej bramy, oddzielającej razem z betonowym murem z zasiekami placówkę wojskową od lasu. Trzech żołnierzy pełniących wartę na zewnątrz zasalutowało na widok generała i pospiesznie otworzyło wjazd. Poligon okazał się spory. Cztery drewniane baraki, kilkanaście namiotów polowych, kilka lądowisk dla sporych Mi17. W wydzielonych miejscach stały ciężarówki Tatra, dwa BWP oraz jeden stary SKOT. Po chwili Jason zauważył nawet zamaskowane stanowiska rakiet p-lot. Wszędzie chodzili leniwie żołnierze. Część zgromadziła się przy kuchni polowej zajadając cos smakowicie, inni majstrowali przy sprzęcie. UAZ zaparkował przy najbliższym z baraków. Dwóch żołnierzy palących przy wejściu papierosy pospiesznie ugasiło je i zasalutowało generałowi, który właśnie zaczął wysiadać z łazika. Oficer odwzajemnił gest i pokiwał z lekkim zażenowaniem głową na widok niedopałków leżących u stóp żołnierzy. Po chwili odezwał się do nich.
-Przyjechał ze mną polski specjalista od badania pola skażeń. Przynieście mu grochówki i traktujcie należycie mimo, ze jest cywilem. – powiedział i od razu wszedł do baraku. Oleg gdzieś wyparował. Żołnierze uśmiechnęli się do Jasona.
-Ahoj – powiedzieli niemal równocześnie, po czym jeden z nich pobiegł w kierunku kuchni polowej. Gromowiec ucieszył się na myśl o wojskowej zupie która zaraz ukoi jego żołądek. Nie dość, że był głodny to piwo które wypił musiało być nieco „doprawione” przez barmana czymś mocnym, bo o ile udało mu się opanować zachowanie się to pusty żołądek zareagował z kwaśnym bólem na trunek.
-Źle tam u was? – zagaił pół czeski pół polskim żołnierz.
-Na razie nie mamy dokładnych informacji. Ja tylko badam przemieszczanie się z wiatrem radioaktywnego pyłu – blefował Jason.
-Aaa, Rozumim. U nas tez się dzieje. W Pradze bomby podłożyli a tu w lesie patrol znalazł jakis pseudo partyzantów.
-Pseudo partyzantów? – podjął temat Jason.
-Ta. Czterech ludzi, ziemianka, broń. Nie podeszli tylko wrócili zameldować, tamci ich nie widzieli.
-Ciekawe kto to może być co nie? I po co?
-Nie wiem. To było chwile temu, generał teraz zadecyduje co robić. Zresztą cii, nie powinienem o tym mówić – żołnierz pokazał palcem gest milczenia po czym zajrzał do kieszeni munduru – Macie fajki? – spytał/
-Nie palę.
-Aaa, szkoda.
Z tyłu podszedł drugi żołnierz z menażką pełną pachnącej grochówki z kotła.
-Proszę – podła Jasonowi, zupę. Dał mu tez sporą kromkę świeżego chleba. Jason podziękował, kiwnął w pożegnalnym geście żołnierzom i udał się na bok w kierunku gdzie nie było ruchu. Przysiadł na ściętym pniu drzewa i rozpoczął jedzenie kojąc chimery żołądka.
***
-Nie dawaj jeszcze tego – wyszeptał Konrad do brata.
-Co chcesz zrobić – odpowiedział Piotr.
-Przejrzeć co tam jest. Wiki nie żyje, to nie może pójść na marne.
-Skopiujemy to?
-Ta. Dawaj do mojego namiotu, potem zaniesiesz to do sztabu jak najszybciej jak gdyby nigdy nic.
-Zdasz im raport?
-Tak. Chłopaki jeszcze się myją, potem pójdziemy do Starego na dywanik.
-Co im powiesz? Kable, bomba, Wiki, Najemnicy? Niezły burdel.
-Nic im nie powiem. Czułeś ten zapach?
-Co? Jaki zapach?
-Eksplozji?
-Nie zwróciłem uwagi…
-To był napalm. Wszystko się sfajczyło, zwłoki też. Kazałem schować Wiki do skrzyni po granatnikach w helikopterze. Powiem, że się spaliła…
-Po co?
-Te czujniki tętna na trupach to profesjonalna robota. Ktoś to planował i na bank nie chodziło o to, że usłyszeli helikopter którego i tak nie słychać. Wiedzieli, zmyli się na szybko i jeszcze zdążyli zastawić pułapkę. Tego się nie robi w pięć minut. Poza tym mówili, ze maja być talibowie a był „syn Hitlera” i żółtek.
-Chcesz grac na własną rękę? Jesteś pewien?
-Nie wiem. Pomyślałem, że w podobny sposób zaginął Borys od Jas’a.
-Afganistan jest duży.
-Tam też był napalm i to dużo więcej. Żaden z trupów nie miał zębów jak Borys, jego ciała tam nie było.
-No dobra. Napalmu nie ma dużo wśród terrorystów w Afganie, zresztą powiedział bym, że nie ma go wcale, ale to jeszcze nic nie znaczy.
-Mówisz to po tym co było w Paryżu?
-Piotr! Konrad!– krzyknął z oddali Wład. Biegł w ich stronę ubrany w lekki kombinezon. Stali przy namiocie niedaleko lądowiska dla helikopterów. Wład wracał z „myjni”, z drugiego końca bazy.
-Co się stało? – spytał Piotr gdy towarzysz broni dobiegł do niego i Konrada.
-Paryż nie był jedyny… - wysapał nerwowo.
-Jak to? – rzucił Konrad.
-Chłopaki właśnie mi powiedzieli, że Poznań szlag trafił. Coś w elektrowni wybuchło…
Stali w milczeniu patrząc na siebie nawzajem. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Wład przełamał w końcu milczenie mając olejna informację.
-Mówię, że posłali tam przed wybuchem niemal cały GROM.
-Kurwa… Jason!
-Przecież miał urlop ponoć.
-Ale mogli go ściągnąć – dyskutowali…
Znów zapadła cisza. Stali tak chwile po czym na znak Konrada weszli do namiotu zając się Pendrive’em.
Nie mieli dużo czasu. Skopiowali zawartość po czym udali się na zdanie raportu po akcji.
***
Jason napełniwszy swój żołądek zagaił do żołnierzy odpoczywających na pancerzu SKOT’a. Widział, że czytali gazetę, po krótkiej pogadance o wydarzeniach w Polsce chętnie pożyczyli mu pismo które czytali. Udał się z powrotem do pnia przy którym jadł, usiadł na kępie mchu opierając się o niego i przyjrzał się gazecie.
Nie znał specjalnie czeskiego, choć w większości znaczenia danych słów można było się domyślić. Już okładka witała dużym zdjęciem zniszczonego płonącego miasta. Jason zauważył w tle niewielką sylwetkę wieży Eifla.
Stara konstrukcja nie poddała się potężnej mocy atomu. Można by pomyśleć, że to cud, lecz u Jasona wywarło to mieszane, raczej negatywne odczucie. Wieża była wisienka na torcie dokonanych zniszczeń. Była autografem Paryża, ale teraz na tle ruin i zgliszczy była niczym szyderczy uśmiech tego kto tego dokonał. Gromowiec wertował gazetę starając Se rozgryźć nagłówki artykułów i podpisy zdjęć. Mimo, że gazeta była najprawdopodobniej tanim, codziennym brukowcem to w zasadzie cała była poświęcona Paryżowi, Poznaniowi i zamachu bombowemu w Pradze. Jason rozpoznał na jednym ze zdjęć w połowie zburzoną Katedre na Ostrówie Tumskim w Poznaniu. Okolice ronda Śródki były zrujnowane. Zdjęcie było wykonane z lotu, jakość raczej słaba, spore ziarno, jednak perspektywa w kierunku jeziora Maltańskiego zdradzała smutny szczegół. Malta była wyschnięta, jak by wyparowała. Suche, puste dno, czarna dziura. Kolejne zdjęcia przedstawiały już Pragę, a w zasadzie jej ulicę na której stało kilka wraków aut oraz kilka zdjęć jakiś Czeskich polityków z jakiegoś szczytu poświęconego katastrofie.
-Generał po pana wzywa – Jas opuścił z przed oczy gazetę, stał przed nim kierowca. Oleg. – jest w baraku przy którym parkowaliśmy. Trafi pan?
-Jasne. Dzięki – odpowiedział gromowiec i ruszył do baraku. Po chwili pukał już do wewnętrznych drzwi pomieszczenia.
-Proszę – usłyszał głos Novotnego. Jason otworzył drzwi, wszedł do środka i odłożył w kącie plecak który miał cały czas przy sobie od momentu wjazdu do bazy, przy okazji wydobył koperty od Stanisława.
– witam ponownie – uśmiechnął się generał poczym dodał wskazując na krzesło naprzeciwko swojego biurka – usiądź.
-Dziękuje – odpowiedział żołnierz siadając naprzeciwko fociera.
-Wysłałem patrol z BWP w okolice gdzie widzieli „myśliwych”, niech się z nimi rozprawią po strzale ostrzegawczym oczywiście. Teraz możemy się zając ważniejszymi sprawami.
-Tak. Mam tu kilka rzeczy. – odpowiedział Jason i poszył na stole koperty – mam tu kartę SD od generała Stanisława. Nie miałem okazji sprawdzić dokładnej zawartości bo nie miałem żadnego sprzętu elektronicznego, sklepy w kłodzku tez nie pomogły. Do tego będzie potrzebny dostęp do Internetu.
-Nie ma problemu – odpowiedział Novotny sięgając gdzieś do wnętrza swojego sporego, mahoniowego biurka które nie pasowało do surowego wystroju poligonowego baraku – mam tu swojego laptopa, jest też WiFi z wozu transmisyjnego – uśmiechnął się kładąc urządzenie przed Jasonem.
-Jest też to. W tym wypadku nie wiem o co chodzi. Nie znam żadnego Reznowa.
-Reznow? Sasha reznow?
-Tak. Zna go generał? – spytał Jas kładac jednocześnie na blacie biurka zdjęcie z koperty.
-Znam go. Właściwie znamy: Stanisław, Antonow i ja.
-Generał Stanisław wspominał coś o Antonowie.
-Taa, to z kolei nasz przyjaciel z za wschodniej granicy. Z tym, że z nim często nie łowiliśmy ryb bo takie „znajomości” są podejrzane z perspektywy naszych rodzimych państw…
-W takim razie o co chodzi z tym Reznowem?
-Sam nie wiem. „Twój kontakt”- Novotny przeczytał na głos napis z tyłu zdjęcia – Stanisław chyba chciał żebyśmy się z nim skontaktowali.
-Po co?
-Sam nie wiem. Może coś wiedzieć. Służył jakiś czas w GRU i FSB.
-Coś więcej o nim?
-Zaczynał w Marynarce wojennej, a właściwie w Piechocie Morskiej, potem poznał Antonowa na jakiś wielkich manewrach, ten zwerbował go do Specnazu. Potem ponoć był w GRU, a przed ucieczką w FSB.
-Ucieczką?
-Tak. Mieli tam w Rosji jakiś niezły burdel. Zabijali swoich bo „za dużo widzieli”. Sasha wyczuł pismo nosem i po prostu ulotnił się razem z żoną. To wkurzyło Ruskich, tym bardziej, że jego zona była córka poważnego generała.
-Czyli mam to rozumieć w taki sposób, ze Reznow jest kopalnią wiedzy wschodniego wywiadu?
-Coś w ten deseń. Jest, to znaczy był pułkownikiem – jak na specnaz to dużo. A teraz z tego co wiem, żeby być bezpiecznym to zaciągnął się do jakiejś oficjalnej grupy najemników. Nigdy go nie widziałem na własne oczy. To był tylko temat kilku „rozmów przy rybach”
-Jak go znajdziemy?
-Poszperam w papierach naszego wywiadu, może cos będzie. Mogę też zadzwonić do Antonowa. Poszukamy tez w sieci o organizacjach najemników mających siedzibę w Niemczech, bo to chyba do takiej się zaciągnął. Ale to zaraz, sprawdźmy może kartę pamięci.
-Jasne – Jason wyciągnął list od Stanisława i odlepił od niego kartę Sony. Generał odwrócił w jego stronę laptopa, wziął swoje krzesło i dosiadł się po drugiej stronie biurka obok gromowca. Uruchomili komputer, Nowotny wpisał hasło a Jas wepchnął kartę w odpowiedni slot.
Po chwili na pulpicie pojawiło się okno autoodtwarzania. Kilka kliknięć i ukazała się zawartość karty.
Jeden zwykły plik tekstowy w notatniku oraz jeden folder w dziwnym formacie.
Jason odpalił plik .txt
LOGIN: XC8WR5KJ0
HASŁO: “TAM GDZIE SPOTKALI SIĘ STARZEC GROM I KROKODYL SMAGANI WIATREM”
www.QR5_JH78_KCJ25.com/login/admin/#-Co to takiego? – spytał generał.
-Stanisław wspominał w liście, że najważniejsze dane umieścił razem z kolegom z ABW w sieci.
-Po co?
-W zasadzie to nie wiem. Pewnie na wypadek jak by teczka wpadła w niepowołane ręce.
-To hasło to szyfr?
-Chyba tak, zaraz, zaraz… - Jason zamyślił się. - „Tam gdzie spotkali się starzec, grom i krokodyl smagani wiatrem” – powiedział pod nosem. W tym czasie Novotny połączył się poprzez laptop z siecią WiFi.
Widząc to gromowiec odpalił przeglądarkę internetowa Firefox i wprowadził w okno wyszukiwania adres domeny skopiowany z notatnika. Pojawiła się zwykła, biała strona internetowa z dwoma oknami „LOGIN”, „HASŁO” i przyciskiem „ZATWIERDŹ”. Jas skopiował skomplikowany login po czym postawił kursor w ramce z hasłem.
-Spotkałem się z Stanisławem w Poznaniu na jednym z wieżowców…
-Po co takie komplikacje?
-Nie wiem. Generał mówił, że tam nikt nas nie zobaczy i nie podsłucha. Myślę, że chodzi właśnie o to. Starzec to on, grom to ja, a krokodyl to Mi24 który nas zabrał z dachu na lotnisko. – tłumacząc to Nowotnemu wpisał w okno „wichrowe wzgórze” zatwierdzając wybór klawiszem enter. Nic się nie stało, okna się wyczyściły.
-Kurde, może bez spacji albo z podkreślnikiem… - spróbował ponownie. Udało się za drugim razem, wyrazy dzielił podkreślnik. Ich oczom ukazała się prosta, nieskomplikowana strona, adres był dodatkowo szyfrowany co sygnałowała odpowiednia ikona w przeglądarce. Po lewej stronie ukazało się proste menu nawigacyjne z kilkoma opcjami. Przeglądali kolejne zakładki. Gdzieś w oddali dało się słychać krótki huk, jednak mężczyźni pogrążeni w lekturze nie zwrócili na niego uwagi. Wertowali wirtualne archiwa ABW oraz KGB i późniejszego FSB. Znalazła się nawet zakładka CIA. Jason czuł mimowolne podniecenie niczym nastolatek który wie, ze bierze udział w wielkiej grze. Aktualnie przeglądali dane dotyczące tak zwanego „Incydentu Czarnobylskiego”. Jason nie wiedział o tym nic specjalnego, jedynie przez ostatnie dni podczas rozmów z generałem usłyszał to określenie kilka razy.
W dokumentach na jego temat był raport o tym, że cały incydent obracał się wokuł nie małej kradzieży. Zrabowane zostały niemalże wszystkie pozostałe pręty paliwowe z każdego z reaktorów poza oczywiście zniszczoną czwórką. Do tego pobrano z sarkofagu wiele radioaktywnego materiału w tym resztki grafitowych prętów kontrolnych. Cała akcja zajęła rekordowy czas sześciu godzin. Terroryści jak ich określono, ostrzelali kilka posterunków w Zonie wystarczająco szybko aby żaden z nich nie wezwał posiłków. Rosjanie zorientowali się dopiero po pięciu godzinach gdy terroryści już wszystko pakowali na pokład kilkunastu(!) Mi17. Oddziały wojska i specnazu w tym wympiełu przybyły za późno, przed odlotem dwóch ostatnich maszyn. Nastąpiła ciężka wymiana ognia, helikoptery uległy zniszczeniu, ale jak się okazało na ich pokładzie był tylko sprzęt którym posłużono się do przenoszenia materiałów radioaktywnych oraz do ich wcześniejszej fragmentacji. Maszyny z ładunkiem właściwym zdążyły zbiec. Lotnictwo nie namierzyło żadnej z nich jak by wyparowały, jak stwierdzono uległy rozproszeniu a pojedyncze egzemplarze Mi17 w Rosji nie budzą entuzjazmu gdyż latają tam ich dziennie setki.
W dokumentach była też informacja, że zabito dziewięciu terrorystów:
Dwóch pilotów helikopterów oraz trzech terrorystów którzy je załadowywali.
Pozostała czwórka terrorystów z dachu wieżowca w Prypeci ostrzelała z granatników Rpg7 oraz Rpg18 Mucha konwój którymi przybyła Rosyjsko Ukraińska odsiecz. Udało im się zniszczyć aż cztery BTR’y orz jednego Urala z piechotą. Poległo 34 żołnierzy (!) w tym 4 z wympiełu. Rannych było niemal dwa razy tyle – 58.
-Naprawdę nigdy o tym wcześniej nie słyszałem, musieli to nieźle utajnić – skomentował Jason.
-Tez nie wiedział bym o tym, gdyby nie Reznow który powiedział o tym Stanisławowi.
-To on poznał Reznowa?
-Mówiłem tobie, że ja go nie widziałem. Stanisław za to miał z nim kontakt kilka razy po tym jak zbiegł z Rosji. Było to w zasadzie niedługo po tym całym incydencie w Czarnobylu. Za to jeśli chodzi o samą akcje przy elektrowni to nie mogło wyjść na jaw. Tam nie ma cywilów, ścisła strefa zamknięta. Posprzątali trupy i po hałasie, a sami przecież nie będą o tym jawnie gadać w końcu skradziono pręty paliwowe…
-Czyli rozumiem, że ten cały Czarnobyl mógł być źródłem materiałów do wykonania bomb których użyto na dniach?
-Bardzo możliwe, tym bardziej, że w szeregach NATO nikomu taki arsenał nie zaginął. Teoretycznie absurdalne ale jak widzę potęgę kogoś kto tego dokonał to trzeba rozważyć każda opcję. Zastanawia mnie tylko jak udało im się uzyskać tyle maga ton, zniszczenia są ogromne. Musza mieć potężne zaplecze techniczne, nawet mając pręty paliwowe stworzenie czegoś innego niż brudna bomba jest bardzo trudne, prawie a wykonalne.
-Nie musieli tworzyć niewiadomo jak silnej broni. W Poznańskiej elektrowni trwał rozruch reaktora, to on wzmocnił eksplozje. Sądzę nawet, że…
-Że?
-Musiała w jakiś sposób zajść przemiana wodoru w hel. Zwykła atomówka że sprawia, że jezioro wysycha.
-O tym nie słyszałem – dziwił się general.
-Widziałem w waszej gazecie, pożyczyłem od żołnierzy. Nie wiem tylko jak było z Paryżem.
-Na razie tez nie mamy żadnych informacji. Jedno co mogę powiedzieć, to to, że krąży pogłoska, że ilość ofiar jest ponad dziesięciokrotnie większa w stosunku do zniszczeń materialnych i mocy jaka miała bomba.
-Co to może oznaczać?
-Tego nie powiem, bo nie wiem. Nie znam się na tym w aż takim zakresie.
-To Czarnobyl przerobiliśmy. Zobaczmy co tu jeszcze mamy. Kusi mnie zakładka CIA.
-Dobrze poruczniku Jason – generał pierwszy raz zwrócił się do niego po stopniu i imieniu – przeglądajcie dalej te materiały, ja udam się dowiedzieć czegoś w sprawie Reznowa, czas to pieniądz.
Generał wstał i wyszedł z baraku, komandos został sam kontynuując lekturę akt. Papiery Amerykanów zawierały co nieco o „fotografach”…
***
-Czyli wracamy do Polski?
-Niestety, odsunęli nas ze względu na śmierć Wiki. – odpowiedział Konrad. Siedział na składanym taborecie pośrodku namiotu z kuchnią/jadalnią.
-Co? Rozumiem, że nas to boli, ale co im do tego? Pierwsze słyszę zamykać sekcję specjalną z powodu jednej ofiary! – odpowiedział Piotr opierający się o jeden z solidnych filarów stelażu namiotu.
-Łatwo ci to mówić! – wściekł się stojący przy wejściu Wład – „jedną ofiarę”.
-Słuchaj w całości co mówię bambusie. Mówię, że nas to boli. Z resztą to ty jej roztrzaskałeś łeb kulą!
-OBIECAŁEM JEJ TO! – krzyknął Wład ruszając z wściekłością w stronę Piotra.
-Kurwa! – żucił Konrad wstając w kierunku żołnierzy, domyślając co się zaraz stanie – uspokójcie się obaj! Natychmiast! – wbiegł między nich zanim zdążyli siebie dosięgnąć. Wład spojrzał spode łba.
-Obiecałem jej to! Rozumiesz!? Nie chciała być kaleką.
-Skąd wiesz czy w ostatniej chwili nie zmieniła zdania!? – odkrzyknął wściekły Piotr.
-Spokój mówiłem! Też znałem wolę Wiktorii – dołączył się dowódca – Wład zrobił co miał zrobić – spojrzał na niego – ale masz siedzieć cicho i się uspokoić, a ty Piotr nie prowokuj więcej takich sytuacji. Nie chcecie się chyba kłócić teraz kiedy nas rozwiązują? Do tego dogadałem się z naszym pilotem, zaniósł skrzynię z Wiki w umówione miejsce. Wymkniemy się jakoś i pochowamy ją.
Stali chwilę, uspokoili się. Konrad wykorzystał to, że stali blisko siebie i chwycił kompanów za ramiona. Objęli się rękoma w trójkę. Policzek zwilżyła łza.
Po kolacji w polowej stołówce zgłośnili się na ochotników na patrol. Decyzję oczywiście odrzucono, ale ku pociesze oddziału który miał być nazajutrz rozwiązany pozwolono im udać się Humerrem pięć kilometrów dalej do amerykańskiej bazy gdzie miał odbyć się na wewnętrzny amatorskim boisku mecz futbolu żołnierzy.
Skorzystali z losu szczęścia i zjechali z trasy udając się dziesięć kilometrów dalej do płynącego w skalistej dolinie strumienia. W umówionym z pilotem miejscu znajdowała się zamaskowana karłowatymi krzewami skrzynia a w niej ciało towarzyszki broni. Wzięli ze sobą kilka prześcieradeł, czyste ubranie z jej szafki oraz mydło. Wład przy pomocy Piotra w oddali od reszty która szykowała ognisko rozebrał ciało Wiki oraz starannie je umył. Rany na nogach zawiązał poczym zawinął starannie całe ciało w prześcieradła. Zostawił jedno na koniec, do przykrycia twarzy która na razie zostawił odsłoniętą.
-Nie miała by szans… - wydusił Wład.
-Wiem – odpowiedział Piotr.
-Nie wiesz… - Piotr spojrzał na przyjaciela z oddziału, ten klęczał nad ułożonym przy brzegu ciałem. Gładził policzek martwej Wiki. Jego twarz była bez wyrazu, jednak oczy szkliły się, był w nich ból.
-… Wczoraj przyniosła mi test ciążowy, pozytywny – kontynuował – była w ciąży rozumiesz?
Piotr milczał patrząc niemo to na ciało kobiety to na Włada. Ten opowiadał dalej.
-Pojechała z nami. Nie chciała osłabić drużyny. Dzisiaj, po akcji miała iść do lekarza kompanii dostać zwolnienie… - łzy ciekły po twarzy żołnierza kapiąc na prowizoryczny całun zmarłej.
-Spałem z nią… Wiem, że Ty też, ale ja ją kochałem wiesz? – spojrzał na Piotra, ten milczał dłuższą chwilę poczym odpowiedział.
-To stara historia. To było… Twoje dziecko…
Wład załkał jak dziecko, opadł delikatnie ramionami na Wiki. Piotr dał mu chwilę, później zanieśli ciało do reszty oddziału. Ognisko paliło się, a obok był wykopany szeroki dół. Na jego dnie ułożono sporo gałęzi. Ciało Wiki spoczęło na wkopanym w ziemi stosie.
-Pokuj z tobą Wiktorio – powiedział Konrad – niech ci wojna lekką – dodał. Była ich teraz tylko piątka.
Konrad, jego młodszy brat Piotr, Władimir, Jack i Wiktor. Reszta jednostki miała wolne w kraju, jeszcze nie wiedzieli. Ten ostatni powiedział jeden wers prostej modlitwy - wiecznego odpoczynku.
Każdy rzucił garść ziemi na ciało, Wład dorzucił pistolet – Glocka 17, tego którym wykonał prośbę rannej.
Broń zgłosił wcześniej jako zagubioną podczas akcji. W ręce ściskał łuskę od najcięższego naboju w jego życiu. Zachował ją jako brzemię. Konrad rozlewał już benzynę z kanistra.
Gdy stos płonął siedzieli. Nikt się nie odzywał, czekali dolewając co jakiś czas benzyny i dosypując zgromadzony wcześniej chrust. Nikt nie liczył ile czasu Wiki zamieniała się proch.
Odeszła.
Grób zasypali gleba i kamieniami. Konrad z drobnych kamyczków ułożył malutki krzyż.
Niestety nikt w Polsce na nią nie czekał. Nikt na świecie. Miała tylko ich, kompanów z jednostki.
Wszyscy ja uwielbiali, „urocza kobieta” mawiali, mimo tego, że na co dzien w trudach służby musiała być twarda to zachowywała kobiecość.
Wład ją kochał, jednak nie zdążył jej tego powiedzieć gdy żyła. Zrobił to dopiero nad grobem gdy wszyscy skierowali się w stronę Hummera.
***
Nowotny nie wrócił, a minęło już kilka godzin w czasie których Jason przeglądał zawartość strony internetowej.
„Fotografiowie” faktycznie mieli powiązania z starym KGB i Yakuzą, jednak trop się urywał. Tutaj komandos nie odkrył nic nowego. Należało szukać głębiej. W zasadzie poza dokładnym raportem z Incydentu Czarnobylskiego akta nie wniosły nic nowego, w każdym bądź razie Jason nadal nie miał pojęcia kto i jak organizacja może stać za czymś takim. Powoli zaczął podejrzewać, że to może faktycznie początek III Wojny Światowej, że zamachy to sabotaż jakiegoś mocarstwa, Rosji, Chin, Iranu? A może USA?
-Nieeee - powiedział sam do siebie. Był zmęczony siedzeniem przed laptopem i wytężaniem umysłu nad stertą wirtualnych dokumentów.
Do baraku wszedł Oleg.
-Generał musiał pilnie wyjechać. Wróci jutro przed południem. Tymczasem kazał zostawić panu ten śpiwór i klucz – kierowca podał Jasonowi mały pakunek z podręcznym śpiworem oraz duży klucz do zamka drzwi baraku.
-Dziękuję – odpowiedział Jason nie mogąc powstrzymać ziewnięcia. Oleg bez reakcji odwrócił się i wyszedł z baraku.
Komandos spojrzał na komputer, nie miał już sił na czytanie, zresztą niewiele mu zostało, zapewne nic specjalnego. Wylogował się ze strony i zamknął laptop. Po chwili szykował sobie posłanie, na wszelki wypadek wyjmując z plecaka Beryla i kładąc blisko siebie. Zjadł jeszcze tylko konserwę mięsną zagryzając ją pajdą chleba i popijając wodą z manierki US Army Made In China które miał w plecaku.
Zasnął szybko.