"Cie(r)ń Zemsty" by Iwanassassin

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

"Cie(r)ń Zemsty" by Iwanassassin

Postprzez Iwaszka w 13 Mar 2014, 00:31

Pragnę się podzielić jeszcze gorącym i bardzo surowym materiałem na moją powieść (o ile nie stracę weny).
Trochę akcji, atomu, teorii spiskowych oraz love story (w tym fragmencie jeszcze nie zaimplementowane).

UWAGA: Tak jak zaznaczyłem na początku, materiał jest surowy, nieobrobiony i zawiera byki oraz kilka niespójności/nielogiczności do poprawek. Wynika to z tego, że pisząc nie zastanawiam się nad drobnostkami i robię to na końcu, gdy mam całość. Także tych którzy zechcą przebrnąć przez te wypociny proszę o nie wytykanie literówek, interpunkcji i małych niespójności czasu akcji, czy też miejscami dziwnej konstrukcji zdań (znalazłem kilka już :p) tylko o komentarz samej fabuły :)

Przedstawiam "Cie(r)ń Zemsty", a właściwie jego pierwsze cztery rozdziały (mam ich razem 10, ale pozostałych 6 jet jeszcze bardziej surowych) stanowiące pierwszą część fabuły:


Prolog:
:

Cie(r)ń Zemsty
Echo kroków staje się coraz wyraźniejsze. Rytmiczne uderzenia ciężkich buciorów idealnie pasują do rozszalałego tętna miotającego jego sercem.
Jest ich pięciu.
Coraz wyraźniej słychać ich miarowe szepty, porozumiewają się, szukają.
Mkną po zdobycz, szybko, zdeterminowani, pewni swego.
On szykuje rewolwer, ostatnie cztery kule. Leży w sporej plamie krwi podpierając się o ścianę. Drżącą ręką zatrzaskuje bębenek.
Trzaśnięcie w drzwi.
Napina kurek.
Kolejne trzaśnięcie wyrywa w słabych drzwiach kawałek sklejki tworząc sporą dziurę. Do środka wlatuje granat hukowo-błyskowy.
Obija się i toczy po drewnianej posadzce japońskiej altanki. Wszystko nabiera spowolnionego tępa.
Brzdęk… Brzdęk…
Krew w żyłach szumi, serce staje.
Palec zaciska się na spuście, wycelowany w kierunku drzwi.
Huk strzałów zagłusza wybuchający granat.
BŁYSK
Miliony halogenów zalewają pomieszczenie, wybuch tysiąca bomb rozdziera bębenki uszów,
świadomość odlatuje w czarną otchłań.
Klik… Klik… Kurek tępo uderza w nicość.
Naboje się skończyły.
Panika, zew przetrwania. Próbuje powłóczyć nogami, przesunąć się, uciec.
Nic nie widzi.
Silny kopniak w twarz przewraca go do całkiem leżącej pozycji. Mocny nacisk buta nie pozwala wstać.
W twarz wbijają się odłamki szkła, drewna i gruzu. Oddech blokuje niewidzialna, stalowa obręcz napierającego oprawcy.
Gdzieś daleko słychać szyderczy głos, a obcas buciora dotkliwiej naciska na kręgosłup.
- Straciłeś formę. Teraz zdechniesz jak pies. To co odkryłeś zabierzesz ze sobą do grobu…
Otoczenie zaczyna nasiąkać intensywnym zapachem benzyny…


I Pytania:
:

***
„Gdzie jest mój brat!? Gdzieee!?” Krzyczał. Nikt mu nie odpowiadał. Wszystko wokół było czarne. Ciemna otchłań. Tylko on w centrum i myśl o bracie. „Nie żyje. Nie żyje. NIE ŻYJE.” Krzyk „NIEEEE”. Szaleństwo.
W ten słup światła pada nań z góry. W nim widzi góry Afganistanu, wysokie, porośnięte śladową ilością karłowatych krzewów. Po chwili wszystko tonie w mlecznej mgle, oddala się tam a gdzieś w oddali stoi on, brat.
Zdaje się go nie zauważać, tylko się oddala.
„Przeklęty GROM, przeklęty Afgan, przeklęte życie”. Obudź się Jas.
***


Jason obudził się zlany zimnym potem. Była niespełna szósta nad ranem. Leżał dłuższą chwile wpatrując się w sufit. Znajdował się w średniego rozmiaru pokoju. Czysty, minimalnie umeblowany, skromny. Przez zasłony było już jasno. Uchylone okno wpuszczało do środka woń letniego powietrza, niestety skalanego zapachami miasta. Umysł Jasona błądzi gdzieś, próbuje odnaleźć przyczynę ostatnio dręczących go koszmarów. Nagle zaczyna wibrować stary telefon komórkowy na komodzie przy łóżku, spychając przy okazji na ziemię niedbale uszykowana wcześniej szklankę z kilkoma łykami wody do popicia aspiryny. Szkło tucze się i rozsypuje po wyłożonej parkietem podłodze.
-Cholera - przeklina na głos. Chwyta komórkę, wstaje uważając na odłamki i odbiera rozmowę.
-Halo - pyta podchodząc do okna.
-Jason mam pilną sprawę… - odpowiada stanowczy głos, mężczyzny w średnim wieku.
-O 6 nad ranem?
-Słuchaj spotkajmy się w parku przy alei Kosmonautów.
-Yyy… Generale, a mój urlop?
-To ważne! Czekam tam na ciebie za czterdzieści minut! - rozmówca ignoruje pytanie i rozłącza się. Jason stał tak chwilę słuchając głuchego sygnału telefonu i analizując krotką rozmowę. Dopiero co skończył mu się pierwszy z dwóch tygodni zasłużonego wolnego, a tu dzwoni do niego sam generał. Co prawda nie był jego bezpośrednim dowódcą, ale jak usłyszał sprawa jest niby pilna.
Ubrał się szybko w pierwsze lepsze wymięte jeansy i koszulę, przy okazji wdeptując kilkakrotnie w ledwo widzialne drobinki szkła. Przeklinając wcisnął polskie, wojskowe buty. Zajrzał szybko do lodówki zabierając jogurt pitny i „wczorajszego” Tosta. Po chwili był już na zewnątrz kamienicy, wsiadł do starego Seata Ibizy i ruszył w umówionym kierunku.
Trasa nie była długa, do tego wczesna godzina sprawiła, że ruch nie był spory i mimo, że musiał przejechać niemal połowę Poznania to był na miejscu w niespełna dwadzieścia minut - o dziesięć przed umówionym czasem.
Zaparkował szybo samochód pod okolicznym blokiem i ruszył w kierunku parku. Po drodze wypił szybko jogurt, tłumiąc poranne domagania żołądka. Tost jednak nie nadawał się do spożycia, wylądował w śmieciach razem z opakowaniem po jogurcie.
Ruszając dalej od kosza na śmieci w głąb parku Jason zauważył w oddali sylwetkę znajomego mężczyzny.
Generał już na niego czekał przy jednej z ławek. Pierwszy raz widział go w cywilnych ciuchach.
-Witaj - rozpoczął generał wyciągając dłoń w geście powitania.
-Dzień dobry panie gene… - Jason odwzajemnił uścisk ale nie zdążył skończyć zdania.
-Daruj sobie dzisiaj taki oficjalny ton. Co prawda prawa nie jest błaha, lecz mimo tego dzisiaj porozmawiamy jak dwoje zwykłych mężczyzn bez zbędnych tytułów. Teraz jestem Stanisław.
-Nie rozumiem - Jasona zdziwiło podejście jego przełożonego, nigdy wcześniej nie znał go z takiej strony.
-To, źle biorąc pod uwagę ile będziesz musiał dzisiaj zrozumieć - oficer uśmiechnął się krótko, jednak Jason zauważył, że był to gest wymuszony, nerwowy. Zaczął się zastanawiać czy znowu go nie wystawiają.
Co prawda służył w GROM’ie już pełne dwa lata, jednak nigdy nie wiadomo kiedy jego umiejętności zostaną poddane kolejnej próbie, czy tez treningowej grze tak jak podejrzewał teraz. Nie wspominał dobrze tych nagłych i symulowanych sytuacji, zawsze odbywały się w najmniej odpowiedzialnym momencie, tylko po to, żeby sprawdzić lojalność operatora czy tez jego gotowość w nagłych wypadkach…
-Zanim przejdę do rzeczy musisz mi jedno obiecać – kontynuował generał.
-Tak?
-Znasz mnie, wiesz, że nie owijam w bawełnę, za długo tu robię. Potraktuj nasza rozmowę na serio, dobrze?
-Yyy… Dobrze.
-Wiem jak to wygląda, już ci wszystko tłumacze. A i jeszcze jedno. To nie są ćwiczenia Jason.
-Okej właśnie…
-Wiedziałem, ze tak pomyślisz. Tymczasem trzymaj to i chodź za mną - wręczył Jasonowi stojąca przy ławce czarną teczkę, której ten wcześniej nie zauważył idąc w kierunku oficera. Generał ruszył, wychodząc z parku przeszedł przez okoliczne rondo na przeciwległą stronę do sąsiedniego osiedla. Szli w ciszy, Jason kompletnie nie wiedział o co mogło chodzić. Nagłe spotkanie, generał po cywilnemu, teczka?
Podeszli do jednego z piętnastopiętrowych wieżowców na osiedlu Wichrowe Wzgórze. Oficer wbił kod do klatki schodowej po czym ruszyli przez nią do windy gdzie nacisnął guzik z najwyższym piętrem. Gdy zasuwane drzwi się zamknęły kontynuował rozmowę.
-Za cztery godziny wszystko się zmieni, całe to miejsce, wszystko co tu znałeś.
-W sensie? Najadą nas Rosjanie? – gromowiec zaśmiał się ironicznie.
-O dziwo gorzej.
-To znaczy? – Jasona zmyliła powaga odpowiedzi generała. – w ogóle czemu jedziemy tą winda na dach tego wieżowca?
-Coś ci pokaże, łatwiej ci będzie pojąc co się stanie jak zobaczysz okolice na własne oczy z wysokości.
-Yyy… Ok.
Winda dojechała na piętnaste piętro. Mężczyźni wysiedli. Generał spojrzał na sufit w kierunku wyjścia na dach
-Weź podskocz rozsunąć tą drabinkę, musimy wejść na górę.
Jason chwile patrzył na oficera po czym wykonał polecenie i rozsunął drabinę wejścia na dach. Coraz bardziej nie wiedział o co chodzi. Mimo zapewnienia, że to nie kolejna „gra-ćwiczenie” coraz bardziej powątpiewał w realność tego co się działo wokół niego. Z refleksji wyrwał go dźwięk otwieranego włazu.
-Hej co tam robisz? Chodź za mną. Na górę, no już!
Chwycił za szczeble i zaczął powoli piąć się w górę, czego nie ułatwiała mu niesiona teczka. Generał sam wspomniał, że nie owija w bawełnę i tak faktycznie zawsze było.
Ludzie z wywiadu zazwyczaj tak nie mają, ale Stanisław był twardym i lakonicznym mówcą. Teraz za to coś nie łatwo mu to idzie.
- Wychodź dalej, tylko nie spadnij, wieje jak cholera! - krzyczał oficer zagłuszany silnym wiatrem – dalej! Nie mamy czasu do stracenia!
-O co chodzi generale! - odkrzyknął Jason gramoląc się na powierzchnię dachu – po co tu jesteśmy!?
-Czekaj, wieje od strony rzeki, chodź skryjemy się za tym szybem wentylacyjnym, osłoni nas przed tym zasranym wiatrem...!
Mężczyźni podeszli do blaszanej bryły szybu wentylacyjnego i przykucnęli za nim chroniąc się przed kaprysami pogody.
-Nazwa osiedla nie wzięła się z byle skąd – zaśmiał się generał -Pewnie myślisz, że postradałem zmysły? – spojrzał Jasonowi prosto w oczy, jak zawsze zdecydowane, chłodnawe spojrzenie, jednak minimalne drganie gałek ocznych i rozszerzone źrenice zdradzały jakieś silne emocje.
-Nic nie mów, słuchaj. – kontynuował oficer - To najwyższe miejsce w okolicy, wzniesienie Poznania i durzy wieżowiec, nie wyśledzą nas, nie zrobią zdjęć, pluskwy szlag trafi od wiatru, chyba... No przynajmniej mam taką nadzieję.
-Czemu mieli by nas śledzić?
-Nie przerywaj mi Jason, gdybym miał cię wprowadzić w to wszystko o czym sam dowiedziałem się w przeciągu ostatnich siedemdziesięciu dwóch godzin to nie dożyli byśmy jutra...
-…Ahm – zapada chwila ciszy, gromowcowi dotychczas towarzyszył lekki uśmieszek. Zaczął on powoli ustępować miejsca bardziej poważnemu wyrazowi twarzy.
-To nie są żadne bajeczki ani szkolenia. Nikt nikogo nie sprawdza rozumiesz. Gdybym miał to robić wybrał bym inne miejsce, zresztą nie ważne. Inaczej. Nie jesteś tutaj jako porucznik Jason, tylko jako Jason Jason rozumiesz?
-Tak panie Generale.
-Nie mów tak do mnie, nie dziś, najlepiej w ogóle nic nie mów, chyba, że będę pytał. Mamy mało czasu!
-Nadal nic nie ro...
-Jason! Do cholery! Dobrze... dobrze, spokojnie. – po czole generała spływa pojedyncza stróżka potu - spójrz na wschód od linii Warty. - gromowiec powoli wykonał polecenie, mrużąc oczy od wiejącego w twarz wichru – i co widzisz?
-Poznań…?
-Co się rzuca w oczy najdalej za miastem!?
-Yyy... Elektrociepłownia?
-Dobrze, a teraz obróć łeb o 90 stopni w prawo, co tam jest?
-Cytadela...
-A za nią!?
-Centrum... O co tu chodzi?
-Elektrociepłownia jest na oko 6/7km od ścisłego centrum. Słyszałeś zapewne o ECPA?
- ECPA? W sensie przebudowę elektrociepłowni Karolin na elektrownie atomową?
-Tak. I wiesz kto wygrał przetarg na przebudowę i montaż reaktora atomowego?
-Kiedyś słyszałem, że robi to tylko jakaś Japońska firma…
-Dokładnie! JAPOŃCE! - generał patrzył poważnie, ego twarz była spięta, blada, a oczy świdrowały Jasona na wylot. - To wszystko nie jest złe, gdyby nie pewna informacja która dotarła do mnie kilka godzin temu.
-Jaka informacja?
-Ufam ci, wiesz o tym, znamy się krótko, od czasu jak trafiłeś tutaj z GROM'u na... Na odpoczynek. Ale przez ten rok poznałem cie dobrze, jesteś bardziej kumaty nisz cała kadra tego pieprzonego ośrodka przy garnizonie na Kościuszki.
Siedzieli na dachu, oparci plecami o nadbudówkę wentylacji. Miasto coraz bardziej budziło się do życia. Dochodziła godzina siódma, ludzie ruszali do pracy, śpieszyli się na autobusy i tramwaje, zaczynały się korki i miejski hałas. Mózg Jasona dopiero teraz w pełni się obudził. Zaczynał pojmować, że zdenerwowanie i niecodzienność Stanisława nie wzięła się z byle skąd. Do tego temat ECPA, zaczynało się groźnie. Gromowiec słuchał dalej swego przełożonego.
-Sprawa jest skomplikowana, nie ma wiele czasu więc poznasz historię w pigułce. Resztę masz w teczce - wskazał na teczkę która wręczył mu wcześniej - ale tym się zajmiesz potem. Dorzeczy. ECPA trwa już z dobre pięć lat i od samego początku towarzyszą temu Japończycy. Zresztą masę tam narodowości, jakaś Norweska firma dźwigowa, Ruscy specjaliści od reaktorów, szkopy też tam coś pomagają. Wszyscy muszą być pod kontrolą, grzebanie przy energii atomowej to nie byle co. Dlatego każdy w zasadzie jest obserwowany w jakiś sposób. Stąd przy Karolinie kręci się wojskowi. Kilka miesięcy temu jeden z moich kontaktów doniósł mi o jakiś dziwnych zachowaniach kilku typków z kadr inżynieryjnych pracujących przy reaktorze. Azjaci sami w sobie są dziwni, ale był też koleś z Rosji - specjalista w dziedzinie chłodzenia reaktorów, widziano jak z jednym z Japońców pstrykali podejrzane fotki sprzętu, niby nic. Przekazałem sprawę górze, a sam przy okazji zleciłem znajomemu z ABW poszperać o tych dwóch panach. Wiesz co się stało po dwóch dniach?
-Co?
-Przyszło do mnie jak i do znajomego polecenie w sprawie, że kategorycznie zabrania się nam zajmowania tą sprawa oraz rozpowszechniania wieści na jej temat. Zaś wszystkie materiały jakie moglibyśmy posiadać w tej sprawie mieliśmy zdać w terminie dwudziestu czterech godzin jakiemuś typkowi co przyjechał w tej sprawie do Poznania. Trochę mnie to zirytowało, w końcu jestem generałem kontrwywiadu, co prawda w stanie spoczynku, ale nadal zajmuje się szkoleniem kadr i koordynacja niektórych działań. W każdym bądź razie nic nie oddaliśmy twierdząc, że nic nie mamy, a Maciej z ABW wpadł do mnie z Warszawy przy pierwszej lepszej okazji. Udało mu się wygrzebać co nie co zanim założyli nam „blokadę”. Okazało się, że ten Japończyk od fotek miał sporą cześć rodziny należącą do Yakuzy, natomiast Rosjanin okazał się raczej specem od posiadania rodziny w starym KGB. Rozumiesz?
-No… Raczej się tym nie afiszowali, ale rozumiem, że ich zainteresowanie reaktorem budzi podejrzenia.
-Oczywiście, że tak. Wykonywali zdjęcia co jest kategorycznie zabronione na miejscu budowy.
-No dobra, ale co im z naszego reaktora, logiczne, że jakaś agentura będzie się tym interesować… ?
-Naprawdę myślisz, że to zwykli agenci pracujący dla wywiadu? Oni nie pchali by się na posady inżynierów, założyli by siatkę - rezydenci plus kilku agentów i by werbowali wśród personelu elektrowni...
-Może tak jest, kto powiedział, że japoński mafiozo i ruski ex-agent działają sami.
-Nie. Wykluczone, żaden poważny "nielegalny" nie będzie werbował agentów wśród ludzi z nieczystym życiorysem.
-Skoro to nie żadni poważni agenci, ani marionetki to kto, "turyści"?
-Ciepło, też na t...
-Terroryści? To się wszystko kupy nie trzyma.
-Może i owszem, dla mnie tez się nie trzymało dopóki nie przypomniałem sobie kilku faktów sprzed lat.
-To znaczy?
-Męczyło mnie to, tym bardziej reakcja góry która natychmiast przejęła sprawę i cisza. Musieli się dokopać do czegoś więcej niż ja. Pewnego dnia oglądałem w telewizji program o Czarnobylu i mnie olśniło. Pamiętasz aferę czarnobylską sprzed sześciu lat?
-Nigdy nie znałem szczegółów, opinia publiczna szybko ucichła.
-Znam pewnego majora w stanie spoczynku z Rosji, pancerniacy, w młodości specnaz, eh stary Antonow. Dowodził jedną z grup która wkroczyła do Czarnobyla zaraz po incydencie z prętami. W międzyczasie Wympiel wybił kilku terrorystów w Prypeci - same szychy: były specnazowiec z Czeczeni, kilku Japońców o barwnym życiorysie, polak też się trafił – oficjalnie zaginął na misji w Afganistanie. Ktoś się starał i to bardzo. Nie jakiś japoński klan z tradycjami, czy też dla odmiany fanatyczna al-kaida. To już nawet nie jest terroryzm tylko czysta dywersja.
-Ktoś chce rozpętać piekło?
-Tak… Ja nie wierzę w przypadek. Trupy z Czarnobyla pochodziły z tych samych półświatków co nasi fotografowie z elektrowni.
-A co z tymi czterema godzinami co „nam zostały”?
Generał wychylił się zza instalacji wentylacyjnej. Spojrzał w stronę elektrowni. Lipcowe słońce było już wysoko, oświetlało miasto, z oddali jego promienie odbijały się od blaszanej konstrukcji elektrowni.
-Widzisz Jason, twoi koledzy z GROMU już tam są, przylecieli rano helikopterami.
-Nie ściągnęli mnie?
-Nie mieli by czasu cie wprowadzić… Pewnie szkolili się do tego kilka tygodni, a może nie. Nie wiem.
Debile z ABW gówno zrobili. Spójrz na to miasto, nawet nikogo nie ewakuowali.
-Może wszystko jest pod kontrolą?
-Nie. Nie jest, wczoraj wieczorem cały mój garnizon wyjechał na „ćwiczenia”, nawet cała pseudo generalicja od papierkowej roboty co nigdy nie rusza dupy zza stołka pojechała na poligon. Rozumiesz?
-To brzmi jak scenariusz filmu…
-Cholernie dobrego filmu. Ktoś to świetnie zaplanował. Na dzisiaj za cztery godziny zaplanowane było rozkręcenie reaktora na pełną moc roboczą. Prawie finał ECPA, a przynajmniej jego najważniejszy punkt. Nie zdążą już nic zrobić, zobaczysz…
-W takim razie co teraz? Po co generał mi to mówi?
-Jason! Jak to po co do cholery!? Chyba logiczne, że gdybym cie tu nie wziął to gnił byś w wyrze i tak byś też zakończył swoje życie. Całą resztę masz w teczce.
-A co z panem?
-O mnie się nie martw, poradzę sobie. Odezwę się w swoim czasie. Masz znajomych w Poznaniu albo coś ważnego do zabrania?
-Nie w zasadzie byłem tu przelotem z Rawicza, miałem jechać jutro nad morze. Nikogo tu nie znam, tylko odziedziczyłem mieszkanie.
-Dobrze – generał sięgnął do kieszeni i wyjął z niej małe przenośne radio - Żuraw gotowi, powtarzam, żuraw gotowi.
-Przyjąłem. Punkt WW Cztery. Pięć minut – odpowiedział charczący głos z radia.
-Wichrowe wzgórze - powiedział zamyślony Stanisław po czym obrócił się do Jasona – niedługo nic po wichrze tu nie zostanie…
W oddali dało się słyszeć wirnik lecącego helikoptera. Od strony miasta nadlatywał Mi24. Pilot zwolnił, zawisł powoli krawędzią bloku po czym powoli obniżył maszynę jednając poziom wejścia z krawędzią bloku.
-Spadamy z stąd. Wsiadaj - generał popędził Jasona, ten wziął teczkę i razem wsiedli na pokład maszyny.
Oficer założył pokładowy laryngofon, gromowiec zrobił to samo.
-Jak sytuacja – pyta Stanisław.
-Podnieśli już wszystkie F16 z Krzesin, nie wiem tylko gdzie je przenoszą – odpowiedział pilot. Helikopter uniósł się nad osiedlem poczym nachylił swój dziób i ruszył na przód.
-Gdzie lecimy?
-Właśnie tam, do Krzesin – odpowiedział pilot – generał chce skorzystać z dezorientacji w garnizonie i zdobyć jakiś naziemny środek transportu,. Tym dziadem lepiej nie latać i tak trudno było się wyrwać tutaj a co dopiero poza miasto.
-Nam miejscu załatwię ci wóz i potrzebne rzeczy – włączył się Stanisław - Mamy coraz mniej czasu. Pojedziesz do Kłodzka, zapoznasz się z materiałami z teczki a potem zobaczymy co dalej.
-Czemu Kłodzko?
-Granica jest blisko, zresztą zobaczysz.
Mknęli helikopterem ponad miastem. Jason przyswajał wszystkie otrzymane informacje, poprzez małe okrągłe okienko Krokodyla patrzył na domy i ulice. Zastanawiał się czy o nikim nie zapomniał, czy tam na dole nie ma kogoś kogo mógł by ostrzec. Przerażała go myśl, że nic nie da się zrobić. W czasie służby w GROM’ie widział wiele, jednak nie pomagało mu to pojąć tego, że zaraz to miejsce miało zamienić się atomowe pogorzelisko.
Ilu jego kumpli z jednostki zginie? A może to wszystko czcza gadanina i nic się nie stanie? Przecież oprócz kryzysu finansowego i wiecznie żywego Smoleńska nic się w ostatnich latach nie działo. Nawet wujek Sam dorwał Osame więc kto miał by aż tak namieszać w dziejach świata. Czyżby milczenie Hiroszimy i Nagasaki miało się skończyć właśnie dzisiaj? Tu w Polsce? W kraju który wydawał by się słabym celem bez większego znaczenia… Jednak nie było nikogo komu mógł by pomóc, nie miał tu przyjaciół, w ogóle miał ich mało, takie uroki służby w jednostkach specjalnych. Prawdopodobnie większość jego „przyjaciół” zginie za kilka godzin, albo okryje się glorią powstrzymując katastrofę.
Lecieli, byli już w okolicy przemieści. W dole dało się zauważyć roje jednoosobowych domków, a w oddali za nimi lasy i obrys lotniska w oddali.
Jasonowi w trakcie rozmyślania o znajomych przypomniała się sentencja Stalina, ta w której twierdził, że setki, tysiące czy też miliony ofiar to statystyki, zaś śmierć jednej jest tragedią.
-Cóż za ironia losu – wyszeptał pod nosem.


II Lotnisko:
:

***
Obudził go ptasi śpiew. Na dworze wszystko budziło się ze snu. Pierwsze promyki wschodzącego słońca rozświetlały wnętrze japońskiego domu, przenikając kremowe, kartonowo-bambusowe ściany. Wstał powoli, starannie i po cichu zasłał posłanie wykonane zaraz na ziemi. Rozejrzał się „wszyscy jeszcze śpią” pomyślał.
Ukradkiem podszedł do zachodnich drzwi domu i rozsunął je, wychodząc na ogrodową cześć posiadłości.
Mgła dawno opadła tworząc chłodną rosę na powierzchni roślinności. Promienie słońca odbijały się od drobinek wody tworząc setki świetlnych refleksów. Liście i kwiaty japońskiego ogrodu mieniły się do niego zachęcając do porannej przechadzki. Chciał zobaczyć Ito. Udał się w krzaki przed którymi rosły wspaniałe storczyki. Zajrzał do w zarośla gdzie czekała na niego bambusowa klatka a w niej on. Ito był królikiem miniaturką, białym jak nieskazitelny śnieg i o błękitnych szeroko otwartych oczach. Zachichotał zadowolony i podszedł do klatki z pupilem. Trzask. W oddali usłyszał łamana gałązkę. Przerwał zabawę z Ito, zamknął klatkę. Zastygł w zaroślach. Było ich ośmiu. Czarni niczym demony z piekieł. Skradali się w kierunku domu. U progu wyjęli katany pochew…
***



Na lotnisku panował istny chaos. Wszędzie biegało masę żołnierzy, co chwilę przejeżdżał wojskowy Star wypełniony niedbale zapakowanym w pospiechu ładunkiem. W oddali na pasie startowym ryczały silniki myśliwców. Pilot wspominał, że F16 już odleciały, teraz szykowano kolejne maszyny. Potężne silniki Mig’a 24 zagłuszały swym rykiem i tak głośne otoczenie. Huk był straszny tym bardziej, że maszyna była obrócona do Jasona i Stanisława silnikami. Samolot drgnął i ruszył z wzdłuż pasa startowego nabierając prędkości, po chwili już unosił swój dziób w kierunku nieba. Pilot Mi24 pomachał swoim pasażerom po czym podniósł krokodyla i poleciał w kolejny nieznany rejs.
-Czego tu szukacie!? – krzyczał starając się przebić przez hałas jakiś porucznik. Nie mógł poznać stopni rozmówców w końcu byli ubrani w „normalne” ciuchy. – jeszcze mi tu cywilów brakuje w dym burdelu…!
-Spokojnie poruczniku. Generał Stanisław Sznycer, a to jest Porucznik Jason Jóska – odpowiedział Stanisław jednocześnie podając szybko oficerowi jakąś legitymacje z kieszeni spodni.
-Przepraszam panie generale – zasalutował szybko oficer z lotniska – wybaczcie mamy tu straszny bałagan jak widać, w czym mogę wam pomóc?
-Przetransportowano nas tu z garnizonu lotniczego przy Kościuszki. Mam z wami dołączyć do konwoju wywożącego sprzęt z lotniska, za to porucznikowi trzeba przydzielić jakiś środek transportu.
-Dobrze generale, proszę się udać w stronę wieży kontrolnej o tam – oficer wskazał w kierunku zabudowań lotniska – szykujemy tam transport dokumentów z lotniska, są tam oficerowie na pewno znajdzie się miejsce dla generała. Natomiast co do wydawania sprzętu nie ja tu decyduje, musicie zapytać tam.
-Nie ma czasu, porucznik jest z GROM’u, śpieszy mu się, jasne? – chwila konsternacji, oficer pociera się nerwowo w czoło, mierzy Jasona wzrokiem po czym odpowiada.
-Dobra tam stoi kilka UAZ’ów, maja kluczyki w stacyjkach. Nic nie widziałem i nie słyszałem…
Stanisław salutuje szybko, oficer odwzajemnia gest i rusza w kierunku tłumu żołnierzy ładujących jakieś skrzynie na pakę ciężarówek stojących niedaleko.
-Masz broń? – pyta generał.
-Yyy… - Jason odruchowo chwyta się pod lewa pachą szukając kabury. Pusto – ku*wa… Zapomniałem z tego wszystkiego.
-Nie szkodzi, trzymaj to – oficer sięga za plecami przy spodniach i wyjmuje Glocka 17 – austriacki szajs jak da mnie, ale musi ci wystarczyć – puszcza mu oko ironicznie – jak dal mnie możesz im tu nawet coś podebrać, w tym chaosie się nie zorientują, zresztą w obliczu tego bajzlu c o im po kilu sztukach broni…
-Dziękuje – odpowiada gromowiec po czym chowa pistolet za rozporek. Co by nie mówić o Glocku, pomijając to, że jedni go kochają inni nienawidzą – jest to broń bezpieczna. Mimo swojej pękatej „bryłowatości” zastosowano w niej szereg zabezpieczeń dzięki czemu chodzi za jedną z bezpieczniejszych konstrukcji nawet przy naboju załadowanym bezpośrednio w lufie. Jedna z nielicznych konstrukcji gdzie, można skusić się przełamać barierę chowania broni w to newralgiczne miejsce, oczywiście w przypadku mężczyzn – pomyślał Jason.
-Dobra, zostało mało czasu, widzieliśmy się o szóstej czterdzieści a już jest dwadzieścia po siódmej. – kontynuował generał - W każdej chwili mogliśmy wylecieć w powietrze i nadal możemy. Przed tobą długa droga Jason, zasuwaj do łazika i spadaj do Kłodzka. Musisz zdążyć zanim wśród cywilów wybuchnie panika.
-A co z moimi przełożonymi, mogą próbować się skontaktować ze mną…
-Nie sądzę, nie wiem ilu twoich towarzyszy broni jest teraz przy elektrowni, ale GROM po tym wszytki pójdzie raczej w rozsypkę, szybko się nie zreorganizują. Przykro mi to tobie mówić. Zresztą oficjalnie jesteś w Poznaniu tak? Tak samo oficjalnie „umrzesz” Jason, przynajmniej na jakiś czas – dodał z ironicznym uśmiechem generał, poczym zasalutował dumnie młodszemu oficerowi – Szczęście z tobą żołnierzu – dodał i obrócił się w kierunku zabudowań logistycznych lotniska. Gromowiec patrzył na starszego oficera po sześćdziesiątce biegnącego przez lotnisko. Nie znał Stanisława za dobrze. Wiedział tylko, że jest oficerem wywiadu w spoczynku. Kilka razy szkolił ich w jednostce z jakiś podstaw dotyczących struktur działania siatki wywiadowczej i kontrwywiadowczej. Czasem pojawiał się tez na jakiś uroczystościach. W zasadzie Jason rozmawiał z nim kilka razy przy stole na jakiś wyjazdach służbowych, trochę bliżej poznał go gdy przez tydzień jeździł z nim oddelegowany do prowadzenia wspólnych szkoleń w różnych jednostkach w kraju. Ot oficer wywiadu i GROM’u udzielają jakiś informacji tu i tam. W zasadzie jego pojęcie o generale ograniczało się do znajomości jego wieku, tego, że jest wdowcem, że mimo wieku jest wstanie wypełnić wszystkie testy sprawnościowe którym już nie podlega, ale z chęcią się ich podejmuje przy każdej okazji. Wyróżniało go to z tłumu często spasłej generalicji, do tego dochodził siwy wąs a’la Stalin i trochę dłuższe niż regulaminowe, siwe włosy.
Jason szufladkował go jako ciekawego człowieka, jednak nigdy nie sadził by, że los żuci ich na taką głęboka wodę konspiracji.
Z lotniska startowały kolejne maszyny. W oddali odlatywały duże, transportowe Mi17 zabierając zapewne jakiś ważny ładunek w nowe miejsce przeznaczenia. Krzesiny leżą daleko od elektrowni Karolin, jednak wojsko zapewne bało się impulsu elektromagnetycznego który mógł uszkodzić drogocenną elektronikę i sprzęt.
Jason poczekał aż potężna ciężarówka z radarem na przyczepie przejedzie mu sprzed nosa i ruszył mijając załadowywane przez żołnierzy ciężarówki w kierunku stojących samotnie czterech UAZ’ów. Mijając krzątających się wojaków zaczepił go jakiś głos.
-Hej zaczekajcie chwilę – słyszał go już dzisiaj. Obrócił się, stał za nim oficer z którym rozmawiali gdy wysiedli z helikoptera – mogę o coś zapytać?
-Jasne – odpowiedział odruchowo Jason
-Jest bardzo źle?
-Zależy co masz na myśli…
-Postawili nas w pełny stan mobilizacji, ale wciskają jakiś kit, że to ćwiczenia. Gdyby tak było nie ewakuowali by wszystkiego i nie rozdali by ostrej amunicji…
-Słuchaj… - Gromowiec miał dylemat, pomyślał, że ten porucznik, a w zasadzie młody chłopak pewno ambitny, zaraz po oficerskiej może mieć tu rodzinę, dziewczynę, znajomych. Chwilę wątpił czy czegoś mu nie zasugerować dyskretnie, jednak było ty zbyt ryzykowne. Źle wypuszczona informacja wywołuje panikę i chaos, momentami bardziej szkodzi niż pomaga dolewając oliwy do ognia. Jason zaczynał czuć brzemię tego czego dowiedział się w przeciągu ostatnich niespełna dwóch godzin. W końcu odpowiedział – sam nie wiem co jest grane, robie to co ty, wywożę papiery – uniósł lekko teczkę – nie wiem nic więcej.
Porucznik patrzył chwile na gromowca, jego wzrok był przytłaczający. Gdy wysiadali z helikoptera mówił do nich twardym tonem mając ich za cywilów, ale widać przez te kilkanaście minut zdążył się podłamać. Przed Jasonem stał dzieciak w mundurze oficera, blady, bał się. Po chwili obrócił się i wrócił do wcześniejszego zajęcia przy załadunku ciężarówek.
Drzwi łazika były otwarte, w stacyjce były nawet kluczyki.
- Super – pomyślał i zajrzał szybko do kabiny. Na tylnej kanapie leżał Beryl – Jeszcze lepiej – powiedział pod nosem wsiadając na siedzenie kierowcy. Odłożył teczkę na przednie siedzenie pasażera i przekręcił kluczyk uruchamiając bez problemu silnik. Był gotowy do jazdy. Spojrzał jeszcze szybko na lotnisko, które wyglądało tak samo jak tu przylecieli. Wszechobecna krzątanina ludzi w mundurach, jakby ktoś wsadził kij w mrowisko.
Ruszył w kierunku posterunku przy wyjeździe z jednostki dołączając do kolumny pojazdów opuszczających lotnisko. Brama była otwarta, szlabany podniesione, nikt nie sprawdzał wozów i ładunków tylko jakiś wartownik machał szybko ręką pospieszając kierowców.

***
-Podchodzę do lądowania. Szybko panowie.
-Otwierać te drzwi ku*wa, dajcie liny!
-Zielone światło! Trzy! Dwa! Jeden! JAZDA! Piotr jedziesz!
Mi24 wisiał w powietrzu osiem metrów nad ziemia, wzbijając pyły kurzu i piasku.
Pierwszy z żołnierzy desantował się po linie, gdy dotknął ziemi odbiegł dwa metry, przykląkł na jedno kolano podnosząc jednocześnie do oka swój AKM z zamontowanym holograficznym celownik EOTech. Po chwili na ziemi było już ich sześciu. Niejednolite kamuflaże, coyote brown, deser 3C, multicam czy też ATACS. Obwieszeni sprzętem - bandoliery, kamizelki przeciwodłamkowe, spore plecaki patrolowe. W dłoniach dzierżyli w większości karabinki kałasznikowa, jeden z nich miał dodatkowo PKM inny trzymał Sako TRG. Sprzętowy miszmasz.
-Czysto.
-Podejście do muru na szóstej. Jazda.
Ruszyli, w tym czasie helikopter zdążył unieść się wysoko i ruszyć w kierunku z którego nadlecieli.
-Wracam do bazy po paliwo. Powodzenia chłopaki.
-Dzięki krokodylu. Słyszeliście, jesteśmy bez wsparcia z powietrza przez godzinę.
Byli już przy glinianym murze. Wylądowali na urwistym zboczu góry, zdążyli przebiec około dwieście metrów do muru dzielącego wioskę od części skał z urwiska. Niewielka, drewniana brama wejściowa była wyraźnie zabarykadowana i to z obu stron.
-Przejdziemy góra, tak jak było ustalone. Wład, załóż tutaj ładunki. Drogę powrotną wysadzimy, będzie szybciej.
Szeptali, mimo t w odbiornikach słyszeli się wyraźnie, przy krtaniach mieli współczesne laryngofony wykrywające głos nie z dźwięku ust, a z drgań strun głosowych przechodzących przez krtań. W zasadzie nie trzeba było w ogóle mówić, wystarczyło wprowadzać w drganie wydychane powietrze.
Jeden z komandosów kończył właśnie montowanie dwóch małych ładunków C4 do glinianej ściany muru.
-Gotowe.
-Wład, Jack. Podpórka. Piotr – wchodzisz pierwszy.
Dwóch żołnierzy przyklękło pod ścianą tworząc z rąk „Schodek”. Gdy trzeci z nich stanął na nim jedną nogą unieśli go płynnie pozwalając mu przetoczyć się przez szczyt muru na drugą stronę.
-Czysto – meldował po chwili Piotr. Momentalnie reszta oddziału powtórzyła manewr przechodzenia przeszkody dołączając do niego.
-Idziemy – rzucił głos który dowodził od samego początku. Ruszyli klinem alejka miedzy glinianymi chatkami. Każdy obserwował swój perymetr, każde drzwi, okno, alejka i każdy zakamarek były bacznie sprawdzane czujnym okiem z za celowników broni. Tak jak informował ich wywiad wioska zdawała się być opuszczona od czasów interwencji Związku Radzieckiego. Niektóre z chatek były zawalone z innych wychodziły na zewnątrz widoczne na jasnej glinie czarne ślady od ognia który niegdyś trawił wnętrza pomieszczeń.
Żadnych śladów życia. Słońce wschodziło powoli, dało się czuć pierwsze ciepłe promyki rozgrzewające nieznacznie chłodne po nocy powietrze targane od wieków wysokimi amplitudami temperatur. Dni jak na Saharze, noce niczym jak na biegunie. Żołnierze posuwali się powoli naprzód w kierunku centralnej budowli wioski. Gliniana chata, jednak dużo większa niż pozostałe. Nad poziom budynków wybijały się dwa minarety, jeden zawalony w połowie, drugi zachowany w całości.
-Czysto – powiedział komandos z Sako sprawdzając przez celownik optyczny wysoką wieżę.
Podzielili się na dwie grupy, każda z nich przylgnęła do jednej z dwóch najbliższych chatek dzielących ich od głównego budynku. Operacja była ryzykowna, cynk dostali bardzo szybko, zaledwie osiem godzin temu. Nie było czasu dokonać dokładnego zwiadu bezzałogowego, a przelot dużym śmigłowcem nie wchodził w grę, stawka była wysoka nie można było spłoszyć celu. Śmigłowiec który ich przetransportował był zmodernizowaną wersją Rosyjskiego Mi24 potocznie nazywanego krokodyl ze względu na swoja charakterystyczną i rozpoznawalną sylwetkę. Główne ulepszenie polegało na wyciszeniu silnika i założeniu specjalnych filtrów dźwiękowych przy wylotach spalin.
Nagle głuchą ciszę zakłócił niezidentyfikowany trzask.
-Co to było? – rzucił dowódca, unosząc jednocześnie broń w kierunku skąd dobiegał dźwięk.
-Ktoś musi być na dachu tej chaty.
-Piotr sprawdź to. Wład ubezpieczaj. –pada szybki rozkaz
Wydzielony żołnierz pocichł wchodzi do środka domku szukając wejścia na dach.
Po chwili słychać kolejny jednak cichy tym razem trzask i szybkie chlupnięcie. Ciało spada z dachu, w rekach trzyma kurczowo AK74S, twarz owinięta w zakrwawiona już szarą chustę, gardło poderżnięte.
-Cholera, wyrwał mi się na koniec – komentuje Piotr. Ciało leży na ziemi, charczy tchawica próbująca złapać oddech zalewana krwią.
-Czekają na nas, musieli usłyszeć maszynę. – komentuje jeden z komandosów, jednocześnie nie odrywając oka z obserwowanego przez siebie kierunku.
-Niemożliwe, jest wyciszona do tego lecieliśmy poniżej poziomu wioski – odpowiada Konrad – dowódca oddziału. Piotr zeskoczył po cichu z dachu.
-Mógł tylko tu siedzieć i zauważyć nas dopiero przed chwila – powiedział dołączając z powrotem do oddziału
-Idziemy dalej. Jedynka z prawej, dwójka lewej. Dalej.
Ruszyli wcześniej wydzielonymi grupami, po dwie trójki. Płynny trucht, każdy ubezpiecza inna stronę. Po chwili SA już przy frontowej ścianie centralnego budynku przy wejściu. Jeden z żołnierzy przysunął się do drzwi i sprawdził ręką czy są zaryglowane, te delikatnie uczuliły się. Jedna z grup szykowała się do wejścia, w tym czasie druga sprawdzała gołe okno bez żadnego zabezpieczenia.
-Wchodzimy – padł rozkaz. Konrad, Piotr i Wład weszli drzwiami frontowymi, pozostali wśliznęli się przez okno. Mknęli sprawdzając energicznie każde pomieszczenie.
-Kontakt - zameldował snajper z sako idący na szpicy poczym szybko wystrzelił trzy kule z uszykowanej przed szturmem wytłumionej beretty w kierunku kolejnego zamaskowanego wojownika który jak gdyby nigdy nic wyszedł z za roku korytarza którym się poruszali. Nie zdążył nawet zauważyć komandosów, teraz leżał z przestrzelona głowa i szyją. Wład minął snajpera i potruchtał do zwłok chcąc sprawdzić sprzęt zmarłego wroga.
-On ma na sobie jakieś okablowanie – powiedział ze zdziwieniem w stronę gdzie stał dowódca.
-Piotr, sprawdź z resztą pokoje. Zabierzcie wszystko co da radę. – żołnierze ruszyli wypełnić rozkaz – Pokarz te kable- dodał podchodząc do trupa.
Pozostali komandosi z Piotrem na czele sprawdzili resztę budynku,. Wszystko było zniszczone, żadnych rzeczy po które przybyli, znaleźli jednak wejście do piwnicy. Zameldowali o tym, dowódca nakazał sprawdzić. Wrzucili granat błyskowy i wparowali do piwnicy. Piotr był na szpicy, bacznie sprawdził każdy kont trzymając w pogotowiu swój AKM. Nikogo nie było, za to zauważył umeblowanie, czego nie było w wierzchniej części budynku. Pootwierane metalowe szafy, starty papierów porozrzucane po całym pokoju. Na środku piwnicy stał metalowy, rozkładany stolik a na nim również spora ilość dokumentów i oblana herbatą mapa. Zaczęli pakować wszystko do sporej czarnej torby. Wrzucali wszytko jak leci, śpieszyli się.
W tym czasie Konrad oglądał trupa. Zdjął mu zakrwawioną arafatkę. Beretta strzela nabojem 9mm, nic specjalnego gdyby nie grzybkujące pociski typu hydra shock. Twarz zabitego była roztrzaskana jednak dało się stwierdzić, że nie był to arab. Skóra jasna, wręcz blada, jedno zachowane, otwarte niebieskie oko, krótkie, jasne blond włosy, ogolony.
-Najemnicy? – szepnął pytająco Konrad oglądając dalej zwłoki.
-Na to wygląda – odpowiedział Wład. Konrad rozdarł nieboszczykowi koszulę wojskowa w kamuflażu woodland odrzucając jej strzęp obok leżącego obok AKS74u. Kabelki które widzieli na wierzchniej części były przytwierdzone do ciała przyssawkami takimi jak w szpitalu używa się do sprzętu anestezjologicznego badającego „żywotność” pac jęta. Konrad znieruchomiał, kalkulując cos szybko w myślach. Wład również przestał pilnować wzrokiem korytarza i wpatrywał się w zmarłego.
-TO PUAPKA! spie*dalamy! – Krzyknął ile sił dowódca.
Piotr usłyszał głośny rozkaz, aż zatrzęsło mu się w uszach powodując krótki ból.
Nie zdążyli zapakować wszystkich walających się papierów, jednak w ostatniej chwili, gdy jego kompani zamykali pospiesznie torbę aby opuścić piwnice zauważył małego, czarnego pendrive’a zakamuflowanego przez gliniany pył posadzki. Chwycił go i szybko wybiegł za resztą komandosów.
Wybiegli ile sił z budynku. Gdy ostatni z nich, strzelec z sako przebiegł przez próg potężna eksplozja wstrząsnęła całym otoczeniem.
Potężna fala uderzeniowa powaliła wszystkich na ziemię, fala ognia przeleciała nad nimi. Leżeli ogłuszeni wybuchem, zaczęły opadać pierwsze odłamki gliny i drewna. Niektóre były niebezpiecznie wielkie.
Oszołomiony Konrad przykląkł, podniósł swojego AKMS’a z granatnikiem.
-WSTAWAĆ – krzyczał nie słysząc własnego głosu. Reszta tez nie słyszała nic poza przeszywającym piskiem w uszach. Powoli zaczęli się podnosić. Cali w kurzu piaskowego koloru, odłamki cały czas opadały.
Zwłoki snajpera wyrzuciło najdalej. Widzieli jak leżał wijąc się i krzycząc, jednak nie mogli nic usłyszeć. Eksplozja urwała mu obie nogi. Krew lała się z otwartych ran, żołnierz próbował chwytać się za kikuty, jednak drgawki wstrząsającego jego ciałem nie pozwalały mu utrzymać się na dłużej w jednej pozycji.
Podnieśli się, ruszyli biegiem. Wład zatrzymał się przy rannym, wyjął z kabury Glocka 17 i strzelił towarzyszowi w głowę. Samemu chwiejąc się na nogach, chwycił snajpera za kraniec kamizelki taktyczniej pociągnął go za sobą w kierunku reszty uciekającego oddziału. Sako TRG zostawił, wybuch zdezelował bron wyginając jej lufę oraz niszcząc osadę i optykę. Nie było konieczności zabierać broni poległych, usuwali numery seryjne i inne znaki mogące pozwolić namierzyć kraj czy tez użytkownika.
-Wysadzaj – rozkazał Konrad. Żołnierz który minował mur nie mógł tego usłyszeć, ale szybko się domyślił co należy zrobić. Po chwili mała eksplozja rozerwała przeszkodę w kontrolowany sposób, tworząc wyrwę w sam raz dla pojedynczego komandosa.
Po niespełna dwóch minutach byli przy skraju urwiska. Zdążyli opanować szok, wzrok się wyostrzył, a pisk w uszach powoli zaczął ustawać. Konrad podszedł do Piotra, na jego plecach wisiała spora radiostacja.
-Krokodyl sześć potrzebujemy ewakuacji. Krokodyl sześć potrzebujemy ewakuacji. Tutaj szabla. Powtarzam potrzebujemy ewakuacji. Kod czerwony. Punkt zborny dwa.
-Przyjąłem. Kod czerwony. Punkt zborny dwa – odpowiedziało momentalnie radio. Konrad oddał słuchawkę Piotrowi.
-Montujcie liny, zjeżdżamy na dół urwiska! – rozkazał.


III Viva La France:
:

***
Wyszedł z pod zimnego prysznica. Ciało było już przyzwyczajone do zimna, mógł wejść do chłodnego basenu. Taki lubił najbardziej, bez zbędnego luksusu, bez chęci do oparcia się o brzeg i wylegiwania. Niska temperatura zachęcała do ruchu, orzeźwiała oddalała zmęczenie, otrzeźwiała myśli. Codzienny, poranny rytuał przed śniadaniem. Jezioro, górski strumień czy tez basen ja teraz. Podszedł na krawędź wyłożoną kremowymi płytkami. Tafla wody była idealna, nieskazitelna. O piątej nad ranem nikt nie pływał, mało kto w ogóle o tak wczesnej porze poruszał się po hotelu. Woda nie była jeszcze podgrzewana i była to najlepsza okazja. Rzucił ręczni u stup i wskoczył szybko do wody na główkę. Płynął chwile pod wodą z otwartymi oczyma. Chlor szybko zaczął szczypać, jednak było to uczucie obojętne. Oczy które widziały w życiu ogrom cierpienia i bólu, oczy drażnione oparami prochu i dymem wojny trudno zmusić do zamknięcia z byle powodu. Mknął pod powierzchnią wody aż w pucach nie zabrakło tchu, wynurzył się i przeszedł w kraul. Po ośmiu długościach basenu coś zamieniło się refleksem świetlnym na dnie basenu. Nie było specjalnie głęboko, nieco ponad trzy metry. Przystanął na środku wody, przyjrzał się miejscu gdzie widział błysk i zanurkował. Po chwili był przy białych kafelkach dna zbiornika. Rozejrzał się szybko i zauważył źródło odblasku. Na dnie leżał pierścionek. Chwycił go i przyjrzał się mu nadal pozostając pod wodą. Skromny, delikatny, srebrny pierścionek z wprawionym czarnym kamyczkiem. Wczoraj zgubiła go tutaj. Zaręczynowy pierścionek po dwudziestu czterech latach związku robił sobie urlop na jeden dzień. Uśmiechnął się w myślach. Wtedy wszystko zabłysło niczym miliardy świec. Wodą pchnęła niewidoczna fala…
***


UAZ pędził drogą wyjeżdżając z Rawicza. Kierunek Wrocław, a potem Kłodzko. Najkrótsza trasa. Po drodze zastanawiał się czy nie zajrzeć do domu w Rawiczu – jego rodzinnym miasteczku, jednak stwierdził, że nie ma na to czasu, nie w takich okolicznościach. Poza tym nie było tam nic specjalnego do zabrania, ciuchy kupi w Kłodzku w końcu ma ze sobą portfel z zapasem gotówki i kartą płatniczą w zanadrzu.
Jason był wysokim, szczupłym mężczyzną o atletycznej budowie ciała. Od jakiegoś czasu zapuszczał włosy, teraz były w stanie a’la Curt Cobain, tylko odcień blady był raczej ciemniejszy niż u gwiazdy grunge’u. Od początku urlopu golił się tylko raz, stad na jego brodzie pojawił się jasny, kilkudniowy zarost. Niebieskie oczy czujnie śledziły drogę, jechał szybko, w granicach setki to przyśpieszając lub zwalniając w zależności co wymuszała sytuacja. Na szczęście przy Wrocławiu powstała już obwodnica, zaoszczędził dzięki temu cenny czas, omijając skotłowane korkami centrum miasta stu mostów.
Nerwy robiły swoje. Nie zdążył wziąć jakieś lepszej toalety, wyrwany nad ranem przez Stanisława. Szara, flanelowa koszula zaczynała zalatywać potem, z resztą kto by teraz na to patrzył. Dodał gazu na szybko ruchowym odcinku obwodnicy, w lusterku wstecznym ujrzał sylwetkę radiowozu zasuwającego w jego kierunku.
-Kurwa, jeszcze tego brakuje – wydusił na głos. Zwolnił trochę, liczył, że jak gliny zobaczą wojskową rejestrację to odpuszczą sobie. Policyjny wóz zbliżył się na dystans jakiś pięciu metrów i przyspieszył równając się z łazikiem na sąsiednim pasie ruchu. Dwóch stróżów prawa przyglądało się Jasonowi – nie gapcie się tak bo w coś wlecicie pomyślał – w tym Momocie uświadomił sobie, że jest ubrany po cywilnemu, do tego fryzura raczej nie pasuje do przeciętnego trepa. - No cóż, pech to pech – wyjął lewa ręką portfel z kieszeni i wygramolił z niego na szybko legitymacje służbową. Na nieszczęście radiowóz jechał z prawej, nie od strony kierowcy. Tak by przytknął dokument do szyby i było by z głowy. Zatrzymał się szybko, lecz w granicach normy. Otworzy drzwi. Radiowóz wykonał bliźniaczy manewr, lecz policjanci nie wysiedli, uchylili tylko okno.
-Proszę się tu nie zatrzymywać, u krańca drogi jest zjazd z awaryjnym miejscem gdzie można stanąć…
-Nie mam czasu – odwarknął Jason podając dokument policjantom – Już!? – dodał ponaglając.
-To nie zmienia faktu, że…
-Że gówno! Macie tam napisane tyle co musicie wiedzieć. Czytać nie umiecie? – Jason nie lubił policji. Wojsko często rywalizowało z Policją. Chore relacje w dodatku wymuszane rzez gliniarzy którzy mieli jakiś dziwny kompleks niższości i zawsze przy kontroli wojskowego wszystko sprawdzali, czepiali się i utrudniali sprawę jak tylko mogli. W tym momencie gromowiec cieszył się, że kilka lat temu mając dylemat miedzy szkołą policyjna a oficerską wybrał tą drugą.
-Z tym tonem to bym uważał… - odpowiedział wściekły policjant. Jason rzucił okiem na mundury „heh, dwaj sierżancki, takiego wam” – pomyślał i wyobraził sobie słynny gest Kozakiewicza. – Przykro mi kolego jestem oficerem, tak jak masz w legitymacji. Czarno na białym. Do tego załatwiam ważna sprawę w intencji Wojska polskiego, a teraz oddaj mi łaskawie moją legitymację – sięgnął po papier i prawie wyrwał go z ręki gliniarza. Zasalutował szyderczo i szybko wsiadł do gazika ruszając czym prędzej. Kontynuował zamierzoną trasę zostawiając zapewnie rozwścieczonych do granic możliwości stróżów prawa daleko za sobą.
Reszta drogi minęła bezproblemowo. Za obwodnicą obrał kierunek na Kłodzko gdzie był już po nie całych pięćdziesięciu minutach. Po drodze przejeżdżał przez Bardo, przypomniał sobie kolonię gdy chodził do klasy podstawowej, mimowolnie na jego twarzy zawitał uśmiech. Przez chwile nie myślał o wydarzeniach bieżącego, szalonego dnia.
Generał nic nie powiedział co dalej w Kłodzku. Przez chwile Jason zastanawiał się czy otworzyć teczkę w łaziku czy najpierw poszukać sobie lokum. Być może Stanisław uszykował cos dla niego i znajdzie o tym informacje wewnątrz aktówki, jednak stwierdził, ze to było by zbytnie prowadzenie za rączkę jak w jakiejś grze komputerowej. Zamknął UZA’a którego zaparkował pod pierwszym lepszym pensjonatem na obrzeżach miasta.
Spojrzał na zegarek, ciężkie cztery godziny jeszcze nie minęły, a ludzie szli spokojnie swoim codziennym rytmem po ulicach górskiego miasta. Wszedł do pensjonatu. Był to spory dom, dwie kondygnacje w skromnym i oszczędnym jednak modernistycznym stylu. Ot taka sobie biała bryła.
W recepcji siedziała kobieta, na oko trzydzieści lat.
-Dzień dobry panu. – uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Dzień dobry. Macie wolny pokój jednoosobowy?
-Niestety mamy tylko wolny pokój dwu osobowy. Ale w promocji mogę panu obniżyć cenę z dopłaty w stosunku do jednoosobowego z dziesięciu na pięć złotych.
-Okej nie robi mi to różnicy.
-Na ile dni? – pytanie recepcjonistki zmusiło Jasona do szybkiego obrachunku. Nie wiedział ile czasu tu zostanie, zresztą to tez nie robiło jakiejś różnicy. Miał przy sobie sporo pieniędzy więc czy wyda tu trochę więcej czy mniej nie miało znaczenia.
-Na tydzień poproszę. Opłacę z góry.
Wypełnił formalności, podając kobiecie specjalny fikcyjny dowód osobisty który posiadał każdy członek jednostki w ramach bezpieczeństwa. Konta bankowe oraz wszystkie sprawy tego typu nadzorowała osobiście jednostka w celu stu procentowej anonimowości operatorów GROMU. Kobieta pokazała mu jego pokój numer osiem. Podziękował jej i wszedł do środka. Skromny aczkolwiek ładny pokój zapewne dla małżeństwa. Położył teczkę na łóżku, dla pewności zakluczył drzwi wejściowe do pokoju i zajrzał do łazienki. Szybki, letni prysznic.
- O nawet szlafroki dają – powiedział sam do siebie zadowolony z odkrycia. Przyodział go i wyszedł z powrotem do głównego pokoju. Zauważył stojący na komodzie pod oknem telewizor. Pilot leżał obok, wziął go i uruchomił odbiornik. Standardowe darmowe kanały, teraz to nie ma znaczenia, jeśli cos się stanie będą nadawać na każdym – wywnioskował więc włączył TVP 1. Nie zwracając na treść lecącego właśnie programu usiadł na łóżku i przyjrzał się teczce. Nie była zabezpieczona zamkiem ani szyfrem więc otworzył ją bez problemu. W środku było kilka szarych kopert, pękatych od zawartości, każda była opisana.
Dokładnie pakunki były trzy:
„Kłodzko”
„Poznań”
„Twój kontakt”
Stwierdził, że zacznie w kolejności jaka bardziej mu się wydawała logiczna.
Otworzył kopertę „Poznań”. Kilka zdjęć, jakaś mapa i kartka papieru z maszynopisem.
Zdjęcia ukazywały dwoje ludzi, azjatę i białego, starszego faceta. Podpisane były „fotograf 1” i „ fotograf 2”. Jason skojarzył ich od razu z tym co mówił generał – „szpiedzy” z elektrowni. Mapa była podpisana miejscami gdzie śledzono owych fotografów. Nic szczególnego. Żołnierz przeczytał maszynopis:

Tutaj masz kopię materiałów które udało mi się ustalić. Zdjęcia fotografów o których Ci wspominałem oraz dane na ich temat od ABW jak i od mojej „pchły” w Rosji. Sam wyzbyłem się tych dokumentów więc nie zaprzepaść tego. Nie wiem jak nas będą sprawdzać. Załączam też kartę SD z danymi do domeny internetowej gdzie za pomocą loginu i hasła pobierzesz dane.
Dodatkowo na karcie masz pełna dokumentacje elektrowni oraz wykazy nazwisk osób pracujących przy projekcie ECPA. Zachowaj to jako ew. źródło danych.

Zachowaj spokój. Nie prowokuj nikogo ani niczego cokolwiek by Se działo. Nie wiadomo jak sytuacja się rozwinie. Jesteś jedyna osoba która wprowadziłem w te szczegóły. Nie bież też tego do siebie, ale byłeś po prostu najbliżej, pod nosem choć przyzna, że ufam twoim umiejętnością z wojska.
Podejrzewam, że Poznań będzie/był nie pierwsza ofiarą „kogoś” kto to uknuł.


Na dole kartki była przylepiona przeźroczystą taśmą klejąca karta SD od SONY. „Trochę w tym ironii, japońska firma – japońskie szambo w Polsce.” – pomyślał Jason. Nie miał w tej chwili żadnego urządzenia z dostępem do Internetu oraz gniazda kart SD. Zapakował wszystko z powrotem do koperty i sięgnął po drugą.

„Kłodzko”. Otwierał kopertę, w tle z telewizora leciał po cichu kanał informacyjny. Jason uświadomił sobie, że słucha go od dłuższego czasu nie zwracając na to uwagi…
-W Paryżu wybuchła bomba… - zdanie wryło się w jego umysł – zniszczenia są katastrofalne, ofiary szacuje się na milion zmarłych oraz trzy kolejne rannych. – Jason upuszcza jeszcze nie do końca otwartą kopertę i obraca się w kierunku odbiornika telewizyjnego. Patrzy na ekran gdzie prezenterka wiadomości grobowym tonem czyta o wydarzeniach z stolicy Francji – ustalono, że wybuchła bomba atomowa, NATO potwierdza, że radary nie wykryły żadnego ruchu rakiet, a więc najprawdopodobniej był to zamach terro… Piiii… - program urywa się, pojawia się obraz kontrolny wraz z charakterystycznym piskiem. Po chwili załącza się jak gdyby nigdy nic program śniadaniowy gdzie ludzie zachowują się zupełnie normalnie jak co dzień zajmując się głupimi tematami. Jason siedzi osłupiały zastanawiając się czy to może być prawdziwe, w tym momencie z dworu da się słyszeć nagłe wycie syren.
-Stało się - pomyślał na głos. Zrzucił pospiesznie szlafrok ubierając na powrót śmierdzące potem ciuchy. Podbiegł do okna na ulicy panował ruch, niektórzy ludzie szybko biegali inni nie wiedząc o co chodzi kontynuowali swoje zajęcia. Pomyślał, że niektórzy mogli widzieć urywek wiadomości i teraz panikują na dźwięk syren. Raczej nikt nie mówi jeszcze o Poznaniu który właśnie sygnalizują głośne syreny. Wojsko w stanie gotowości. Zamknięte granice, nie wiadomo co będzie.
Spojrzał na telefon. Brak sygnału. EMP – wybuch elektromagnetyczny musiał uszkodzić siec do tego stopnia, że padła w całym kraju. „Jest źle” – pomyślał.
Nie pozostało mu nic jak zapoznać się z resztą teczki. Dokończył otwieranie koperty „Kłodzko”. Ponownie kilka zdjęć, kaseta VHS i kolejny maszynopis.

Tak szybko jak się da skontaktuje się z Tobą generał Nowotny z za czeskiej strony granicy. Przekaz mu co wiesz, zezwól na kopie karty SD. Załączam zdjęcie, żebyś poznał faceta. Czeska strona będzie skora współpracować -zobaczysz. Do czasu aż Nowotny się nie odezwie symuluj jakigoś zwykłego turystę który utknął w Kłodzku ze względu na wybuch. Jeśli w przeciągu trzech dni od zamachu nikt się z Tobą nie skontaktuje udaj się na przejście graniczne przy Lądku Zdrój i dostań się do wsi Petrowka. Znajdziesz tam kantynę zagadaj tam i spytaj o „rudą dziewczynę”. Reszta potoczy się sama.

Na zdjęciu był starszy facet w galowym mundurze Czeskiej piechoty zmechanizowanej. Stare okulary w grubej oprawce rodem z PRL’u i sarmacki wąs tworzyły charakterystyczny wizerunek. Jason czuł się trochę zawiedziony dotychczasową zawartością teczki. Spodziewał się większych „fajerwerków”. W zasadzie nie wiedział nic więcej oprócz tego co przekazał mu generał no i czego dowiedział się z telewizji.
Wybuch w Paryżu nie mógł być przypadkowy, ale jaki był związek – Stolica Francji i zwykłe polskie miasto ze swoja nową prawie nic nie znaczącą globalnie elektrownią?
Może na karcie znajdzie więcej informacji, została też koperta Reznow. Jason podejrzewał, ze to nazwisko, nigdy wcześniej go nie słyszał. Chociaż nie, raz obiło mu się o uszy. Zastanowił się chwilę…
„Taaa… Postać z któregoś Call of Duty miała takie nazwisko tylko oczywiście mimo polskiego tłumaczenia zawsze ten sam błąd z V zamiast W. tam był Reznov a tu jest Reznow. Ten sam byk jak z SVD zamiast SWD i NKVD zamiast NKWD.” – myślał, jednak na pewno koperta nie ma nic wspólnego z bohaterem gry, chociaż podtytuł piątej części Call of Duty – „World at War” pasował by temu co może się wydążyć jak ulał. W telewizji jak gdyby nigdy nic dalej leciał durny program śniadaniowy. Nie chcą wzbudzać paniki – logiczne.
W kopercie „Reznow” było zdjęcie faceta wykonane niczym rodem z więzienia oraz mała notka. Czarnobiała fotografia przedstawiała popiersie mężczyzny w radzieckim mundurze, na oko wz. 88 „Afganka”, doszyte niedbale dystynkcje porucznika, nieregulaminowa radziecka flaga na rękawie, naszywka GRU i oznaczenie 1PP wykonane zapewne białą farbą bezpośrednio na materiale. Żołnierz był zarośnięty broda była sporo zapuszczona. Chłodne spojrzenie sporych oczu. Wygolona po bokach głowa z pozostawionym po środku pasem może z trzy centymetrowych włosów na wzór irokeza. Na dole fotografia była podpisana Sasha Reznow 1994. Spod kołnierza munduru wystawały paski tielniaszki nieznanego kolory ze względu na czarnobiałe zdjęcie. „Szkoda, przynajmniej wiedział bym w jakiego typu jednostce służył… Ale 1944 i flaga ZSRR?” – pomyślał Jason. W kopercie nie było nic więcej, obrócił zdjęcie na drugą stronę, był tam tylko napis „TWÓJ PRZEWODNIK”. Na załączonej notce było tylko informacja:

Pokarz zdjęcie Novotnemu.

-To jakiś poje*any żart? - powiedział na głos Jason – Stanisław chyba nie miał co robić szykując te papiery – dodał w myślach. Nie zostało mu nic jak czekać na kontakt ze strony Czechów. Wyłączył telewizor spakował wszystkie papiery do teczki i schował ją pod łóżkiem. Wychodząc z pokoju zamknął porządnie drzwi, w recepcji nikogo nie było więc udał się na dwór. Syreny przestały wyć kilka chwil wcześniej, na ulicy praktycznie nikogo nie było. Zauważył tylko parę staruszków ludzi idąca kilka metrów dalej po drugiej stronie ulicy, zapewne nie mieli o niczym pojęcia. Nie mając nic lepszego do roboty ruszył w stronę centrum. Co jakiś czas mijał go jakiś pędzący samochód, gdzieś daleko przejechały trzy wojskowe ciężarówki. Jason zastanawiał się jak teraz wygląda Poznań, czy tez Paryż, jak zareaguje NATO. Przez myśl przeszły mu informacje o „cieniach” i „Incydencie Czarnobylskim”, może jednak to wszystko trzymało się kupy, a może to początek III Wojny Światowej i nic nie ma znaczenia bo ziemia obróci się w jedna wielka radioaktywna trumnę. Idąc tak zauważył przy rogu ulicy sklep „Militaria, Turystyka, Survival”, podszedł do drzwi wejściowych, otwarte, przestąpił próg.
-Właśnie zamykam przepraszam – od razu powiedział nerwowym tonem sprzedawca – otyły facet w tanich jeansach i obcisłym, spoconym t-shircie.
-Nie zajmę panu dużo czasu – spróbował Jason.
-Panie! Nie oglądał żeś pan telewizji. Paryż zrujnowany w Poznaniu coś pierdalnęło! Interes zamknięty, wyjeżdżam do brata do Norwegi w tym syfie tu siedzieć nie będę!
-Rozumiem, ale jak mówiłem nie zajmę dużo czasu, mogę zapłacić trzykrotność tego co potrzebuje.
-Gotówką?
-Jasne – Jason uśmiechnął się i sięgnął po portfel skąd wyjął gruby plik banknotów stu złotowych. Zawsze wolał gotówkę niż karty – Potrzebuję plecak, manierkę, nawet dwie. Niech będzie tez mapa okolicy.
-Nie ma czasu, wszystko popakowane panie, rozejrzyj się, wybierz co chcesz i płać, ja chce za piętnaście minut stąd wyjść.
-Ok., ok., damy rade… - Jason rozejrzał się, faktycznie prawie wszystko było pochowane do skrzyń, widać grubas zabiera wszystko ze sobą tylko po co skoro przez granice go nie puszczą z tym majdanem.
Po kilku minutach komandos wyłożył ze skrzyń na środek posadzki sklepu spory plecak w kamuflażu coyote brown, jakiś pierwszy lepszy model Helikona, dwie manierki, chińska podróbka tych z USA, całkiem dobry nóż – tradycyjny Ka-Bar wyglądający na oryginalny, plik map okolicznych gór, apteczkę i podręczny zestaw survivalowy na koniec dobrał na oko jakieś ciuchy w kamuflażu, niestety nie miał czasu szukać i był to zwykły woodland za którym nie przepadał. Grubas rzucił okiem na towar widząc, że Jason skończył selekcję i już chciał cos powiedzieć, jednak komandos uprzedził go wyciągając w jego stronę rękę z odliczonymi pięcioma tysiącami złotych.
-Wystarczy? Równo pięć tysięcy.
-Jasne - Grubas uśmiechnął się chciwie i oblizał usta, przy jego spoconej tuszy był to dość obleśny widok Jason jednak zachował niewzruszony wyraz twarzy, wziął spakował mniejsze rzeczy do plecaka, po czym zarzucił go na ramię i wyszedł ze sklepu. Będąc już na ulicy przypomniał sobie, że zostawił Beryla w UAZ’ie, zdenerwował się swoim nie profesjonalizmem, broń w końcu była widoczna z zewnątrz i wystarczyło zbić szybę by stać się posiadaczem polskiego karabinka. Ruszył w kierunku gdzie zaparkował auto, czekało go jakieś dziesięć minut spaceru.
-UWAGA! UWAGA! Proszę zachować spokój i pozostać w domach – nawoływał megafon gdzieś z centrum miasta – Sytuacja jest pod kontrolą. W poznaniu miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. Aktualnie mierzymy poziom promieniowania. W ciągu dwunastu godzin zostaną rozstawione punkty medyczne gdzie każdy otrzyma adekwatna dawkę leków profilaktycznych. – głos z megafonu przemieszczał się, zapewne wojsko jeździło po mieście nadając komunikat.
Jason przypomniał sobie jak podawano płyn Lugola za czasów awarii elektrowni w Czarnobylu. Wtedy władzy było łatwiej oszukać ludzi. W telewizji nadano fałszywe informacje, gazety napisały co chciał rząd i już ludzie łykali bajkę, że jest OK., że zagrożenia nie ma. Teraz musza być ostrożniejsi. „W Poznaniu miał miejsce nieszczęśliwy wypadek” dobry kawałek, chociaż z drugiej strony co mają powiedzieć ludziom i tak Ci co widzieli urywek wiadomości z zamachem w Paryżu połączyli już pewnie fakty. Z tego powodu pewnie przerwali nadawanie programu, boją się globalnej paniki, ale to już nie te czasy. Jest Internet i znajomi zagranicą co zadzwonią i powiedzą co u nich się mówi. Teraz wieści szybko się rozchodzą, panika jest nieunikniona. Zaraz w sklepach wykupią całą żywność, z militarnych zniknie cały sprzęt, a w telewizji dalej będą prawić o „nieszczęśliwym wypadku” no i o Smoleńsku oczywiście.
Kolba w Berylu na szczęście się składa, do tego wystarczy wyjąć magazynek i już karabinek mieści się do plecaka. Jason ponownie zakluczył łazika. Obok niego przejechał wojskowy Hummer z którego przez megafon nadawano ten sam komunikat co wcześniej. Kierowca zmierzył go bacznie prowadząc pojazd w kierunku centrum.
Wrócił do pensjonatu, w recepcji nadal brak kobiety, za to na schodach na pierwsze piętro minął go pospiesznie mężczyzna z kobietą i dwójką dzieci, objuczeni bagażami spieszyli się na dół.
Będąc już w swoim pokoju, ponownie wziął prysznic, wyprał w mydle bieliznę i wywiesił za okno – w skwarze lata wyschnie raz dwa. Upewnił się, że zamknął drzwi, położył się na łóżku i po prostu zasnął. Nie było jeszcze południa, mimo tego ilość wrażeń z poranka sprawiła, że się zmęczył.

Śnił mu się jego brat. Starszy o trzy lata. To on pierwszy dostał się do GROM’u. Nienaganna służba, kilka misji bojowych głownie Irak i Afganistan, oraz kilka tajnych o których nawet teraz Jason nie miał pojęcia mimo, że na obecną chwilę tez był operatorem polskiej jednostki specjalnej. Ale to właśnie Afganistan był szczególny a w zasadzie przeklęty – to tam Borys zniknął. Było by prościej jak by dostał tak zwany status KIA – Killed In Action. On po prostu zaginął, nie wiadomo czy żyje czy nie. Czy leży głęboko pod ziemią, czy z kolei jest przykuty gdzieś pod ziemią a jakiś bliżej nieokreślony arabski terrorysta go torturuje, a może jest gdzieś daleko, na przykład w Brazylii na słonecznej plaży i popija słodkiego drinka ukrywany przez własny rząd, albo z własnego wyboru… Jason wymyślił już setki takich historii. Z tego samego powodu chciał dostać się do gromu. Zaginięcie brata dało mu poniekąd bardzo silną determinację do treningu do przełamywania siebie oraz do wzorowego ukończenia szkoły oficerskiej we Wrocławiu. Nikomu nie zdążył przedstawić swoich planów dostania się do polskich komandosów a oni sami go zwerbowali. Zrządzenie losu? A może kpina losu?
Teraz nie miało to znaczenia. Śnił mu się dziesięcino letni Borys, jedli lody na działce w Rawiczu, bawili się, śmiali z dala od wojny, broni i zła.
„Obudź się Jas.”


***
Helikopter mknął nad skalistymi górami Afganistanu.
-Mieli czujniki pulsu. To była pułapka. Zostawili tam tych wartowników jako mięso armatnie, element mechanizmu – wnioskował Konrad poprzez intercom w Mi24.
-Najgorsze jest to, że ci kolesie musieli być tego świadomi i po prostu czekali na śmierć – komentował Piotr.
-Nie wiem, co o tym myśleć. Spodziewałem się rdzennych mieszkańców, a tu się okazuje, że jeden wygląda jak rasowy aryjczyk.
-Ten drugi, a właściwie pierwszy był skośny Majorze. Sprawdziłem zaraz po tym jak Peter go wykończył – dodał Wład.
Słońce było już wysoko. Jego moce promienie wlatywały przez okrągłe wizjery krokodyla tworząc świetliste smugi w przedziale desantowym.
-Znalazłem to – pokazał Piotr przypominając sobie o pendrive’ie. – Oprócz tego same papiery, obstawiam, że gówno na nich będzie, ale to musiało im upaść, było wdeptane w posadzkę.
-Dobrze, sprawdzimy to w bazie.


IV Spokój na granicy:
:

***
…Wtedy wszystko zabłysło niczym miliardy świec. Wodą pchnęła niewidoczna fala. W uszach odbił się grzmot niczym grom z jasnego nieba. Uszy zalane wodą mimo tego piszczą, głuchną. Głowa boli, oczy tracą orientacje.
Gdzie dno? Gdzie powierzchnia? Ciało dryfuje. Świadomość ulatnia się.
Życie wyszło z wody?
Oprzytomniał. Zakrztusił się wodą. Ciało przeszedł dreszcz, mięśnie całego ciała złapał skurcz. W zaciśniętej dłoni miał pierścionek. Z bólem podpłynął do brzegu basen. Palił go każdy mięsień. Wydostał się z wody, poszedł kierunku holu. Na schodach mijał bezwładne ciała. Krzyczał jej imię nie słysząc własnego głosu. Biegł potykając się o progi i zwłoki. Korytarz w oddali płonął, strop zawalił się. Ich pokój był po drugiej stronie…
***




Jason czekał tak jak było to umówione. Trzy dni. Nikt się nie odezwał. Zaczął wątpić czy sam czegoś nie przeoczył, czy nie popełnił błędu. W międzyczasie zdążył zrobić zakupy, jakieś ciuchy, bielizna oraz pożywienie – głownie konserwy i pieczywo – tak aby jak najdłużej dało się z tym podróżować. Zgromadził też dwie zgrzewki wody mineralnej. Sygnał w komórce wrócił już po dwóch dniach. Jednak zanim można było używać komfortowo telefonu musiało minąć kilka godzin. Ludzie rzucili się na słuchawki jak opętani przeciążając co róż linię, ale dla komandosa nie miało to znaczenia, nie miał do kogo zadzwonić. Codziennie udawał się na spacer po okolicy. Wojsko faktycznie otworzyło posterunki gdzie rozdawano leki przeciwpromienne. Sam zażył dawkę po ówczesnej konsultacji z jednym z żołnierzy i dogadaniem się czy te tabletki są faktycznie tym czym maja być. Z kilkoma innymi wojakami też rozmawiał. Ogólnie nie mieli pojęcia co tak naprawdę się stało. Większość przyjęła tezę, że był to wypadek w elektrowni nie mający nic wspólnego z Paryżem. Inni wymyślali coraz to bardziej śmiałe teorie spiskowe. Ludzie podzielili się na panikarzy i na tych o stalowych nerwach. Wiadomości ciągle ciągnęły tezę o wypadku przy rozruchu reaktora. „Fatalny błąd” pisały pierwsze strony gazet. „ECPA klęską Polski” nawoływało radio. W kościołach odprawiały się liczne nabożeństwa. Piątego dnia panika ustała, ludzie zaczęli się jednoczyć, modlili się, chodzili do kościoła. Ogłoszono żałobę narodową. W telewizji Jason widział wystąpienie prezydenta Polski który za bardzo nie wiedział co powiedzieć i krążył w kółko mówiąc o ofiarach, cierpieniu i przyszłości bez energii atomowej w kraju. Za to prezydent Francji zmarł w Paryżu. Francuzi dumnie rozgłaszali, ze ten kto jest za to odpowiedzialny do końca roku zostanie powieszony na zgliszczach stolicy. USA wysłało pomoc wojskową do Francji. Ocena zniszczeń, szacowanie liczby ofiar… Miliony informacji, wywiady, opinie, przekonania i teorie spiskowe.
Wśród wszystkich głoszonych haseł jedno miało sens dla Jasona. „Co będzie dalej?”, „Kto jest następny?”.
Cudem jest to, że w obliczu takiej katastrofy Francji nikomu nie puściły nerwy i w powietrze nie wystartowały rakiety wycelowane w strategicznych wrogów NATO. Chiny? Rosja? Iran? Korea Północna?
Ta ostatnia zdążyła już się zaśmiać z tragedii w Europie sugerując, że to wina USA i ich imperializmu. Klątwa szatana, niegdyś Bush’a teraz czarnego Obamy. Może Kim Zong Un miał ziarno prawdy w swych szyderczych słowach? Francuzi cierpią ruinę stolicy i śmierć przywódcy. To drugie cierpienie jest raczej sztuczne, pokazowe.
„To błogosławieństwo, że zmarł w trakcie wybuchu. Dzięki temu Francja nie mogła od razu odpowiedzieć nuklearnym atakiem. Człowiek ma słabe nerwy, w swej dezorientacji, krótkowzroczności i głupocie doprowadził by raz dwa do zagłady…” – wyczytał Jason w specjalnym wydaniu Newsweek’a i w zasadzie mógł się zgodzić z tą tezą.
Komandos był ostatnim klientem pensjonatu. Nikomu nie było w nastroju do wakacji. Przy rozmowie z recepcjonistką okazało się, że rodzina która w dzień tragedii pospiesznie mijała go na schodach była właśnie z Poznania. Zastanawiał się chwilę razem z kobieta co z nimi będzie. O setkach rannych i tysiącach ludzi bez domów jeszcze nie specjalnie ktoś mówił w mediach.
Jason zapłacił kobiecie równo tysiąc złotych, dwa razy więcej niż się należało za pobyt. Odmawiała, jednak on nalegał.
-Dziękuję – odpowiedział w końcu i uśmiechnęła się do niego.
-Nie ma za co – odpowiedział i wyszedł z pensjonatu w kierunku swojego łazika. Zastanawiał się czy nie zadzwonić do generała, jednak ten nie wspominał o takiej konieczności wiec Jason odpuścił to sobie. Chciał z kimś porozmawiać. Ludzie jednoczyli się wokół niego w przeżywaniu katastrofy, on natomiast uświadamiał sobie, że nie ma się do kogo odezwać. Co z jego towarzyszami broni z GROM’u? Brata nie ma, zaginął. Kobiety brak, podczas służby, trudno związać się z jakąś na dłużej. Mało która rozumie to, że przez czas służby niestety będzie „numerem dwa” – bo to na zawołanie jednostki zawsze musza być gotowi operatorzy. A przyjaciele?
Nie miał siły do nich dzwonić, jakoś przytłoczyły go wydarzenia z kraju i Paryża i to dopiero po kilku dniach, gdy czekał na kontakt od Czechów, za dużo rozmyślając i standardowo śniąc koszmary.
Gra utknęła w miejscu. Czas zrobić kolejny ruch i ruszyć za granicę i spytać barmana o rudą dziewczynę.
„Jakie to groteskowe w obliczu tego wszystkiego” – pomyślał.
Niespiesznie ruszył UAZ’em w kierunku Lądka Zdrój. Co jakiś czas mijał wojsko, gdzieniegdzie tylko ciężarówki a czasem nawet Rosomak się trafił. Wszystko w stanie gotowości. NATO ostrzy kły. Tylko na co?
Jechał powoli mimo braku ruchu, po godzinie był na miejscu. Wszystkie wojskowo – militarne rzeczy trzymał w plecaku, żeby nie budzić podejrzeń wojskowych. Nie było czasu na tłumaczenie się i zbędne legitymowanie. Tym bardziej, że nie bardzo wiedział co czeka go po drugiej stronie granicy. Ciągle nie znał celu swojej „krucjaty”, do tego zawartość teczki, chaotyczna, niezbyt spójna i mało odkrywcza trochę go dobijała. Wiedział, że robi coś ważnego, ale wiedział też, że generał nie miał chyba dużo czasu szykując materiały z kopert, ba były nawet lekko infantylne.
-Cała nadzieja w karcie pamięci – powiedział sam do siebie zamykając łazika. Niestety jedyny sklep z elektronika w kłodzku został zamknięty – widać ktoś zamknął interes niczym grubas z militarnego.
W noc przed wyjazdem zniszczył teczkę upewniając się, że nie ma ukrytego dna, nadajników czy też innych bajerów. Połamał ją i po cichu zniósł do kotłowni w piwnicy pensjonatu gdzie wylądowała w piecu – tak dla pewności. Materiały schował w wodoodpornej kieszeni wewnętrznej plecaka.
Lądek zdrój był spokojny. Tylko nieliczne oddziały straży granicznej i wojska przejeżdżające co jakiś czas zdradzały obecność nietypowej sytuacji. Przeszedł się jeszcze w ogrodzie przy lokalnym sanatorium. Przysiadł na ławce zastanawiając się czy nie zadzwonić do kogoś. Tak jak ostatnio nic go nie oświeciło więc wyjął kartę sim i baterię z telefonu i wszystko oddzielnie pochowa w plecaku. Było południe, na ulicach pojawiali się gdzieniegdzie ludzie.
Wstał i ruszył w kierunku szlaku prowadzącego nad granicę.
-Kierunek Borówkowa Gora – powiedział z wymuszonym entuzjazmem.
Trzy godziny marszu, trzy godziny przemyśleń. Kręty górski szlak. Po stronie polskiej zniszczony i zużyta asfalt, zaraz za szlabanem granicznym nieskazitelny asfalt strony czeskiej. Jednak nie szedł „oficjalnie” przejściem granicznym, otoczył je nadkładając mniej więcej dodatkowe pół kilometra drogi. Przekraczał granicę z Bronia a to mogło się nie spodobać pogranicznikom a w zaistniałej sytuacji na pewno lepiej pilnują granic.
Kilka minut marszu przez zarośla i już miał przed oczami wioskę – Petrovkę. Sklep przy granicy gdzie zapewne handlowali z polskimi turystami tańszym alkoholem i czeskimi produktami. Kilka domków niektóre nawet stare, drewniane. W centralnej części wyróżniał się budynek większy od pozostałych, bardziej pociągły. Zapewne kantyna budowana z myślą o turystach zwiedzających szlak w okolicach lokalnych gór. W zasadzie gdyby nie posterunki graniczne dało by rade dojechać tu bezproblemowo autem.
Wszedł do wioski, na zewnątrz nikogo nie było. Godzina piętnasta – pora obiadowa, zapewne większość ludzi odpoczywa w domach i śledzi w mediach co tam słychać na świecie po ostatnich czterech dniach.
Drzwi kantyny były otwarte, pewnie właściciel musiał wietrzyć pomieszczenie z powodu upałów. Dziś w słońcu dochodziło nawet do 35C. Upalne lato.
Jason przeszedł próg pomieszczenia, w środku było nieznacznie chłodniej lecz i taka mała różnica przynosiła pewna ulgę. W środku było w zasadzie jedno wielkie pomieszczenie, bar z ladą i może z dziesięć stolików, przy każdym po dwa, trzy miejsca. Na jednej ze ścian wisiał telewizor z załączonym czeskim programem informacyjnym, jednak dźwięk był wyciszony. W tle leciało radio z aktualnie modną muzyką. Za ladą stał starszy nieogolony facet, raczej niskiego wzrostu, stereotypowo jak na barmana polerował kufel od piwa białą szmatką. Poza nim było trzech innych mężczyzn siedzących przy jednym stoliku, też starsi. Dwóch grało w szachy trzeci przyglądał się paląc fajkę. Nikt nie zwrócił uwagi na gościa. Jason podszedł do baru, zdjął lecak i przysiadł na wysokim taborecie przy ladzie. Barman spojrzał na niego pytająco.
-Dzień dobry – zaczął Jas.
-Ahoj – odpowiedział Czech – polak. Napijecie się czegoś? Może piwko na koszt firmy za żałobę waszą. Co nie chłopaki.
-Polej mu! – odpowiedzieli razem szachiści.
-Od trzech dni nikt do nas nie zajrzał – tłumaczył po polsku jednak z czeskim akcentem barman nalewając kufel ciemnego piwa. Jason nie zdążył odmówić, nie miał ochoty poza tym w trakcie działania się nie pije, jednak w tym wypadku nie wypadało odmawiać, zawsze to jakiś gest od tych ludzi. – A ty turysta? – kontynuował barman. Jason zastanawiał się chwilę po czym stwierdził, że zagra w otwarte karty
-Turysta. Aktualnie szukam takiej jednej rudej dziewczyny.
-Hah. Mamy tu taka jedną. – ku zdziwieniu żołnierza mężczyzna sięga pod ladą i pochwili podaje mu egzemplarz Playboya z ruda dziewczyną na okładce – Ha ha ha ha – śmieje się głośno.
-Fajna – odpowiada zmieszany komandos.
-Weź sobie, też na koszt firmy – uśmiecha się barman. – teraz przepraszam, musze zatelefonować, tymczasem spróbuj piwa – dodał i wyszedł drzwiami na zaplecze. Jason upił łyk piwa.
„Bez szału, ale ujdzie w tłoku” – pomyślał o piwie, po chwili to samo stwierdził o wytatuowanej dziewczynie z okładki gazety. Pijąc piwo przejrzał gazetę w nadziei, że znajdzie jakaś notkę, numer telefonu , cokolwiek.
Niestety zawiódł się, były tam same nagie kobiety i artykuły o typowo męskiej tematyce.
Siedział zrezygnowany pijąc piwo, wsłuchał się w radio, okazało się, że to polska stacja. Aktualnie leciał kawałek Kazika pod tytułem Plamy na Słońcu… Jason wsłuchał się…

Plamy na słońcu, upał na ulicy
Jeszcze dzisiaj nikt nie jechał
Spokój na granicy
Nie było ruchu wojsk
Ze wschodu i zachodu
Kto nie był socjalista
Był draniem za młodu
Dałaś mi wojnę
Dałaś mi pokój
Teraz bardzo proszę
Daj mi święty spokój

Sama piosenka która znał dobrze nie miała w zasadzie nic wspólnego z wydarzeniami pokróju tych które miały ostatnio miejsce, jednak jak by wyjąć z kontekstu fragment którego słuchał nabierało to innego znaczenia. Surrealistyczne doznanie przygnębiło go jeszcze bardziej. Dopił piwo, wziął plecak i zostawiając pusty kufel i świerszczyka na ladzie wyszedł z kantyny. Miał ochotę zadzwonić do Stanisława i zapytać się o co w tym wszystkim chodzi. Z wnętrza pomieszczenia dało się słychać dalej tą sama melodię.

Czy się odstanie
To co się nie odstało
Was wszystkich
Po obu stronach
Zupełnie poj*bało
Jak zaczęła się piosenka
Tak i będzie na końcu
Upał na ulicy
I plamy na słońcu
Hej hej

Co się porobiło z ta krainą złą?

-Co się porobiło z ta krainą zła – wyszeptał Jason. W tym momencie tuz przed nim zatrzymał się czeski UAZ. Wysiadł z niego jakiś facet, był tyłem do komandosa. Mężczyzna odwrócił się twarzą do gromowca. Był to generał z fotografii jaką miał w kopercie „Kłodzko”.
-Ty pytałeś o rudą dziewczynę? – zapytał oficer poprawną polszczyzną, mierząc go od stóp do głów.
-Ta – odpowiedział żołnierz ciągle będąc pod wrażeniem nagłego pojawienie się Czecha
-Wspaniale. Dalej pojedziemy razem, wsiadaj.
Wsiedli do tyłu łazika, który momentalnie zawrócił i ruszył droga w strone czeską.
-Pojedziemy do garnizonu, tam pogadamy w cztery oczy. Stanisław wspominał, że się pojawisz. Miałem posłać po ciebie ale w zaistniałej sytuacji wycofaliśmy naszych ludzi z waszej ziemi.
-Nie ma problemu, jakoś trafiłem. Nie rozumiem tylko po co ta gierka z Playboyem.
-Z czym?
-No barman jak spytałem o rudą dziewczynę dał mi gazetę…
-Kretyn! To miało być tylko hasło co by po mnie posłali. Porozmawiam z nim następnym razem, odechce mu się tych żarcików.
Zamilkli. Wjechali w leśną drogę.
-Dlaczego wycofaliście ludzi z Polski – zapytał po chwili Jas.
-Wystarczy, że u nas robi się już nieciekawie. W Pradze wybuchło kilka bomb. Amatorka, lokalna gangsterka czy tez jacyś militarni fanatycy. Ludziom odwala, zresztą pewnie w Kłodzku byłeś odcięty od informacji. To co wciskają w telewizji to bujdy. U was w Poznaniu panuje kompletna anarchia, ludzie rozkradają co się da z ocalałych części miasta. W jakimś sklepie myśliwskim trzech facetów ostrzeliwywało się z wojskiem, dopóki wasz BWP nie sieknął z działa.
-Wiedziałem. Media wciskają kity, że wszyscy łączą się w bólu. Tak musiało być w końcu to nie był wybuch bomby amatora. Ludziom odwala i pewnie odwali jeszcze bardziej.
-Musimy opanować tą sytuację. Zaraz będziemy w bazie. Rozbiliśmy stanowisko na okolicznym poligonie.
-Znaliście się z Stanisławem osobiście generale?
-Tak. Poznałem go osiem lat temu na zaprzyjaźnionych ćwiczeniach. Zajmowaliśmy się kontrwywiadem ale nie w skali państwa tylko całego NATO. Zresztą wtedy Stanisław mieszkał w okolicy, niedaleko granicy, więc jakoś utrzymywaliśmy kontakt. Lubiliśmy łowić ryby, nawet poznaliśmy nasze córki, do dzisiaj są przyjaciółkami.
UAZ skręcił z asfaltu w boczną leśną drogę. Zaczęło rzucać wozem jadącym po dziurach.
-Stanisław mówił, że przyśle swojego zaufanego człowieka. Mówił, że jesteś z GROM’u.
-Tak, służę od dwóch lat.
-Dobrze. Zbliżamy się. Oprócz mnie i kierowcy nikt nie wie, że jesteś żołnierzem i tak ma zostać na razie. Oleg zatrzymaj się zanim wjedziemy, dogadam tylko tą sprawę.
Łazik się zatrzymał, a Novotny kontynuował.
-Twoja misja nie jest oficjalna ani uznawana nawet w twoim kraju tym bardziej musimy zachować dyskrecję. Nie chcemy przecież, żeby ktoś nam namieszał co nie? – generał uśmiechnął się do Jasona, po chwili kontynuował – na razie będziesz cywilnym specjalista od skażeń radioaktywnych, zresztą nie będziemy tu długo, góra dobę. Jak co przychodź do mnie albo do Oleg’a – wskazał na kierowcę z przodu – teraz wjedziemy do bazy, pokręć się trochę gdzie nie będzie dużo żołnierzy, ponudź się z dwie godziny, ja dopilnuje Bierzycach spraw i pogadamy w moim baraku. Zrobił bym to od razu, ale w okolicy kręcił się ktoś podejrzany z bronią – jak ci już mówiłem nawet u nas porobił się bajzel od tych bomb. Dobra jedziemy.
Ruszyli, po niespełna dwóch minutach dojechali do stalowej bramy, oddzielającej razem z betonowym murem z zasiekami placówkę wojskową od lasu. Trzech żołnierzy pełniących wartę na zewnątrz zasalutowało na widok generała i pospiesznie otworzyło wjazd. Poligon okazał się spory. Cztery drewniane baraki, kilkanaście namiotów polowych, kilka lądowisk dla sporych Mi17. W wydzielonych miejscach stały ciężarówki Tatra, dwa BWP oraz jeden stary SKOT. Po chwili Jason zauważył nawet zamaskowane stanowiska rakiet p-lot. Wszędzie chodzili leniwie żołnierze. Część zgromadziła się przy kuchni polowej zajadając cos smakowicie, inni majstrowali przy sprzęcie. UAZ zaparkował przy najbliższym z baraków. Dwóch żołnierzy palących przy wejściu papierosy pospiesznie ugasiło je i zasalutowało generałowi, który właśnie zaczął wysiadać z łazika. Oficer odwzajemnił gest i pokiwał z lekkim zażenowaniem głową na widok niedopałków leżących u stóp żołnierzy. Po chwili odezwał się do nich.
-Przyjechał ze mną polski specjalista od badania pola skażeń. Przynieście mu grochówki i traktujcie należycie mimo, ze jest cywilem. – powiedział i od razu wszedł do baraku. Oleg gdzieś wyparował. Żołnierze uśmiechnęli się do Jasona.
-Ahoj – powiedzieli niemal równocześnie, po czym jeden z nich pobiegł w kierunku kuchni polowej. Gromowiec ucieszył się na myśl o wojskowej zupie która zaraz ukoi jego żołądek. Nie dość, że był głodny to piwo które wypił musiało być nieco „doprawione” przez barmana czymś mocnym, bo o ile udało mu się opanować zachowanie się to pusty żołądek zareagował z kwaśnym bólem na trunek.
-Źle tam u was? – zagaił pół czeski pół polskim żołnierz.
-Na razie nie mamy dokładnych informacji. Ja tylko badam przemieszczanie się z wiatrem radioaktywnego pyłu – blefował Jason.
-Aaa, Rozumim. U nas tez się dzieje. W Pradze bomby podłożyli a tu w lesie patrol znalazł jakis pseudo partyzantów.
-Pseudo partyzantów? – podjął temat Jason.
-Ta. Czterech ludzi, ziemianka, broń. Nie podeszli tylko wrócili zameldować, tamci ich nie widzieli.
-Ciekawe kto to może być co nie? I po co?
-Nie wiem. To było chwile temu, generał teraz zadecyduje co robić. Zresztą cii, nie powinienem o tym mówić – żołnierz pokazał palcem gest milczenia po czym zajrzał do kieszeni munduru – Macie fajki? – spytał/
-Nie palę.
-Aaa, szkoda.
Z tyłu podszedł drugi żołnierz z menażką pełną pachnącej grochówki z kotła.
-Proszę – podła Jasonowi, zupę. Dał mu tez sporą kromkę świeżego chleba. Jason podziękował, kiwnął w pożegnalnym geście żołnierzom i udał się na bok w kierunku gdzie nie było ruchu. Przysiadł na ściętym pniu drzewa i rozpoczął jedzenie kojąc chimery żołądka.


***
-Nie dawaj jeszcze tego – wyszeptał Konrad do brata.
-Co chcesz zrobić – odpowiedział Piotr.
-Przejrzeć co tam jest. Wiki nie żyje, to nie może pójść na marne.
-Skopiujemy to?
-Ta. Dawaj do mojego namiotu, potem zaniesiesz to do sztabu jak najszybciej jak gdyby nigdy nic.
-Zdasz im raport?
-Tak. Chłopaki jeszcze się myją, potem pójdziemy do Starego na dywanik.
-Co im powiesz? Kable, bomba, Wiki, Najemnicy? Niezły burdel.
-Nic im nie powiem. Czułeś ten zapach?
-Co? Jaki zapach?
-Eksplozji?
-Nie zwróciłem uwagi…
-To był napalm. Wszystko się sfajczyło, zwłoki też. Kazałem schować Wiki do skrzyni po granatnikach w helikopterze. Powiem, że się spaliła…
-Po co?
-Te czujniki tętna na trupach to profesjonalna robota. Ktoś to planował i na bank nie chodziło o to, że usłyszeli helikopter którego i tak nie słychać. Wiedzieli, zmyli się na szybko i jeszcze zdążyli zastawić pułapkę. Tego się nie robi w pięć minut. Poza tym mówili, ze maja być talibowie a był „syn Hitlera” i żółtek.
-Chcesz grac na własną rękę? Jesteś pewien?
-Nie wiem. Pomyślałem, że w podobny sposób zaginął Borys od Jas’a.
-Afganistan jest duży.
-Tam też był napalm i to dużo więcej. Żaden z trupów nie miał zębów jak Borys, jego ciała tam nie było.
-No dobra. Napalmu nie ma dużo wśród terrorystów w Afganie, zresztą powiedział bym, że nie ma go wcale, ale to jeszcze nic nie znaczy.
-Mówisz to po tym co było w Paryżu?
-Piotr! Konrad!– krzyknął z oddali Wład. Biegł w ich stronę ubrany w lekki kombinezon. Stali przy namiocie niedaleko lądowiska dla helikopterów. Wład wracał z „myjni”, z drugiego końca bazy.
-Co się stało? – spytał Piotr gdy towarzysz broni dobiegł do niego i Konrada.
-Paryż nie był jedyny… - wysapał nerwowo.
-Jak to? – rzucił Konrad.
-Chłopaki właśnie mi powiedzieli, że Poznań szlag trafił. Coś w elektrowni wybuchło…
Stali w milczeniu patrząc na siebie nawzajem. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Wład przełamał w końcu milczenie mając olejna informację.
-Mówię, że posłali tam przed wybuchem niemal cały GROM.
-Kurwa… Jason!
-Przecież miał urlop ponoć.
-Ale mogli go ściągnąć – dyskutowali…
Znów zapadła cisza. Stali tak chwile po czym na znak Konrada weszli do namiotu zając się Pendrive’em.
Nie mieli dużo czasu. Skopiowali zawartość po czym udali się na zdanie raportu po akcji.

***
Jason napełniwszy swój żołądek zagaił do żołnierzy odpoczywających na pancerzu SKOT’a. Widział, że czytali gazetę, po krótkiej pogadance o wydarzeniach w Polsce chętnie pożyczyli mu pismo które czytali. Udał się z powrotem do pnia przy którym jadł, usiadł na kępie mchu opierając się o niego i przyjrzał się gazecie.
Nie znał specjalnie czeskiego, choć w większości znaczenia danych słów można było się domyślić. Już okładka witała dużym zdjęciem zniszczonego płonącego miasta. Jason zauważył w tle niewielką sylwetkę wieży Eifla.
Stara konstrukcja nie poddała się potężnej mocy atomu. Można by pomyśleć, że to cud, lecz u Jasona wywarło to mieszane, raczej negatywne odczucie. Wieża była wisienka na torcie dokonanych zniszczeń. Była autografem Paryża, ale teraz na tle ruin i zgliszczy była niczym szyderczy uśmiech tego kto tego dokonał. Gromowiec wertował gazetę starając Se rozgryźć nagłówki artykułów i podpisy zdjęć. Mimo, że gazeta była najprawdopodobniej tanim, codziennym brukowcem to w zasadzie cała była poświęcona Paryżowi, Poznaniowi i zamachu bombowemu w Pradze. Jason rozpoznał na jednym ze zdjęć w połowie zburzoną Katedre na Ostrówie Tumskim w Poznaniu. Okolice ronda Śródki były zrujnowane. Zdjęcie było wykonane z lotu, jakość raczej słaba, spore ziarno, jednak perspektywa w kierunku jeziora Maltańskiego zdradzała smutny szczegół. Malta była wyschnięta, jak by wyparowała. Suche, puste dno, czarna dziura. Kolejne zdjęcia przedstawiały już Pragę, a w zasadzie jej ulicę na której stało kilka wraków aut oraz kilka zdjęć jakiś Czeskich polityków z jakiegoś szczytu poświęconego katastrofie.
-Generał po pana wzywa – Jas opuścił z przed oczy gazetę, stał przed nim kierowca. Oleg. – jest w baraku przy którym parkowaliśmy. Trafi pan?
-Jasne. Dzięki – odpowiedział gromowiec i ruszył do baraku. Po chwili pukał już do wewnętrznych drzwi pomieszczenia.
-Proszę – usłyszał głos Novotnego. Jason otworzył drzwi, wszedł do środka i odłożył w kącie plecak który miał cały czas przy sobie od momentu wjazdu do bazy, przy okazji wydobył koperty od Stanisława.
– witam ponownie – uśmiechnął się generał poczym dodał wskazując na krzesło naprzeciwko swojego biurka – usiądź.
-Dziękuje – odpowiedział żołnierz siadając naprzeciwko fociera.
-Wysłałem patrol z BWP w okolice gdzie widzieli „myśliwych”, niech się z nimi rozprawią po strzale ostrzegawczym oczywiście. Teraz możemy się zając ważniejszymi sprawami.
-Tak. Mam tu kilka rzeczy. – odpowiedział Jason i poszył na stole koperty – mam tu kartę SD od generała Stanisława. Nie miałem okazji sprawdzić dokładnej zawartości bo nie miałem żadnego sprzętu elektronicznego, sklepy w kłodzku tez nie pomogły. Do tego będzie potrzebny dostęp do Internetu.
-Nie ma problemu – odpowiedział Novotny sięgając gdzieś do wnętrza swojego sporego, mahoniowego biurka które nie pasowało do surowego wystroju poligonowego baraku – mam tu swojego laptopa, jest też WiFi z wozu transmisyjnego – uśmiechnął się kładąc urządzenie przed Jasonem.
-Jest też to. W tym wypadku nie wiem o co chodzi. Nie znam żadnego Reznowa.
-Reznow? Sasha reznow?
-Tak. Zna go generał? – spytał Jas kładac jednocześnie na blacie biurka zdjęcie z koperty.
-Znam go. Właściwie znamy: Stanisław, Antonow i ja.
-Generał Stanisław wspominał coś o Antonowie.
-Taa, to z kolei nasz przyjaciel z za wschodniej granicy. Z tym, że z nim często nie łowiliśmy ryb bo takie „znajomości” są podejrzane z perspektywy naszych rodzimych państw…
-W takim razie o co chodzi z tym Reznowem?
-Sam nie wiem. „Twój kontakt”- Novotny przeczytał na głos napis z tyłu zdjęcia – Stanisław chyba chciał żebyśmy się z nim skontaktowali.
-Po co?
-Sam nie wiem. Może coś wiedzieć. Służył jakiś czas w GRU i FSB.
-Coś więcej o nim?
-Zaczynał w Marynarce wojennej, a właściwie w Piechocie Morskiej, potem poznał Antonowa na jakiś wielkich manewrach, ten zwerbował go do Specnazu. Potem ponoć był w GRU, a przed ucieczką w FSB.
-Ucieczką?
-Tak. Mieli tam w Rosji jakiś niezły burdel. Zabijali swoich bo „za dużo widzieli”. Sasha wyczuł pismo nosem i po prostu ulotnił się razem z żoną. To wkurzyło Ruskich, tym bardziej, że jego zona była córka poważnego generała.
-Czyli mam to rozumieć w taki sposób, ze Reznow jest kopalnią wiedzy wschodniego wywiadu?
-Coś w ten deseń. Jest, to znaczy był pułkownikiem – jak na specnaz to dużo. A teraz z tego co wiem, żeby być bezpiecznym to zaciągnął się do jakiejś oficjalnej grupy najemników. Nigdy go nie widziałem na własne oczy. To był tylko temat kilku „rozmów przy rybach”
-Jak go znajdziemy?
-Poszperam w papierach naszego wywiadu, może cos będzie. Mogę też zadzwonić do Antonowa. Poszukamy tez w sieci o organizacjach najemników mających siedzibę w Niemczech, bo to chyba do takiej się zaciągnął. Ale to zaraz, sprawdźmy może kartę pamięci.
-Jasne – Jason wyciągnął list od Stanisława i odlepił od niego kartę Sony. Generał odwrócił w jego stronę laptopa, wziął swoje krzesło i dosiadł się po drugiej stronie biurka obok gromowca. Uruchomili komputer, Nowotny wpisał hasło a Jas wepchnął kartę w odpowiedni slot.
Po chwili na pulpicie pojawiło się okno autoodtwarzania. Kilka kliknięć i ukazała się zawartość karty.
Jeden zwykły plik tekstowy w notatniku oraz jeden folder w dziwnym formacie.
Jason odpalił plik .txt


LOGIN: XC8WR5KJ0
HASŁO: “TAM GDZIE SPOTKALI SIĘ STARZEC GROM I KROKODYL SMAGANI WIATREM”

www.QR5_JH78_KCJ25.com/login/admin/#


-Co to takiego? – spytał generał.
-Stanisław wspominał w liście, że najważniejsze dane umieścił razem z kolegom z ABW w sieci.
-Po co?
-W zasadzie to nie wiem. Pewnie na wypadek jak by teczka wpadła w niepowołane ręce.
-To hasło to szyfr?
-Chyba tak, zaraz, zaraz… - Jason zamyślił się. - „Tam gdzie spotkali się starzec, grom i krokodyl smagani wiatrem” – powiedział pod nosem. W tym czasie Novotny połączył się poprzez laptop z siecią WiFi.
Widząc to gromowiec odpalił przeglądarkę internetowa Firefox i wprowadził w okno wyszukiwania adres domeny skopiowany z notatnika. Pojawiła się zwykła, biała strona internetowa z dwoma oknami „LOGIN”, „HASŁO” i przyciskiem „ZATWIERDŹ”. Jas skopiował skomplikowany login po czym postawił kursor w ramce z hasłem.
-Spotkałem się z Stanisławem w Poznaniu na jednym z wieżowców…
-Po co takie komplikacje?
-Nie wiem. Generał mówił, że tam nikt nas nie zobaczy i nie podsłucha. Myślę, że chodzi właśnie o to. Starzec to on, grom to ja, a krokodyl to Mi24 który nas zabrał z dachu na lotnisko. – tłumacząc to Nowotnemu wpisał w okno „wichrowe wzgórze” zatwierdzając wybór klawiszem enter. Nic się nie stało, okna się wyczyściły.
-Kurde, może bez spacji albo z podkreślnikiem… - spróbował ponownie. Udało się za drugim razem, wyrazy dzielił podkreślnik. Ich oczom ukazała się prosta, nieskomplikowana strona, adres był dodatkowo szyfrowany co sygnałowała odpowiednia ikona w przeglądarce. Po lewej stronie ukazało się proste menu nawigacyjne z kilkoma opcjami. Przeglądali kolejne zakładki. Gdzieś w oddali dało się słychać krótki huk, jednak mężczyźni pogrążeni w lekturze nie zwrócili na niego uwagi. Wertowali wirtualne archiwa ABW oraz KGB i późniejszego FSB. Znalazła się nawet zakładka CIA. Jason czuł mimowolne podniecenie niczym nastolatek który wie, ze bierze udział w wielkiej grze. Aktualnie przeglądali dane dotyczące tak zwanego „Incydentu Czarnobylskiego”. Jason nie wiedział o tym nic specjalnego, jedynie przez ostatnie dni podczas rozmów z generałem usłyszał to określenie kilka razy.
W dokumentach na jego temat był raport o tym, że cały incydent obracał się wokuł nie małej kradzieży. Zrabowane zostały niemalże wszystkie pozostałe pręty paliwowe z każdego z reaktorów poza oczywiście zniszczoną czwórką. Do tego pobrano z sarkofagu wiele radioaktywnego materiału w tym resztki grafitowych prętów kontrolnych. Cała akcja zajęła rekordowy czas sześciu godzin. Terroryści jak ich określono, ostrzelali kilka posterunków w Zonie wystarczająco szybko aby żaden z nich nie wezwał posiłków. Rosjanie zorientowali się dopiero po pięciu godzinach gdy terroryści już wszystko pakowali na pokład kilkunastu(!) Mi17. Oddziały wojska i specnazu w tym wympiełu przybyły za późno, przed odlotem dwóch ostatnich maszyn. Nastąpiła ciężka wymiana ognia, helikoptery uległy zniszczeniu, ale jak się okazało na ich pokładzie był tylko sprzęt którym posłużono się do przenoszenia materiałów radioaktywnych oraz do ich wcześniejszej fragmentacji. Maszyny z ładunkiem właściwym zdążyły zbiec. Lotnictwo nie namierzyło żadnej z nich jak by wyparowały, jak stwierdzono uległy rozproszeniu a pojedyncze egzemplarze Mi17 w Rosji nie budzą entuzjazmu gdyż latają tam ich dziennie setki.
W dokumentach była też informacja, że zabito dziewięciu terrorystów:
Dwóch pilotów helikopterów oraz trzech terrorystów którzy je załadowywali.
Pozostała czwórka terrorystów z dachu wieżowca w Prypeci ostrzelała z granatników Rpg7 oraz Rpg18 Mucha konwój którymi przybyła Rosyjsko Ukraińska odsiecz. Udało im się zniszczyć aż cztery BTR’y orz jednego Urala z piechotą. Poległo 34 żołnierzy (!) w tym 4 z wympiełu. Rannych było niemal dwa razy tyle – 58.
-Naprawdę nigdy o tym wcześniej nie słyszałem, musieli to nieźle utajnić – skomentował Jason.
-Tez nie wiedział bym o tym, gdyby nie Reznow który powiedział o tym Stanisławowi.
-To on poznał Reznowa?
-Mówiłem tobie, że ja go nie widziałem. Stanisław za to miał z nim kontakt kilka razy po tym jak zbiegł z Rosji. Było to w zasadzie niedługo po tym całym incydencie w Czarnobylu. Za to jeśli chodzi o samą akcje przy elektrowni to nie mogło wyjść na jaw. Tam nie ma cywilów, ścisła strefa zamknięta. Posprzątali trupy i po hałasie, a sami przecież nie będą o tym jawnie gadać w końcu skradziono pręty paliwowe…
-Czyli rozumiem, że ten cały Czarnobyl mógł być źródłem materiałów do wykonania bomb których użyto na dniach?
-Bardzo możliwe, tym bardziej, że w szeregach NATO nikomu taki arsenał nie zaginął. Teoretycznie absurdalne ale jak widzę potęgę kogoś kto tego dokonał to trzeba rozważyć każda opcję. Zastanawia mnie tylko jak udało im się uzyskać tyle maga ton, zniszczenia są ogromne. Musza mieć potężne zaplecze techniczne, nawet mając pręty paliwowe stworzenie czegoś innego niż brudna bomba jest bardzo trudne, prawie a wykonalne.
-Nie musieli tworzyć niewiadomo jak silnej broni. W Poznańskiej elektrowni trwał rozruch reaktora, to on wzmocnił eksplozje. Sądzę nawet, że…
-Że?
-Musiała w jakiś sposób zajść przemiana wodoru w hel. Zwykła atomówka że sprawia, że jezioro wysycha.
-O tym nie słyszałem – dziwił się general.
-Widziałem w waszej gazecie, pożyczyłem od żołnierzy. Nie wiem tylko jak było z Paryżem.
-Na razie tez nie mamy żadnych informacji. Jedno co mogę powiedzieć, to to, że krąży pogłoska, że ilość ofiar jest ponad dziesięciokrotnie większa w stosunku do zniszczeń materialnych i mocy jaka miała bomba.
-Co to może oznaczać?
-Tego nie powiem, bo nie wiem. Nie znam się na tym w aż takim zakresie.
-To Czarnobyl przerobiliśmy. Zobaczmy co tu jeszcze mamy. Kusi mnie zakładka CIA.
-Dobrze poruczniku Jason – generał pierwszy raz zwrócił się do niego po stopniu i imieniu – przeglądajcie dalej te materiały, ja udam się dowiedzieć czegoś w sprawie Reznowa, czas to pieniądz.
Generał wstał i wyszedł z baraku, komandos został sam kontynuując lekturę akt. Papiery Amerykanów zawierały co nieco o „fotografach”…

***
-Czyli wracamy do Polski?
-Niestety, odsunęli nas ze względu na śmierć Wiki. – odpowiedział Konrad. Siedział na składanym taborecie pośrodku namiotu z kuchnią/jadalnią.
-Co? Rozumiem, że nas to boli, ale co im do tego? Pierwsze słyszę zamykać sekcję specjalną z powodu jednej ofiary! – odpowiedział Piotr opierający się o jeden z solidnych filarów stelażu namiotu.
-Łatwo ci to mówić! – wściekł się stojący przy wejściu Wład – „jedną ofiarę”.
-Słuchaj w całości co mówię bambusie. Mówię, że nas to boli. Z resztą to ty jej roztrzaskałeś łeb kulą!
-OBIECAŁEM JEJ TO! – krzyknął Wład ruszając z wściekłością w stronę Piotra.
-Kurwa! – żucił Konrad wstając w kierunku żołnierzy, domyślając co się zaraz stanie – uspokójcie się obaj! Natychmiast! – wbiegł między nich zanim zdążyli siebie dosięgnąć. Wład spojrzał spode łba.
-Obiecałem jej to! Rozumiesz!? Nie chciała być kaleką.
-Skąd wiesz czy w ostatniej chwili nie zmieniła zdania!? – odkrzyknął wściekły Piotr.
-Spokój mówiłem! Też znałem wolę Wiktorii – dołączył się dowódca – Wład zrobił co miał zrobić – spojrzał na niego – ale masz siedzieć cicho i się uspokoić, a ty Piotr nie prowokuj więcej takich sytuacji. Nie chcecie się chyba kłócić teraz kiedy nas rozwiązują? Do tego dogadałem się z naszym pilotem, zaniósł skrzynię z Wiki w umówione miejsce. Wymkniemy się jakoś i pochowamy ją.
Stali chwilę, uspokoili się. Konrad wykorzystał to, że stali blisko siebie i chwycił kompanów za ramiona. Objęli się rękoma w trójkę. Policzek zwilżyła łza.

Po kolacji w polowej stołówce zgłośnili się na ochotników na patrol. Decyzję oczywiście odrzucono, ale ku pociesze oddziału który miał być nazajutrz rozwiązany pozwolono im udać się Humerrem pięć kilometrów dalej do amerykańskiej bazy gdzie miał odbyć się na wewnętrzny amatorskim boisku mecz futbolu żołnierzy.
Skorzystali z losu szczęścia i zjechali z trasy udając się dziesięć kilometrów dalej do płynącego w skalistej dolinie strumienia. W umówionym z pilotem miejscu znajdowała się zamaskowana karłowatymi krzewami skrzynia a w niej ciało towarzyszki broni. Wzięli ze sobą kilka prześcieradeł, czyste ubranie z jej szafki oraz mydło. Wład przy pomocy Piotra w oddali od reszty która szykowała ognisko rozebrał ciało Wiki oraz starannie je umył. Rany na nogach zawiązał poczym zawinął starannie całe ciało w prześcieradła. Zostawił jedno na koniec, do przykrycia twarzy która na razie zostawił odsłoniętą.
-Nie miała by szans… - wydusił Wład.
-Wiem – odpowiedział Piotr.
-Nie wiesz… - Piotr spojrzał na przyjaciela z oddziału, ten klęczał nad ułożonym przy brzegu ciałem. Gładził policzek martwej Wiki. Jego twarz była bez wyrazu, jednak oczy szkliły się, był w nich ból.
-… Wczoraj przyniosła mi test ciążowy, pozytywny – kontynuował – była w ciąży rozumiesz?
Piotr milczał patrząc niemo to na ciało kobiety to na Włada. Ten opowiadał dalej.
-Pojechała z nami. Nie chciała osłabić drużyny. Dzisiaj, po akcji miała iść do lekarza kompanii dostać zwolnienie… - łzy ciekły po twarzy żołnierza kapiąc na prowizoryczny całun zmarłej.
-Spałem z nią… Wiem, że Ty też, ale ja ją kochałem wiesz? – spojrzał na Piotra, ten milczał dłuższą chwilę poczym odpowiedział.
-To stara historia. To było… Twoje dziecko…
Wład załkał jak dziecko, opadł delikatnie ramionami na Wiki. Piotr dał mu chwilę, później zanieśli ciało do reszty oddziału. Ognisko paliło się, a obok był wykopany szeroki dół. Na jego dnie ułożono sporo gałęzi. Ciało Wiki spoczęło na wkopanym w ziemi stosie.
-Pokuj z tobą Wiktorio – powiedział Konrad – niech ci wojna lekką – dodał. Była ich teraz tylko piątka.
Konrad, jego młodszy brat Piotr, Władimir, Jack i Wiktor. Reszta jednostki miała wolne w kraju, jeszcze nie wiedzieli. Ten ostatni powiedział jeden wers prostej modlitwy - wiecznego odpoczynku.
Każdy rzucił garść ziemi na ciało, Wład dorzucił pistolet – Glocka 17, tego którym wykonał prośbę rannej.
Broń zgłosił wcześniej jako zagubioną podczas akcji. W ręce ściskał łuskę od najcięższego naboju w jego życiu. Zachował ją jako brzemię. Konrad rozlewał już benzynę z kanistra.
Gdy stos płonął siedzieli. Nikt się nie odzywał, czekali dolewając co jakiś czas benzyny i dosypując zgromadzony wcześniej chrust. Nikt nie liczył ile czasu Wiki zamieniała się proch.
Odeszła.
Grób zasypali gleba i kamieniami. Konrad z drobnych kamyczków ułożył malutki krzyż.
Niestety nikt w Polsce na nią nie czekał. Nikt na świecie. Miała tylko ich, kompanów z jednostki.
Wszyscy ja uwielbiali, „urocza kobieta” mawiali, mimo tego, że na co dzien w trudach służby musiała być twarda to zachowywała kobiecość.
Wład ją kochał, jednak nie zdążył jej tego powiedzieć gdy żyła. Zrobił to dopiero nad grobem gdy wszyscy skierowali się w stronę Hummera.

***
Nowotny nie wrócił, a minęło już kilka godzin w czasie których Jason przeglądał zawartość strony internetowej.
„Fotografiowie” faktycznie mieli powiązania z starym KGB i Yakuzą, jednak trop się urywał. Tutaj komandos nie odkrył nic nowego. Należało szukać głębiej. W zasadzie poza dokładnym raportem z Incydentu Czarnobylskiego akta nie wniosły nic nowego, w każdym bądź razie Jason nadal nie miał pojęcia kto i jak organizacja może stać za czymś takim. Powoli zaczął podejrzewać, że to może faktycznie początek III Wojny Światowej, że zamachy to sabotaż jakiegoś mocarstwa, Rosji, Chin, Iranu? A może USA?
-Nieeee - powiedział sam do siebie. Był zmęczony siedzeniem przed laptopem i wytężaniem umysłu nad stertą wirtualnych dokumentów.
Do baraku wszedł Oleg.
-Generał musiał pilnie wyjechać. Wróci jutro przed południem. Tymczasem kazał zostawić panu ten śpiwór i klucz – kierowca podał Jasonowi mały pakunek z podręcznym śpiworem oraz duży klucz do zamka drzwi baraku.
-Dziękuję – odpowiedział Jason nie mogąc powstrzymać ziewnięcia. Oleg bez reakcji odwrócił się i wyszedł z baraku.
Komandos spojrzał na komputer, nie miał już sił na czytanie, zresztą niewiele mu zostało, zapewne nic specjalnego. Wylogował się ze strony i zamknął laptop. Po chwili szykował sobie posłanie, na wszelki wypadek wyjmując z plecaka Beryla i kładąc blisko siebie. Zjadł jeszcze tylko konserwę mięsną zagryzając ją pajdą chleba i popijając wodą z manierki US Army Made In China które miał w plecaku.
Zasnął szybko.
Awatar użytkownika
Iwaszka
Weteran

Posty: 695
Dołączenie: 23 Cze 2010, 13:56
Ostatnio był: 16 Sie 2024, 16:19
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 272

Reklamy Google

Re: "Cie(r)ń Zemsty" by Iwanassassin

Postprzez Universal w 13 Mar 2014, 02:02

Iwanassassin napisał(a):Pragnę się podzielić jeszcze gorącym i bardzo surowym materiałem na moją powieść (o ile nie stracę weny).

Imho zły pomysł, by dawać na forum publiczne coś, co się uważa za ósmy cud świata, a jeszcze się nie skończyło (uświadomiono mi to m.in. na tym forum). Teraz ukradnę połowę pomysłów do swoich trylogii, antologii i sag :caleb: Lepiej byś jednej-dwóm osobom na PW wysłał. Np. Voldiemu i Gizbiemu, niech się na mandarynkowo :suchar:

Iwanassassin napisał(a):oraz love story

Imho2 kolejny zły pomysł, ponieważ to fabularny gwóźdź do trumny. Choćby po sobie to widzę, że to nigdy nie wychodzi, jeśli książka nie jest nastawiona na bycie Harlequinem. Chyba, że przez "love story" rozumiesz delikatnie zarysowany, piątoplanowy wątek siedmioboczny, który tak naprawdę jest tylko tchnieniem wiatru przy huraganie akcji :tm: Romansidło nie wychodzi reszcie na dobre, najczęściej infantylizuje. Miłosne uniesienia zostawmy Grocholi.

Miało być tylko o fabule, więc nie do końca zgodnie z życzeniem nie tylko na jej temat zabiorę głos.

Prolog

Nie podoba mi się czas teraźniejszy i takie krótkie zdania bez wyrazu.


I

Tu te zdania też ucięte jak stopy cukrzyka. Faktycznie część z nich jest dziwnie zbudowana, takie archidiecezjalne - każda część z innej parafii. Nadal nie podoba mi się czas teraźniejszy, którego nie znoszę.

Rzeczowe:
- w Poznaniu nie ma "Alei Kosmonautów", tylko osiedle Kosmonautów. Aleje są Solidarności, Marcinkowskiego, więc nie wiem skąd Ci się to wzięło. Taka z Ciebie pyra?! :(
- Jason (wnioskuję, że dupek z Zapada) i służba w GROM? Ok, wymagane tylko obywatelstwo polskie, ale to dość niecodzienna sytuacja, rzadka w sensie
- przebudowa elektrowni Karolin na elektrownię atomową? Poszalałeś. Inna technologia, nie na obrzeżach miasta, nie w starych budynkach, tylko w nowych. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, by ktoś mógłby być na tyle "nierozważny" (ujmując to delikatnie), by coś takiego w rzeczywistości zrobić
- dolatywanie śmigłowcem do krawędzi bloku - nie znam się, ale razi mnie głupota tego rozwiązania - doszłoby prędzej do katastrofy; na tyle dużo oglądałem dokumentów nt. choćby polskich służb, że wiem, iż raczej spuszczają drabinkę sznurową i po niej się wspinają, niż mieliby robić za taksę podjeżdżającą w dowolne miejsce

durzy wieżowiec

bardziej kumaty nisz

O stary. Wiele zniesem, ale to? :E

II

- opis bazy, bardzo krótki, przypomina usilne wtłoczenie obrazu amerykańskiej krzątaniny w polskie schematy; nie podoba mi się to
- wspominasz o "MiG-u 24" - czyli o Mi-24, MiG-23, czy MiG-25? Nigdzie nie widzę maszyny "MiG-24";
- akcja w Afganie - nuda; trochę jak nieudana kopia MoH z 2010;

to jest Porucznik Jason Jóska

Image
wyjmuje Glocka 17 – austriacki szajs jak da mnie

Nie sądzę, by którykolwiek wojskowy tak powiedział. Gdzie nie czytam o tej broni - jest zewsząd chwalona, umieszczana w rzędzie najlepszych pistoletów, jakie kiedykolwiek wyprodukowano

pac jęta

Podziałało jak RedBull. Aż mam wrażenie, jakbyś się droczył wrzucając takie kwiatki specjalnie.

Słabo. Mi się nie podoba, nie ma tu nic, co by przykuło uwagę. Po części to wina formy, ale treść też nie jest zachęcająca. Mam u siebie w domu parę podobnych tekstów sprzed paru lat - tak jak ten wymagają ogromu pracy, by coś z tego wyciągnąć. Wstawienie tylko jednego gifa i brak pojazdów traktuj jako wyraz sympatii, choć może to tak nie wyglądać :P Przestałem czytać na początku trzeciego fragmentu (akurat tyle było, jak zacząłem pisać posta). Nie mam ochoty na więcej.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: "Cie(r)ń Zemsty" by Iwanassassin

Postprzez Iwaszka w 13 Mar 2014, 11:38

Imho zły pomysł, by dawać na forum publiczne coś, co się uważa za ósmy cud świata, a jeszcze się nie skończyło (uświadomiono mi to m.in. na tym forum). Teraz ukradnę połowę pomysłów do swoich trylogii, antologii i sag :caleb: Lepiej byś jednej-dwóm osobom na PW wysłał. Np. Voldiemu i Gizbiemu, niech się na mandarynkowo :suchar:

Chyba właśnie zaczynam czuć to samo ;)

Imho2 kolejny zły pomysł, ponieważ to fabularny gwóźdź do trumny. Choćby po sobie to widzę, że to nigdy nie wychodzi, jeśli książka nie jest nastawiona na bycie Harlequinem. Chyba, że przez "love story" rozumiesz delikatnie zarysowany, piątoplanowy wątek siedmioboczny, który tak naprawdę jest tylko tchnieniem wiatru przy huraganie akcji :tm: Romansidło nie wychodzi reszcie na dobre, najczęściej infantylizuje. Miłosne uniesienia zostawmy Grocholi.

Tutaj chodzi o motyw zemsty jednego z głównych bohaterów - Sashy Reznowa. Były komandos GRU który musi uciekać, szukając schronienia wstępuje do europejskiej grupy najemniczej. Pech trafia, że podczas wybuchu w Paryżu jest tam z żoną na urlopie (żona dodatkowo jest w ciąży). Love story z założenia miało być czymś na granicy wspomnień bohatera i motywacją do zemsty.
W ogóle fragmenty na początku każdego rozdziału zawierają akcję z przeszłości:

Tutaj zajawka co by trochę pomóc w rozumieniu fragmentów:
:

Mężczyzna w basenie to Sasha, który ratuje się tylko dzięki temu, że nurkuje po pierścionek. W tym momencie wybucha bomba neutronowa w Paryżu, a jak wiadomo woda to jedyne środowisko skutecznie hamujące jej fale.

Dzieciak z królikiem to Ito - "Shadow", tytułowy Cień. Urodzony w Japonii, w dzieciństwie widział morderstwo rodziny przez Yakuzę. Uratował się dzięki temu, że poszedł po królika w krzaki.

Drzewo fabularne jest takie, że za incydentem czarnobylskim (nie wiem czy do tego doszedłeś, bo było w dalszym rozdziale) stoi grupa terrorystów dowodzona przez Ito. Produkują sobie z tego brudne bomby, jednak w dalszej części ktoś "sprzedaje" info o tym innej organizacji i Ito zostaje z nich po cichu okradziony. Następują wybuchy w Paryżu i Poznaniu. Ślad prowadzi do Ito, Sasha o tym wie bo uczestniczył w incydencie czarnobylskim. Tutaj wkracza motyw zemsty za żonę. Razem z Jasonem musi go odnaleźć. Później tak się staje, jednak Ito sam jest rozdrażniony bo to nie on "wysadzał" a tropy przecież prowadzą do niego. Okazuje się, że Ito zna dobrze Sashe z lat szkolnych (!). (Uciekł z Japonii do Rosji, gdzie studiował i poznał Sashe). No i tutaj wchodzi ostatni motyw, że mimo sprzeczności interesów musza się połączyć w trójkę i dopaść prawdziwego winowajce.
Motyw zemsty:
Ito mści się cały czas za rodzinę (dlatego został terrorystą), chce dopaść kogoś kto go "wrobił"
Sasha mści się, za żonę i nienarodzoną córkę.
Jason sam nie wie kim jest, wstąpił do wojska ze względu na zaginionego brata Borysa i cały czas żyje nadzieją, że go odnajdzie.
Wisienką na torcie jest osoba która stoi za tym wszystkim (a w zasadzie cała organizacja), ale to już by był za duży spojler ;)



w Poznaniu nie ma "Alei Kosmonautów", tylko osiedle Kosmonautów. Aleje są Solidarności, Marcinkowskiego, więc nie wiem skąd Ci się to wzięło. Taka z Ciebie pyra?! :(

:c Pomyśleć, że obok na wichrowym mieszka moja kobieta i teraz śmieje się ze mnie, My mistake.

Jason (wnioskuję, że dupek z Zapada) i służba w GROM? Ok, wymagane tylko obywatelstwo polskie, ale to dość niecodzienna sytuacja, rzadka w sensie

Polak, ma brata Borysa który zaginął w akcji w Afganie. Jason sam zmienił imię na takie po przejściach z domu dziecka, ale to na razie nie jest umieszczone w fabule.

przebudowa elektrowni Karolin na elektrownię atomową? Poszalałeś. Inna technologia, nie na obrzeżach miasta, nie w starych budynkach, tylko w nowych. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, by ktoś mógłby być na tyle "nierozważny" (ujmując to delikatnie), by coś takiego w rzeczywistości zrobić

Wiem, wiem i jeszcze raz wiem. Rok w książce docelowo to 2020+ niedorzecznie bo niedorzecznie, nie wiem co z tym fantem teraz zrobić bo jest istotnie zakorzeniony. Trzeba by było objaśnić proces rozbiory Karolina i budowaniu w tym miejscu atomówki z dostępem do wody z Warty.

dolatywanie śmigłowcem do krawędzi bloku - nie znam się, ale razi mnie głupota tego rozwiązania - doszłoby prędzej do katastrofy; na tyle dużo oglądałem dokumentów nt. choćby polskich służb, że wiem, iż raczej spuszczają drabinkę sznurową i po niej się wspinają, niż mieliby robić za taksę podjeżdżającą w dowolne miejsce

Fakt, do zmiany :)

wspominasz o "MiG-u 24" - czyli o Mi-24, MiG-23, czy MiG-25? Nigdzie nie widzę maszyny "MiG-24"

Miał być 35, pisząc wklepałem pierwszy lepszy bo nie chciało mi się szukać ;) Też dzięki, że wyłapałeś :>

Nie sądzę, by którykolwiek wojskowy tak powiedział. Gdzie nie czytam o tej broni - jest zewsząd chwalona, umieszczana w rzędzie najlepszych pistoletów, jakie kiedykolwiek wyprodukowano

Nic Glockowi nie odbieram, zresztą wspominam, że jest jedną z najbardziej bezpiecznych konstrukcji. To jest opinia generała Stanisława który ma inne podejście do tematu. A osobiście jak dla mnie kaliber 9mm jest już anemiczny jak na współczesne pole walki. Niektórzy wybierają 15 naboi w magazynku i mniejsza siłę, ja wolę Colta i .45 ACP :)

Co by nie mówić tyle na moja "obronę"(?) ;p
Dzięki, że poczytałeś i sypnąłeś opinią :)
Awatar użytkownika
Iwaszka
Weteran

Posty: 695
Dołączenie: 23 Cze 2010, 13:56
Ostatnio był: 16 Sie 2024, 16:19
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 272


Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość