Wakacje i Urlopy

...a raczej wszystko o wszystkim. Debaty na dowolne tematy.

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez tomasz4815 w 20 Sie 2012, 16:54

Że aż zacytuje kolegę z innego tematu:
Kuballa44 napisał(a):Przykry fizyczny zapie*ol na żniwach. Kurz, wciskający się wszędzie i kłujący niemiłosiernie, nie wspomnę o tym że oczy ropiały, a oddech pełną piersią dawał efekt jakby ktoś po płucach skakał w glanach...

Ja mam dodatkowo siano (ostatnio trochę kiepsko z pogodą, więc jest ku*ewsko ciężkie), drzewo, gałęzie, patyczki itp. kur*icy idzie dostać mówię Wam. W wolnych chwilach odpoczynki z zimną oranżadą i chipsami przed komputerem, od święta spotkania z kumplami. No i z rańca pojedynki z chemią, fizyką i biologią by matura w miarę dobrze poszła.
Ogólnie "fajne" wakacje... :E
Awatar użytkownika
tomasz4815
Łowca

Posty: 400
Dołączenie: 17 Lut 2011, 12:46
Ostatnio był: 12 Lut 2019, 14:53
Miejscowość: Tam, gdzie atik czołgiem jeździ.
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 97

Reklamy Google

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez Isza w 24 Sie 2012, 02:12

Moje wakacje - nie licząc spędzania czasu grając ze znajomymi w Dead Island – są dość aktywne. Spędzanie kilku dni śpiąc w bunkrach (no dobrze czasami zabierało się namiot) i zwiedzanie opuszczonych miejsc to jest to co lubię. Niestety niedługo powrót do rzeczywistości i praktyki… ;)
" Nie wiem czemu żołnierz idzie do ataku ... ale idzie"
Awatar użytkownika
Isza
Stalker

Posty: 112
Dołączenie: 17 Wrz 2011, 01:53
Ostatnio była: 06 Maj 2015, 12:42
Miejscowość: Szczecin
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 35

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez zdzicho w 25 Sie 2012, 22:54

No więc było to tak...
Kupiłem sakwy na rower, płachtę z tropiku, hamak. Wziąłem ze sobą to + śpiwór, atlas drogowy, buty na zapas(trampki), pompkę do roweru, 2 dętki na zapas, latarkę na kierownicę, zapalniczkę(żarową), paszport, długopis, notes, telefon, ładowarkę, aparat, kabel usb, dwie baterie na zapas, okulary przeciwsłoneczne, repellent, olej do roweru w sprayu(na łańcuch itp.), 1 parę dzinsów, 3 pary skarpet, 2 bokserki, 3 podkoszulki, szalik, rękawiczki, kalesony, kamizelkę odblaskową, ręcznik. Ruszcik, garnek, łyżkę. Coś tam jeszcze. Wbrew pozorom tego wszystkiego nie było aż tak dużo, w dwóch sakwach bez problemu się mieściło, miało ok. 15kg w razem. No i jeszcze wziąłem kurtkę-wiatrówkę.
Z Lublina wyjechałem 2 lipca o 4:00. Na Alejach Solidarności przy wjeździe do Dolnej 3-go Maja zatrzymuje mnie jakiś koleś, ale nie robił żadnych problemów, pytał mnie tylko ile by dostał na komisie za swój telefon. Jadę dalej w kierunku Łęcznej. O tej porze dnia drogi krajowe nie są zwykle zbyt zatłoczone, więc jadę drogą 82.
Potem odbijam na północ i jadę na Ostrów Lubelski, droga lokalna wspaniała odmiana po drodze krajowej, dosłownie jeden samochód co 5 minut przejeżdżał tylko.
Potem Parczew. Następnie Komarówka Podlaska, gdzie wypłaciłem z bankomatu 50zł i kupiłem zobie 1,5l wody oraz cukierki lodowe. Międzyrzec Podlaski, i jeszcze ok. 30km zrobiłem przed nocą, dojechałem do Ptaszkowa. Najpierw chciałem przespać się w zagajniku kawałek od drogi, ale tylko jak się do niego zbliżyłem obleciała mnie chmara gzów, ok. 10 sztuk tego ścierwa. Repellentu się nie bały, no to wracam na drogę i jadę kawałek dalej w las. Tam też są, zakładam na siebie wiatrówkę, dzięki czemu kończy się to na tylko jednym ugryzieniu w łydkę do krwi. Rozwieszam hamak, rozwijam do hamaku śpiwór, rozpalam małe ognisko(las sosnowy, suchych igieł sosny było pod dostatkiem, doskonale służą do rozpałki), stawiam ruszcik na nóżkach nad nim, wsypuję do garnka makaron, dolewam wody, gotuje się szybko. Dodaję śmietany i sera białego. Po zjedzeniu takiej brei jestem bardzo najedzony i idę spać do hamaku. Niestety rozwiesiłem go między drzewami które są zbyt blisko siebie przez co musiałem przyjmować wygiętą pozycję w czasie leżenia, po jakimś czasie zdjąłem hamak, położyłem go na ziemi i resztę nocy spałem na ziemi.
Rano o jakiejś 7:00 wstałem, spakowałem wszystko i ruszyłem dalej, na Siedlce. Gdzieś w Mordach kupiłem serek homogenizowany i jakąś drożdżówkę, no i wodę. Zjadłem to sobie na przystanku i jadę dalej. Od Siedlec do Sokołowa Podlaskiego. Dalej Kosów Lacki, tam trochę pobłądziłem w okolicach Bugu, kompas mi pomógł. Jak już doszedłem do Bugu to wiedziałem że muszę iść na zachód żeby dojść do drogi która prowadzi do mostu przez Bug. Ostrów Mazowiecki. Ostrołęka. Godzina ok. 21:00, szukam mostu prowadzącego przez Narew, bez skutku. Na początku miałem problemy z połapaniem się w miastach, przez co potem starałem się je omijać. Mostu nie znajduje, więc idę na południe, do lasu niedaleko oczyszczalni ścieków. Tam wszystko rozkładam, gotuję resztkę makaronu. Idę się odlać, widzę w mchu samicę świetlika, pierwszy to był świetlik którego widziałem w tym roku.
Wstaję rano, wyspany, pakuje się, wyruszam na dalsze poszukiwanie mostu. Znalazłem go dość szybko, po czym udałem się na Krasnosielc. Po drodze kupiłem litr mleka za jakieś 3zł i 500g płatków owsianych za 2.50zł, zjadłem z mlekiem na sucho, zostało jakieś pół paczki, mleko wypite całe. Dalej jadę na Przasnysz. Staję na przystanku, upał wielki, naciągam sobie czapkę z daszkiem na oczy i kładę się na ławeczkę, po jakichś 30 minutach wstaję, i z przykrością zauważam że powietrze z tylnego koła uszło, na przystanku były szkła. Od Przasnysza było jakieś 3km, prowadzę rower.
Jakaś 18:00. O dziwo w Przasnyszu jest sklep rowerowy, ale zamknięty. Więc prowadzę rower poza Przasnysz w poszukiwaniu miejsca do spania. Na łące parę krzaków, pusto, idę tam. Rozkładam się na trawie ze śpiworem. Nadchodzi burza, nakrywam się brezentem cały. Popadało, postrzelały pioruny, dość krótko, wyszedłem z tego suchy, idę spać.
Wstaję wcześnie, jakaś 6 rano chyba. Dobytek mój zostawiam w krzakach, idę do Przasnysza. Sklep jeszcze zamknięty, nie mam zegarka, więc czekam na ławce. Idę do sklepu, kupuję sobie chałkę i maślankę, wracam na ławeczkę, konsumuję. Czekam dalej. Po jakiejś godzinie przyjeżdża facet, otwiera sklep. Kupuję u niego pompkę(okazało się że przez roztargnienie zostawiłem moją w Lublinie) do wentyli samochodowych, no i nową porządną oponę do mojej kolarzówki za jakieś 14zł. Wracam w moje krzaki, jakieś 30 minut piechotą. Koło na motylek nie na śrubę, szybko zdejmuję, pomagając sobie łyżką zdejmuję starą dętkę i oponę, wyjmuję zapasową dętkę, nakładam, namęczyłem się z tym, ale w końcu się udało, opona, nałożyłem koło, potem napompowałem. Bagażnik musiałem zdjąć, bo opona była zbyt szeroka. Wreszcie zbieram się do kupy i jadę dalej, na Mławę. Potem jakoś przez Nidzicę do Zgniłochy. Kawałek nad jeziorem skręcam w las i rozbijam obozik. Tym razem hamak rozwiesiłem dobrze, padał mały deszcz, ale tak mały że hamak go nie przepuszczał(jak wlazło się w hamak, to całość razem ze mną miała kształt kokonu).
Rano jedziemy dalej. Chyba 8:00, jadę na Olsztyn. Od Olsztyna na zachód do Łukty, dalej do Morąga. Dojechałem tego dnia bodaj gdzieś do Dzierzgonia. Nie było żadnego fajnego miejsca na spanie, wszędzie pola, obok drogi mały kanał melioracyjny, obok niego kilka pojedynczych dużych wierzb. Prowadzę tam rower, wydalam ekskrementa, rozwieszam hamak, śpiwór, myślę sobie będzie git. Siedzę już w śpiworze i hamaku. Były czarne chmury. Przejdą bokiem, myślę sobie. Powoli zaczyna wiać, wieje coraz mocniej. Miota w lewo i w prawo mną w hamaku, ignoruję to. Zaczyna lać, konkretnie. Oberwanie chmury. Woda zatrzymuje się na górnej warstwie hamaku, przecieka, wpełza do środka, na śpiwór, do śpiwora, zatapia. Cały mokry jestem i zimno. Leżę, czekam. Nadchodzą cholerne pioruny. Strzela jeden, strzela drugi. Coraz bliżej i bliżej samotnych wierzb. Nadchodzi moment na refleksję-myślę sobie "niech pada, ale niech mnie piorun nie trafi, tak umrzeć nie chcę". Moja prośba została spełniona, po jakimś czasie pioruny przestają walić, deszcz jakiś czas po nich. Zakładam na siebie kalesony, wiatrówkę, co się da żeby zatrzymać ciepło. Jadę w poszukiwaniu jakiegoś lasu. Jest, jadę tam, ciemno, latarka zawsze coś, ale nędza. Zrywam korę z brzóz, zbieram po ciemku patyki, z nadzieją że uda mi się rozniecić ogień. Po jakimś kwadransie bezowocnych prób rzucam to, zmęczony, wchodzę w mokry śpiwór, który po jakimś czasie ogrzewa się. Mokro, ale ciepło. Zasypiam.
Wstaję o świcie, pakuje się, jadę dalej. Malbork. Oglądam zamek, krocie niemieckich turystów. Jadę dalej, na Stegnę przez Nowy Dwór Gdański. Droga bardzo zatłoczona, dróg lokalnych prowadzących do Stegny brak, dopiero gdzieś za Rybiną zjechałem na lokalną. Dalej jadę do Skowronków na mierzei wiślanej. Tam spotykam faceta któremu zepsuł się skuter, świeca prawdopodobnie zalana. Pyta się mnie czy nie mam jakiś narzędzi. Odpowiadam przecząco, co było zgodne z prawdą. Opowiada mi że mieszka w Anglii, i przyjechał tu dzięki zwolnieniu zdrowotnym czy czymś. Gadamy jeszcze trochę. Potem jadę do Krynicy Morskiej, dalej na Piaski. Pod granicę z Rosją, a potem idę pływać w morzu. Potem śpię na wydmie.
Rano jadę dalej, dojechałem gdzieś do Pruszcza Gdańskiego i idę spać. Następnego dnia dojeżdżam na teren Kaszubów, ciężki teren na rower. Pod górę, z górki, i znowu, i znowu. Do Kościerzyny do Daniela(Sovieta), każe mi czekać za rondem na przystanku. Przychodzi, idziemy do niego, po drodze robię małe zakupy. Szarpnąłem się i kupiłem coś więcej niż płatki owsiane i maślankę. Zrobiłem u niego gulasz ze schabu, cebuli, papryki czerwonej, kaszy gryczanej i śmietany. Zajadamy się gulaszem i popijamy piwo. Małe pranie bielizny i paru innych ubrań. Pokazał mi słynne Diablo 3, pograłem sobie 15 minut. Pożyczył mi "duże ilości naraz psów" oraz "Lód" J. Dukaja, który czytało mi się przyjemnie w dalszej drodze. Przenocowałem u niego.
Nazajutrz jadę do Gdyni przez Kartuzy. W Gdyni w mieszkaniu mamy mieszkam jakieś 3 dni, odpoczywam. Mama kupiła od koleżanki rower, dalszą drogę jechałem na góralu, a moja kolarzówka została w Gdyni.
Jechałem trochę na południe pod Wejherowem, od Słupska odbiłem na południe. Gdzieś tam spałem na ambonie. Przez 2 dni, bo ciągle lało. Przez ten czas przeczytałem jakieś 250 stron Lodu.
Do Poznania przez Piłę. Spałem w Borach Tucholskich na ambonie, o jakiejś 20:30 przyjechał myśliwy i mnie wypytywał, co tu robię. Wyjaśniłem mu, chciał polować na dziki, powiedział że pojedzie na inną ambonę. O 22:00 obudził mnie borsuk, pił wodę z kałuży jak pies, dopiero jak podszedł zobaczyłem że to borsuk. Aparat miałem w sakwie, zanim bym wyjął, spłoszyłby się i uciekł. Przed Poznaniem odbiłem na zachód do Świebodzina. Jechałem przez jakiś teren wojskowy, droga pusta, co jakiś czas jechały pojazdy opancerzone, wtedy kryłem się w krzakach. Na teren wojskowy wstęp był wzbroniony, nie chciałem żeby robili mi problemy. Przed Świebodzinem wykąpałem się w jeziorze Wielkim, tam też się przespałem.
Nazajutrz podziwiałem pomnik Jezusa z którego słynie Świebodzin. Dalej jechałem przez Zieloną Górę, gdzieś w pobliżu Jeleniej Góry zagadną mnie jakiś starszy pan na rowerze, mówił że ma 54 lata, pogadaliśmy, jak powiedziałem mu że zmierzam w góry Izerskie, to dalej prowadził on. Jechaliśmy jakoś przez Świeradów Zdrój, on ustalał drogę, nie zaglądałem do atlasu drogowego więc dobrze nie zapamiętałem. Zaprosił mnie do schroniska na naleśniki z jagodami, rozstaliśmy się niedaleko wodospadu Kamieńczyka, on pojechał do Jeleniej Góry a ja na szczyt-Szrenicę. Zanim zacząłem tam włazić, przespałem się w hamaku.
Rano zacząłem włazić. Ok. 2 godziny prowadzenia roweru pod górę. Zagadnął mnie jakiś turysta, dał mi swoją wizytówkę i powiedział żebym dodał go na facebooku. Wizytówkę wyrzuciłem jak tylko nasze drogi się rozeszły.
Mój plan był taki żeby dalej jechać do Szczawnicy granicą ze Słowacją, aby do granicy dotrzeć powinienem iść czerwonym lub żółtym szlakiem. Poszedłem najgorszym, niezdatnym do jazdy rowerem-zielonym szlakiem. Oczywiście z nadzieją, że prędzej czy później natrafię na drogę zdatną do jazdy rowerem. Mijający mnie słowaccy turyści z kijkami "nordic walking" mówili "tutaj kołem nie, żółtym, czerwonym, tu nie" ale zbywałem ich i prowadziłem rower dalej. Z czasem ścieżka przerodziła się na skały, czasem tak wysokie że oddzielnie nieść musiałem rower, oddzielnie sakwy. Piesi turyści patrzyli na mnie jak na wariata. Wreszcie doszedłem do Czarnego Kotła. Dookoła rosła kosodrzewina. Zatrzymałem się i wziąłem rower na bok żeby zrobić miejsce dla przechodzącej pary. Facet, Polak, powiedział "chcesz przejść cały ten szlak z rowerem?". Wyjaśnił mi moją sytuację, niosłem tak rower już ok 2h, a on mówił że musiałbym nieść jeszcze przynajmniej 5h żeby dojść do prostej drogi. Więc postanowiłem że zawrócę. Zanim jednak to zrobiłem, ukryłem rower i sakwy wśród kosodrzewiny, a sam poszedłem zobaczyć śnieg pod górą.
Wspinałem się ok. 40 minut, faktycznie to był śnieg, w środku lata. Zrobiłem sobie śnieżkę, połaziłem tam trochę. Potem wlazłem na szczyt czarnego kotła, bodaj ok. 1600m nad poziomem morza, wiatr tak dął że raz zwiał mi z głowy czapkę, na szczęście nie spadła mi w przepaść, dogoniłem ją. Na górze była chyba jakaś radiostacja albo stacja meteorologiczna. Z góry zobaczyłem że w czarnym kotle są dwie sadzawki. Zszedłem z góry i udałem się do nich. Krystalicznie czysta woda, miejscami sięgająca po pas, popływałem sobie. Nadciągnęła burza. Mgła tak gęsta, że po 5 metrach nic nie było widać. Pora była późna, wieczór. Poszedłem do moich sakw i roweru, rozłożyłem płachtę na siebie, zaczął bić grad, nawałnica, przeczekałem. Położyłem na ziemię płachtę z tropiku, na to śpiwór, na śpiwór brezent. To był błąd, jak zaczęło znów padać, woda zatrzymywała się na płachcie z tropiku i szła w śpiwór. Wiatr parokrotnie zwiał ze mnie brezent. Byłem przemoczony w śpiworze, było zimno. To była najtrudniejsza noc, całą noc nie mogłem spać, musiałem przeleżeć ją w mokrym śpiworze. Co jakiś czas wystawiałem głowę na zewnątrz żeby nabrać świeżego powietrza, potem z powrotem w śpiwór, i tak całą ulewną noc. Rano doszedłem do wniosku że albo wrócę na niziny i zajdę do jakiejś apteki, albo będzie chudo. Całą resztę sił wytężyłem żeby zejść ze szlaku na dół góry, i zjechać do Szklarskiej Poręby. Po drodze kupiłem 3 oscypki śmietankowe, po ich zjedzeniu czułem się jak nowo narodzony. Zza chmur zaczęło pojawiać się słońce, ciepło. Żeby uczcić moje wyjście cało z tego, kupiłem w sklepie ciasteczka(!), maślankę truskawkową, dwa pączki i jakiegoś precelka. Pojechałem kawałek na wschód. Znalazłem ambonę. Ale jaką! Duża taka, że można było się w niej położyć z wyprostowanymi nogami, wykładzina izolacyjna, okna, drzwi, ławeczka, nawet wieszaki na ubrania. Rozwiesiłem mokre rzeczy na dachu i zwiesiłem na oknach, suszyły się długo, w tym czasie jadłem i czytałem.
Następnego dnia jeszcze trochę tam posiedziałem, do jakiejś 11:00, wszystko w miarę wysuszone, no to w drogę.
Jechałem pod Legnicą, nad Opolem, między Częstochową a Katowicami, do Krakowa. Przed Krakowem znalazłem dość rzadką roślinę-ostropest plamisty. Zabrałem ze sobą jedno gniazdo nasienne i ruszyłem dalej. W Krakowie przyjął mnie pan Terminus z żoną i małym synkiem, Bartkiem. Umyłem się, żona uprała mi rzeczy, kupiliśmy nowy bagażnik, gdyż w starym widełki z lewej strony mi się ułamały, ciężar był ustawiony nierównomiernie, koło się scentrowało(tylne). Pogadaliśmy, pokazał mi... cerkiew? Nie, to było coś innego, w każdym razie żyli tam ci zakonnicy którzy są żebrakami. Barwnie opowiedział mi dzieje tego, niech będzie że klasztoru. W domu pokazał mi swoje szkice i rysunki na kartkach w formacie A3.
Rano o 9:00 ruszyłem do Szczawnicy przez Limanową, kawałek za Tylmanową złapałem gumę w tylnym kole. U dziadków niedaleko Szczawnicy-w Szlachtowej spędziłem jakiś tydzień. Kupiłem nową dętkę rozmiaru 26x1.95 oraz nowe koło. Byłem w Słowacji w Czerwonym Klasztorze, dojechałem tam jadąc wzdłuż Dunajca. Na Dunajcu pływali na swoich tratwach flisacy z turystami.
Jechałem przez Włoszczowę i Oleszno do Lublina. Po drodze w górach mokrych, w miejscowości Zaostrów(niedaleko miejscowości Zagacie) zostałem przyjęty przez Kamila The Witcher'a i jego rodzinę. Pokazał mi WoT, Deus ex human rewolution, pogadałem z nim trochę, też z jego ojcem i braćmi.
Rano pojechałem dalej. Wielki upał, w południe zjechałem do lasu, rozwiesiłem hamak i położyłem się, obudziła mnie pełzająca po liściach żmija, którą sfotografowałem. Od Zaostrowa do Lublina jechałem 2 dni.
Tak... oto... ten, teges, zeszło jakieś 2-3 tys. km.



Image


Zdjęć jest wiele, będę je dodawał na bieżąco

1
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

2
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

3
:

Image
Image

4
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

5
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

6
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

7
:

Image
Image
Image
Image

8
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

9
:

Image
Image
Image
Image
Image

10
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

11
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image

12
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

13
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

14
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

15
:

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image




Za ten post zdzicho otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Canthir, The Witcher, margarita, KOSHI, Darth ReX, manash, tomasz4815, Soviet, Cysiu, marcel, KoweK, WheeljackSPW, dorian, Glaeken, Junx, wobes, Provski, Wayathin, agata.
Awatar użytkownika
zdzicho
Modder

Posty: 567
Dołączenie: 19 Cze 2009, 20:02
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 20:07
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 500

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez Kill_Flint w 04 Lis 2012, 18:17

W minione wakacje byłem na koloniach oraz pojechałem do rodziny na Ukrainę.
Wszystko standardowo, tak jak zawsze tylko, że mój tata wpadł na pomysł, a mianowicie codziennie jeździliśmy nad jezioro. Było cudownie! Woda nagrzana po upałach (bywało 40 stopni Celcjusza), które powoli mijały i średnia temperatura wynosiła jakieś 26-28 stopni. A jezioro było czyste, mało ludzi przychodziło tam się kąpąć, głębokie i przede wszystkim świetnie się tam bawiłem. Na drugim brzegu była pogłębiarka, taka sama jak ta na Zatonie w CoP :E
Po udanym wypoczynku zajeżdżaliśmy do restauracji zjeść "czebureki" czyli ukraińską potrawę, a dokładniej smażone ciasto, w którym jest mięso.

To tyle :E
Bimbru bimbru dajcie, a jak nie to spier*******!

Moje opowiadanie: viewtopic.php?f=85&t=18925
Przeczytaj, skomentuj i oceń!

LA nie będzie.

Kill_Flint
Wygnany z Zony

Posty: 129
Dołączenie: 08 Sie 2012, 12:27
Ostatnio był: 17 Sty 2013, 20:05
Miejscowość: Janów
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 15

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez Stalker Rambo w 05 Lis 2012, 00:41

Większość urlopu przepracowałem jako wychowawca na obozie militarnym. Nawet na tydzień do domu zjechałem, gdzie głównie browarzyłem i grałem na zmianę w R6 Vegas 2 i stalker CoP. A potem znów do normalnej pracy. Ogólnie to miło wspominam wakacje, bo poznałem wielu fajnych ludzi.
Awatar użytkownika
Stalker Rambo
Weteran

Posty: 595
Dołączenie: 21 Paź 2011, 00:15
Ostatnio był: 08 Cze 2022, 18:27
Miejscowość: Starogard Gdański
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Chaser 13
Kozaki: 142

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez wobes w 05 Lis 2012, 02:50

Ja w wakacje spędziłem niezwykle przyjemny tydzień nad polskim morzem, w Ustce. Piździło tak, że strach było nos wystawiać: jak w nogawkę zawiało, to kołnierzem pod szyją ziąb wylatywał. Poza tym codziennie do południa padało. Nic nie szkodzi, jak mam wolne, to nie mam w zwyczaju wstawać przed 12, a za to jakie powietrze rześkie, no i się tak nie kurzy... Raz się odważyłem nieco zwilżyć w morzu, ale skończyło się na tym, że zanurzyłem tylko stopy (dokładnie jedną i to nie całą), z obawy żeby sobie czasem włosów na nogach nie odmrozić. Jeszcze dobrze do wody nie wszedłem, a już byłem ubrany. Ale czy mogę się teraz chwalić, że prawie się w morzu kąpałem? A mogę! No i zaoszczędziłem sporo czasu, który bym zmarnował na kąpiel. Śmiać mi się chciało z tych nieboraków, którzy zabrali ze sobą tony sprzętu plażowego i zero ciepłych ciuchów - bo ja sobie pojechałem, żeby nic-po-nie-robić i żeby być z dala od tych, co mogą mi tą przyjemność odebrać, a oni z misją: wykąpać w morzu i wygrzać na słońcu. Nieraz jak sobie szedłem przez Ustkę na plażę popodziwiać gniewne niesamowicie morze i gęby turystów to zdawało mi się, że jestem jedyną zadowoloną z wczasów osobą, a reszcie ze smutku to zaraz pępki popękają. Z ich punktu widzenia jedynie mewy srały na wszystko tak samo dobrze jak przy ładnej pogodzie, a wszystko inne było porażką. Szli dygocząc z zimna niosąc ręczniki, parawany, łopatki i inne badziewie, a ja sobie szedłem uśmiechnięty pod parasolem, żeby mi deszcz na łeb nie padał, i przyglądałem się światu i zmieniającej się co 5 minut pogodzie (zmieniającej się zawsze na gorszą - taka ciekawostka meteorologiczna...). Inni też niby mieli parasole, ale wielkie, słońcochronne, więc przy takim wietrze wymagające ze 3 osób personelu obsługi, co po uwzględnieniu ilości niesionego plażowego ekwipunku, dyskwalifikowało je jako deszczochrony.

Nie zapomniałem również o zakupie pamiątki! Jako że na stoiskach mieli sam chiński szit, identyczny jak w nadmorskich kurortach na całym świecie, więc kupiłem sobie w "taniej książce" za dysiaka książkę o absurdach PRL-u. Książka ta dodatkowo umilała mi te chwile, których nie mogłem przeznaczyć na podziwianie piękna polskiego lata z racji niezabrania ze sobą czapki i kalesonów.

A jak wróciłem to w następnym tygodniu był upał... Nie żałuję jednak, bo wylegiwanie się na słońcu jest niezdrowe, a woda w Bałtyku brudna. Finansowo w końcowym rozrachunku wyszedłem nawet na plusie, bo krem do opalania mi został nienapoczęty na przyszły rok!


@zdzicho: tyle dni i tylko 2 pary gaci na zmianę? Krzesiwo chciałeś z nich zrobić?
wobes
Tropiciel

Posty: 219
Dołączenie: 22 Sie 2010, 20:20
Ostatnio był: 31 Mar 2015, 00:50
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 38

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez zdzicho w 17 Sie 2014, 19:36

ImageImageImageImageImageImageImageImage

Image
SEASON ELEVEN EPISODE FOUR
ImageImageImageImageImageImageImageImage

witajcie, witajcie, znowu sie widzimy w moim serialu zdzicho adventures; w dzisiejszym odcinku będzie o tym, gdy jechałem na mazury, nad morze, do sovieta i do realkriss. Będzie też o tym jak jadłem płatki owsiane i popijałem wodą. A nie, o tym nie będzie bo z braku miejsca na karcie pamięci aparatu byłem zmuszony USUNĄĆ MATERIAŁY FILMOWE :( :( smutne

Mape zarysowałem bardzo z grubsza ale trasa szła z grubsza tak:

Image


drzwi, ii coś tam w tle, jakieś te... no, ambona na skraju lasu, widok z niej i ławeczka, takie tam bzdury, pierwsze foty. Jak jechałem to spotkałem mojego nauczyciela od matematyki z gimnazjum, pana Jasia. Rano jak wyszedłem z tej ambony i szedłem do drogi, to przechodziłem obok gnojówki porośniętej grzybami

Image Image Image

Potem były iapka, niby przy drodze, ale droga polna, to mało metali ciężkich raczej miały. Witamina C, D, E, Z, błonnik, skórka, w ogóle wszystko jabłka mają. Była też rzeka-Bug, i była plantacja rośliny-ostropestu plamistego, na wątrobę, w ostatnich latach robi się popularny

Image Image Image Image

Słonko świeciło, smarowałem się kremem z filtrem UV 50, tyle że przeterminowany był 2 lata czy ileś. Ale działał bo skóra ze mnie nie schodziła.
Od lewej do prawej: odbicie w wodzie, chciałem zrobić fote rybkom, dalej takie starorzecze, ze słupami wysokiego napięcia, co by przechodzić na drugą stronę bez moczenia nóg. Był tam ptak dudek, lecz nie udało mi się go podejść.
Ktoś ułożył tam serduszko z szyszek, i buźkę z wyżej wymienionego materiału. Szyszki bardzo dobrze się palą, obok była ławeczka z kłody drzewa, zużyte chusteczki, romantyczna sceneria. Musi jakaś para sobie tam przychodziła przesiadywać

Image Image Image Image
Image Image Image Image Image

Dalej były jakieś te, potem sie robiło ciemno, no to położyłem się na odpoczynek. O świcie były pajęczynki z kroplami rosy, takie te, ładne. Potem była Narew, było gorąco chciałem się wykąpać ale nurt był silny, bardzo głęboko, mętna woda i nie było podejścia łagodnego. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Nad Narwią kilku panów popijało napoje wyskokowe i wędkowało sobie w rytmach disco-polo

Image Image Image Image Image

Potem był Biebrzański Park Narodowy, chyba Biebrzański mniejsza z tym, takie bagna/torfowiska z łosiami, wężami i w ogóle rozciągnięte na jakieś 30km. Ten żuczek to turkuć podjadek, taki kret-owad, 2 razy w życiu go widziałem

Image Image Image Image Image

Piaski nad Ełkiem, jezioro, piesek, jacyś ludzie na krzesłach, takie tam...

Image Image Image Image Image Image Image

Tu było takie bagniste jezioro, że nie dało się wejść popływać bo było głębokie błoto. Lecz było miejsce jedno z mostkiem prowadzącym do wody ale to był teren prywatny. Pusto, ale trawa skoszona, czyli niedawno ktoś tam był. Uj, poszedłem tam, ale se posiedziałem na mostku i nie popływałem bo strach.
Na ambonie całą noc żarły mnie stada komarów, potem już nigdy nie spałem obok jezior/rzek. Rano przyjechali jacyś panowie i oglądali pole zboża, a potem sobie poszli, i ja sie spakowałem i pojechałem dalej

Image Image Image Image

Dwa groby poległych wojowników... Image ...Nope! Just Chuck Testa Image

Duża ambona, dobry dach, okna, wykładzina. Lecz szerszenie przejęły jej terytorium. Ktoś próbował je zwalczać sprejem na osy; głuptas, każdy głupi wie że osa to nie szerszeń! Tak czy siak trzeba było szukać innego miejsca na odpoczynek, z tymi skrzydlatymi mendami nie ma żartów

Image Image Image Image

Jakieś bagno, ambona, rzuciłem na ławeczkę płaszcz przeciwdeszczowy i pod nim spałem, bo dach był dziurawy. Miałem w nocy straszne koszmary, obudziłem się gdzieś o 1szej w nocy, posłuchałem sobie mp3, zasnąłem znowu i potem już normalnie spałem. A ta gąsienica może wygląda brzydko, ale dla mnie jest piękna, bo wiem że potem przemieni się w dużą ładną ćmę, chyba w nastrosza topolowca

Image Image Image Image

Znów te przeklęte szerszenie! Na szczęście znalazłem inną ambonę. No i ładny zachód słońca był

Image Image Image Image Image

Jadąc dalej wjechałem na teren miasta Orneta, byłego miejsca zamieszkania naszego admina forum stalker pl xKoweKx. Nie było jego tam, ale ze względu na to że kiedyś tam mieszkał trzeba było zobaczyć jak wygląda to słynne miasto

Arka Gdynia kurka świnia, fc Orneta do boju Image
Ornetańskie zabytki Image
Czarny smok, symbol miasta Orneta Image
Przemysł rolniczy pracuje pełną parą, silosy pełne zbóż i innych płodów rolnych Image
Pałac kowka kupiony za zdefraudowane pieniądze z reklam z forum Image
Rzadkie kwiaty które rosną tylko na glebie Ornety Image
Brodaty wojownik na skuterze Image
Kościół Image
Smok który chroni kościół przed niewiernymi Image
I znów stepy dzikiego zachodu, kiedyś na pewno jeszcze odwiedzę to prosperujące miasto Image

Z Ornety szła rodzina łabądków, ponieważ zostały wygnane, tam nie ma miejsca dla dzikich zwierząt na ulicach Image
Zaś potem jechałem przez Malbork bo pomyliłem drogę i musiałem tamtędy jechać. Napotkałem nieskończenie wielkie pole marchewek, wziąłem ich sobie ze 3kg
Image Image
Tego samego dnia dojechałem do Jantaru i nad morze. Przespałem się tam nad wydmą, w nocy na plaży grał zespół Weekend, pamiętam że śpiewali tą piosenkę "bo ty jesteś zaje*ista, ta sprawa jest oczywista" i nie mogłem zasnąć. Wstałem gdzieś o 3-4 rano i poszedłem na brzeg morza poszukać bursztynów ale nic nie znalazłem
Image Image Image Image

Potem pojechałem w moje ulubione miejsce na sam koniec mierzei Wiślanej, tuż przy granicy z Federacją Rosyjską. 2 lata temu znalazłem tam bursztyny, tym razem też. No i jadłem sobie owoce dzikiej róży

Image Image Image Image Image Image Image Image Image Image
a to jakaś seksowna meduza Image

spadł deszcz duży i mnie zmoczył, kompletnie przemoczył ale założyłem na siebie z 6 warstw ubrań i pojechałem znaleźć sobie jakiś przytulny kącik żeby się wysuszyć, zjeść. Kupiłem 0.7kg kiełbasy, zjadłem większość tego, no a z pełnym brzuchem zrobiłem sie ciepły i wyschłem. No i rano przy ognisku do końca się osuszyłem. Potem dłuuuugo szedłem wzdłuż brzegu, ale nie znalazłem nic prócz kółka spidermana, zdechłej ryby, takich tam.

Image Image Image Image Image

Potem jechałem do sovieta na Kaszuby Image

Jechałem jakieś 2 dni, wreszcie dojechałem, soviet wyszedł mi na przywitanie, ugotowaliśmy gulasz ze skwarkami. Zegar naścienny wskazywał godzinę 14:01:33 Image Image Image
Pożyczył mi książkę, najadłem się jak należy, przespałem się i pojechałem dalej, ku południu. Było jezioro; lecz był torf, można było się zapaść po kolana. Znalazłem potem najlepszą ambonę jaką w życiu widziałem: boazeria, okna zamykane/otwierane, dach, wykładzina, materace, taras widokowy, wszystko, wszystko. Wypocząłem jak król. Rower przykryłem płytą eternitową w celu żeby deszcz go nie uszkodził

Image Image Image Image Image Image Image Image

Prypeć-kaban
Image Image Image Image Image Image

Potem dojechałem do Warszawy, tam odwiedziłem realkriss, pana skarbonkę, glaekena. Obejrzeliśmy sobie film, wypiliśmy sobie, no i ogólnie było fajnie i odpocząłem jak należy. Zaś 2 dni potem dojechałem do domu i na razie nie mam najmniejszej ochoty gdzieś sie ruszać :E
Image Image Image
Potem dorzuce reszte zdjęć i dopisze szczegóły na razie mi sie mam sił :P
Część plików fotografii uległa uszkodzeniu od ciągłego wyjmowania/wkładania baterii, ale to raptem jakieś 5 zdjęć.
Ostatnio edytowany przez zdzicho 11 Lis 2015, 14:39, edytowano w sumie 2 razy

Za ten post zdzicho otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Adam, Alchemik, Universal, Pangia, vandr, WheeljackSPW, KOSHI, KoweK, ThaiWarrior, Wunderwaffe, Realkriss, caleb59, Kudkudak.
Awatar użytkownika
zdzicho
Modder

Posty: 567
Dołączenie: 19 Cze 2009, 20:02
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 20:07
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 500

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez dorian w 18 Sie 2014, 20:39

Czekam na wrażenia Sovieta.

dorian
Wygnany z Zony

Posty: 1408
Dołączenie: 11 Lut 2008, 16:02
Ostatnio był: 11 Mar 2020, 20:52
Miejscowość: W-wa
Frakcja: Zombie
Kozaki: 244

Re: Wakacje i Urlopy

Postprzez GTR w 18 Sie 2014, 21:54

Byłeś w Dzierzgoniu i mnie nie odwiedziłeś? Toż stamtąd rzut beretem do Żuławki Sztumskiej...

Wysłane z mojego LG-E460 przy użyciu Tapatalka
| Ryzen 5 5600X | 16GB DDR4 3200MHz | RTX 3080 10GB | Windows 10 Pro x64 |
nismo
Awatar użytkownika
GTR
Tropiciel

Posty: 373
Dołączenie: 13 Kwi 2013, 14:06
Ostatnio był: 25 Lut 2023, 19:39
Miejscowość: Nordschleife
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 71

Jestem debilem AMA

Postprzez zdzicho w 29 Sie 2015, 19:19

Nie wiem czy zły dział/temat, ale chyba dobry, a jak nie to niech jakiś administrator przeniesie gdzie indziej :caleb:

Miałem pojechać do Niemiec busem jeśli odpiszą mi z jakiegoś ogłoszenia, ale z żadnego nie odpisali, więc pojechałem rowerem z planem, żeby pojechać na południowy-zachód w okolice Stuttgart i tam pytać o pracę od farmy do farmy.
Jakieś 2 numery dzwoniły do mnie jak już byłem w Niemczech, ale miałem wyłączony tel. a oddzwaniać nie miałem jak bo roaming, sam sms kosztował 30gr, a to pewnie z tych ogłoszeń dzwonili, ale uj...
Wziąłem ze sobą śpiwór, 3 pary bokserek, 2 pary skarpet, 3 podkoszulki, ciepłą bluzę, płaszcz przeciwdeszczowy, buty adidasy, buty sandały, na co dzień nosiłem sandały, adidasy cały czas leżały w sakwie.
Troche pieniędzy, dowód osobisty, atlas drogowy Polski, atlas Niemiec planowałem kupić po drodze. Taśmę izolacyjną, hamak do spania, płaszcz nad hamak na deszcz, pompkę, 2 zapasowe dętki, kurtkę ortalionową "water proof", po kilku godzinach jazdy na deszczu kompletnie przemakała bladź :caleb:
mieszankę ziołową bittnera na niestrawność, plasterki na zadrapania :P latarkę, 2 telefony, aparat, okulary przeciwsłoneczne, czapkę z daszkiem, oraz zapinkę do roweru. Zapalniczkę, kompas, szczoteczkę do zębów i pastę miałem wziąć, ale za szybko się pakowałem i zostawiłem, kupiłem po drodze. Rolkę papieru do dupy, kilka gum do żucia, ibuprom na silny ból głowy, mp3, książkę... jakieś tam jeszcze rzeczy, mniejsza już o to. Co kogo obchodzi jakim papierem sobie podcierałem dupę czy coś.
1szego dnia pojechałem do Puław, tam zgubiłem się w rezerwacie "Piskory", tak mnie sfrustrowało to zgubienie, i w ogóle wszystko, że już zacząłem myśleć że chyba upadłem na głowę, że co ja robię, że lepiej od razu wrócić póki nie jestem za daleko. No ale pojechałem dalej, dojechałem do Puław, przejechałem przez Wisłę(bardzo wyschnięta była), no i gdzieś tam w lesie się rozbiłem żeby się przespać. W nocy jakieś zwierze biegało dookoła mojego hamaka i sapało, myślałem że sobie pójdzie ale gdzie tam, chyba chciało mnie przegonić ze swojego terytorium ale po jakiś 2h dało sobie spokój, nie wiem co to było coś wyższego od dzika bo sapało na większej wysokości. A o świcie coś tupało po liściach, myślałem że to może znowu to zwierze, i popatrzyłem, a tam zza drzewa wybiegły dwa zające które się ganiały. Moje obozowiska wyglądały tak:

Image Image Image Image Image

dalej jak jechałem... nic już nie pamiętam... o, pamiętam że jak jechałem przez gminę Kleszczów, to tam widziałem dziwne chmury, myślałem że ufo, ale okazało się potem że to fabryka chmur, tam powstają chmury

Image Image

dalej było wypalone pole, i tam jechali rowerami jakiś pan z małym chłopcem, i ten chłopiec powiedział mi dzień dobry. To się nazywa wychowanie, teraz żadne dzieci nie są takie uprzejme

Image

Jak jechałem dalej, było gorąco, posmarowałem sobie ręce i kark kremem z filtrem UV, żeby mi skóra nie schodziła, posiedziałem trochę w rzece dla ochłody, i tam był szczupak jak dwa palce wskazujące.
W supermarkecie kupiłem 20dag szprotek, bo była przecena 3zł za 1kg, zjadłem ich połowę aż zobaczyłem zieloną pleśń na jednej z nich, zacząłem się martwić że może mają jad kiełbasiany i się przekręcę, ale żal ich mi było, bo nie codziennie jadłem rybę, no to zjadłem ich jeszcze trochę a resztę wyrzuciłem. Popiłem bittnerem na niestrawność i nic mi się nie stało.
Potem na łące przy lesie jadłem jeżyny, i nagle słyszę jak coś pełznie w trawie, i patrze tam, a tam dwa węże były, ten jeden odpełzł, a drugi to była duża żmija zwinięta w kółko, jakieś 50cm od mojej nogi, wysuwała język. Szybko oceniłem czy w razie jak w chwilę nie uda mi się spokojnie oddalić, to czy będę mógł wyssać jad z miejsca narażonego na atak, bo podobno jad żmii zamienia krew w galaretę, i po godzinie od ukąszenia można dostać zawał od zatoru krwi. Ale nie zaatakowała mnie i szybko oddaliłem się z tamtąd, jak bym ją przypadkiem nadepnął to bym miał problem, pewnie zadzwoniłbym na pogotowie po prostu.
Potem coś dziwnie mi się jechało, okazało się że pękła mi dętka w tylnym kole i powietrze powoli uszło. Zjechałem na bok żeby zmienić dętkę, a tam obok była jakaś awantura w domu. Rzucanie ku*wami i darcie mordy, nie wiedziałem o co chodzi, póki nie zobaczyłem awanturnika: pan na wózku inwalidzkim, widocznie bardzo sfrustrowany życiem, po prostu był wku*wiony że nie może chodzić, i szukał powodów do awantury.
Założyłem dętkę, napompowałem, ręce miałem uwalane czarnym smarem z łańcucha.
W Szydłowcu na stacji benzynowej zapytałem pani czy nie mają atlasów drogowych, odparła że nie, ale powiedziała że niedaleko jest księgarnia.
Poszedłem do tej księgarni, i tam pani miała atlas Europy za 44zł, no to kupiłem, ale po głębszej analizie doszedłem do wniosku, że tam prawie w ogóle nie widać dróg, tylko same nazwy miejscowości i miast, to poszedłem go oddać, a pani powiedziała że już zatwierdziła paragon. No to wziąłem mapę Niemiec za 13,50zł, bolało mnie że straciłem 44zł ale księgarnie tak mało zarabiają że nie chciałem się kłócić o swoje.
W Dolnym Śląsku panie w sklepie mówią na siatkę "zryweczka", i ogólnie tak dziwnie mówią, jak, nie przymierzając, Soviet na Kaszubach.
Tamtejsze drogi to jakiś żart-droga wojewódzka, która powinna być z solidnego asfaltu, a zamiast tego była z kocich łbów, bruku na odcinku 3-5km. W jednej miejscowości był remont mostu na dużej rzece, i już się martwiłem że będę musiał zawracać z 15km, ale jakaś pani zapytała gdzie chce jechać, odparłem że zmierzam do Gozdnicy, powiedziała żebym zapytał panów co budowali most czy pozwolą mi przejść po ich kładce, zapytałem się i powiedzieli "przejdziesz młody", no to przeszedłem i pojechałem dalej.
Potem była miejscowość Przewóz a już dalej Niemcy. Żółte drogowskazy, białe słupki przy drodze zamiast z czerwonym tym czymś jak u mas, miały czarne, w ogóle nie było samochodów, a droga prawie jak autostrada, ludzi też w ogóle nie było, wielkie puste łąki i bardzo cicho. Jakiś lis, kot turlający się po ziemi, a tak to kompletnie pusto tak z 10km.

Image Image Image

tam poszedłem spać, przywiozłem jeszcze ze sobą z Polski 6 konserw z paprykarzem, 0,5kg mleka w proszku, magnez w tabletkach i ekstrakt z żeń-szenia plusssz. Jednego dnia piłem magnez, drugiego żeń-szeń, trzeciego magnez itp... dni mierzyłem tak: jak wstawałem rano to w myślach mówiłem sobie "dziś jest dzień magnezu" albo "wczoraj był dzień magnezu, to dziś jest dzień żeń-szenia".
Atlas przydał mi się przynajmniej do wsypywania mleka w proszku do butelki, żeby rozrabiać z wodą. Takie mleko ma na 100g ze 30g białka, ze 40g cukru, i ogólnie ma dużo mocy w sobie.
Pierwsze 2 dni miałem dziwne wrażenie, jak np. przechodziłem w supermarkecie obok ludzi rozmawiających po niemiecku, sam z siebie mi się robił krzywy uśmiech na ustach, potem się przyzwyczaiłem. Bitte, danke, tschuss, a jak coś więcej mówili, to udawałem niemowę, bo mi się nie chciało za każdym razem mówić "mir nicht spricht Deutsch, I don't speak German". Jak jakaś pani z panem w kolejce mnie przepuścili, i ta pani dłuugo coś do mnie mówiła, z przeświadczeniem że ja rozumiem co ona mówi, a ja nie rozumiałem ani słowa, stałem, milczałem, i czasem kiwałem głową :E

Image

ta butelka co widać na zdjęciu, to tamtego dnia kończyła mi się woda, zostało mi z 1/3 butelki 1,5L, a nie mogłem znaleźć sklepu, a było gorąco, w końcu znalazłem coś co wyglądało jak sklep, a to była restauracja, i tam kupiłem lemoniadę 1L za 2 euro :o zwykłej wody nie było, myślałem że jak tyle kosztuje niezwykła woda, to że daleko nie zajadę bo średnio dziennie piłem po 3L wody, to 6 euro dziennie na wodę to bym szybko stracił pieniądze, ale potem zrozumiałem, że tam są tylko restauracje i supermarkety, nie ma sklepów i kiosków tak jak u nas, a w supermarkecie ceny już normalne, 1,5L wody za 19 centów, 0,5kg płatów owsianych za 48 centów(haferflocken) 1L mleka za 55 centów, te podstawowe rzeczy nawet tańsze niż w Polsce, ale te luksusowe np paczka papierosów to bodaj po 7 euro, albo jakieś płatki śniadaniowe 1kg za 8-9 euro.
Supermarkety były tylko w miasteczkach/miastach, więc kupowałem zawsze na zapas 4,5L wody(3 butelki po 1,5L) żeby nie zabrakło mi przed kolejnym sklepem. W Polsce woziłem 3L, ten dodatkowy 1,5L jak jechałem po płaskim to nie był problem, ale potem były góry i każdy 1kg znacznie utrudniał jazdę.

Image Image Image Image

ta fontanna to w Bautzen, a to ogłoszenie z kotem to w jakiejś miejscowości było, wieś z murowanymi domami, pięknymi chodnikami, jakimiś palemkami, ani jednego drewnianego domu. Jak u nas kot się zgubi to nikt nawet nie zwraca uwagi, i za kilka dni i tak wraca jak zgłodnieje, a tam nawet ogłoszenia wywieszają, lol.
Jednej nocy w górach przy wysychającym strumyku ocknąłem się rano jak usłyszałem że coś łazi, zbliża się do mnie, aż tu nagle jakiś facet zagląda pod płachtę, bez podkoszulka z gołą klatą, powiedziałem "hallo", i jak zobaczył że tam ktoś jest to sobie poszedł. Szybko się spakowałem i pojechałem, bo @caleb mnie nastraszył że Niemcy jak zobaczą kogoś w lesie to dzwonią na policje

Image Image Image

tu zaczynały się góry na poważnie, i była z tego powodu ujnia, bo taki podjazd 100 metrów 20% kont nachylenia, to po przejechaniu jego taki byłem zasapany, zapocony, tak mi serce waliło, jak po przejechaniu 50km po płaskim. Potem okazało się że cała reszta drogi(czyli jakieś 600km czy ileś) to same góry, i moje morale znacząco spadły. Każdego kolejnego dnia jazy przez góry, moje morale stopniowo spadały. Normalnie robiłem po 70-100km, a w górach po 30-50km dziennie, w dodatku pod koniec dnia nogi miałem jak z ołowiu. A dnia odpoczynku nie chciałem sobie robić, bo książkę już przeczytałem, a leżenie w hamaku było śmiertelnie nudne. Co ja w takim lesie na hamaku mogłem robić, chyba tylko ptaszkiem się pobawić, nudy śmiertelne. Gdybym chociaż wziął jakiś zeszyt i ołówek, to mógłbym sobie bazgrać rysunki na papierze dla zabicia czasu.
Potem jednego dnia zaczął padać deszcz, i padał bez przerwy przez kolejne 3 dni. Każdej nocy zasypiałem z nadzieją, że rano będzie ładna pogoda, i każdego ranka okazywało się że dalej pada. Rano zakładałem mokre ciuchy i jechałem dalej, a na noc zdejmowałem mokre i zakładałem suche.
Jednej nocy miałem dziwny sen, że słyszę jakieś głosy w pobliżu hamaka, i podnoszę głowę żeby się zorientować co tym razem, a tam jakiś człowiek czy coś do mnie mówi, nie pamiętam treści, ale pamiętam że po polsku i takim tonem żeby mi dać do zrozumienia że nie ma wrogich zamiarów.
Nad hamakiem w powietrzu wisiało blade światło, które nie wychodziło znikąd, po prostu wisiało w powietrzu, i oświetlało na 2-3 metry obszar wokół hamaku. Ta osoba jak zorientowała się że wiem już, że nie jestem sam i ktoś jest obok, weszła na brzeg tego kręgu światła tak żebym mógł zobaczyć zarys sylwetki: miała ręce i nogi, ale jak patrzyłem na twarz, to w pierwszej chwili była inna, a zaraz potem zamieniała się w inną, tak jak by ta osoba decydowała, jaką twarz będę widział.
Pamiętam że powiedziała mi 1 zdanie, potem ja powiedziałem 2 słowa a ono mi przerwało, i dało do zrozumienia że wie co chciałem powiedzieć, ja zamilkłem uznając, że ważniejsze jest co ta osoba ma mi do przekazania. Potem wstałem z hamaku, i ta osoba pokazała mi małą, szklaną piramidkę na wysokim metalowym świeczniku, na wysokości mojej szyi. Wskazała dłońmi na tą piramidkę, i z tej piramidki wychodziło słabe, zielone światło, kiedy skupiłem wzrok na piramidce, nagle zacząłem się bardzo szybko unosić w powietrze, w kilka sekund byłem już nad chmurami i leciałem wyżej, ogarnęła mnie panika że polecę tak wysoko, że nie będę mógł oddychać, zaczęło się robić zimno, popatrzyłem z góry na okrągłą Ziemię, a potem śniło mi się coś innego.
Co prawda akcja tego snu śniła mi się w tym samym miejscu, w którym poszedłem spać, ale nad hamakiem nie było płachty, więc to musiał być sen. Chyba że ta osoba zdjęła płachtę gdy spałem, ale to by było absurdalne.

Dojechałem do Plauen, nadal padał deszcz, bagażnik mi się rozpadał, klocki hamulcowe starły się kompletnie, musiałem hamować nogą, a jak jechałem rozpędzony w górki 50km/h to nie było mowy o hamowaniu nogą, były tylko 2 warianty, właściwie 3: 1-skręcić szybko na pobocze, ryzykując złamanie karku, rąk i nóg w czasie upadku, 2-hamować całą nogą w sandale, ścierając po drodze kawałek kciuka do krwi, 3-wpaść pod samochód z na przeciwka, albo modlić się żeby nic akurat nie jechało.
Bez hamulców po kilku takich sytuacjach ryzykowania życia w końcu zdecydowałem prowadzić rower z górek, co znacznie mnie spowalniało. Każdego następnego dnia coraz bardziej na poważnie zaczynałem rozważać powrót do domu. Morale, stan psychiczny i fizyczny sięgnęły niemal dna. To bardzo wyczerpuje psychicznie, jak każdej nocy musisz być w płytkim śnie, zachowywać czujność, czy jakieś zwierzaki albo co gorsza ludzie się nie zbliżają do hamaka. Jak każdego wieczora patrzysz na mapę, i ze smutkiem stwierdzasz, że pokonałeś maleńki odcinek trasy, a nogi jak z ołowiu.
W Plauen miałem nadzieję że znajdę pracę na plantacji śliwek, ale okazało się że Plauen to duże miasto, a ta plantacja jest w OKOLICACH Plauen, czyli równie dobrze mogła być jakieś 20km dalej, w dowolnym kierunku, bliżej nieokreślonym. Pośrednik nie pisał gdzie jest konkretnie, bo wtedy nie dostawałby pieniędzy za pośredniczenie.
Tamtą noc spałem pod mostem z torami kolejowymi, bo tam było sucho. Metr nad głową 2-3 razy co godzinę jeździły pociągi, po kilku godzinach już się przyzwyczaiłem. Rano podjechał do mnie jakiś biały samochód, to szybko się spakowałem i pojechałem, mimo że nadal padało, bo bałem się że ten facet z samochodu zadzwoni na policje, że jakiś podejrzany człowiek śpi pod mostem

Image Image Image


W końcu zdecydowałem: powrót. Poszedłem szukać dworca kolejowego, znalazłem jakiś dworzec tramwajowy, nie było okienka z panią w środku dla biletów, był tylko automat na bilety. Nazwy miejsc na automacie nic mi nie mówiły, nie było ich na mapie, potem zrozumiałem że to nazwy ulic, bez dopisku strasse. Poszedłem do takiej budki obok, i tam zapytałem du ju spik inglisz, pani powiedziała ein bisshen, czyli "a little, trochę", dała mi kartkę z planem miasta, i pokazała mi gdzie mam iść żeby dotrzeć do dworca.
Poszedłem jej wskazówkami, trochę się pogubiłem ale taki jeden pan wyjaśnił mi po niemiecku jak mam dalej iść, pokazałem mu palcem na tej kartce gdzie chcę dojść, nie wiedziałem co mówi, a on nie wiedział że ja nie wiem, ale machał rękami więc wiedziałem. Wreszcie dojechałem do dworca, potem spotkałem tam znowu tego pana, bo szedł tamtędy.
Kupiłem bilet do Dresden, pani nie umiała ni w ząb angielskiego, mówiła "morgen", że rano będę miał pociąg do Dresden, a ja na rozkładzie widziałem że będę miał za 2 godziny, i jej pokazałem, potem dała mi długopis i kartkę, i napisałem "bike ticket", i powiedziałem "do I need bike ticket", ona zrozumiała zupełnie co innego, nawet nie wiem co. Pokazałem jej znaczek roweru na rozkładzie i mówię "bike, bike ticket". Zapomniałem dodać że jak wchodziło się tam, to była taka automatyczna kaczka, która kwakała jak ktoś przechodził, a to ważny szczegół. Chociaż w sumie nie, mało ważny. No ale kupiłem bilet, i stałem w złym miejscu na ten pociąg, dotarło to do mnie jak zrozumiałem że tam jeździ tylko autobus i tramwaj. Pojechałem windą wyżej i tam już był peron.
Wsiadłem, pojechałem. W całym wagonie byłem tylko ja i jakaś Azjatka ze skośnymi oczami. Chciałem do niej zagadać ale wstydziłem się że wyglądam jak jakiś menel :E przynajmniej ogolony byłem. Szedł konduktor i zaczął coś po niemiecku mówić, a ja coś po angielsku. Mówimy tak mówimy, ja sonduje czy on rozumie jakieś słowa angielskie, on sonduje czy rozumiem jakieś niemieckie. Dał mi długopis i kartkę, napisałem koślawo "how much euro" bo myślałem że chodzi mu o bike ticket, a on zaczął myśleć że chce mu dać łapówkę. W końcu ta Azjatka powiedziała do niego coś po niemiecku, do mnie coś po angielsku, potem on powiedział do niej coś po niemiecku, ona mi przetłumaczyła na angielski, potem ja jej powiedziałem po angielsku, ona przetłumaczyła konduktorowi, i kupiłem ten ticket za 5 euro. Potem wyjaśniła mi że ten bilet jest ważny jedną dobę czy coś.
Dojechałem do Dresden, a tam na peronie od razu stał pociąg do Gorlitz, to wsiadłem. Poszedłem do pani konduktor, żeby kupić bilet, ona powiedziała mi żebym usiadł i poczekał. Sprzedała mi ten bilet, i potem siedze dalej, aż pan który siedział obok wskazał palcem i powiedział niezadowolony "das is first klass" , że to pierwsza klasa, to poszedłem do wagonu dla drugiej klasy. Tam siedział jakiś młody Niemiec który powiedział do mnie coś po rosyjsku, a ja potem go zapytałem czy jest z Rosji, a on że nie, że jest Niemcem, uśmiechał się, ale patrzył na mnie z pogardą, jak by chciał powiedzieć "nie mam z tobą nic wspólnego obdartusie, nie jesteś na moim poziomie", potem sobie poszedł usiąść gdzie indziej, bo chyba mnie nie lubił. Dojechałem do Gorlitz, a tam od razu jak wysiadłem policja mnie zatrzymała, "polizei", guten tag, policjant powiedział "passport", dałem mu dowód osobisty, on tak go oglądał, oglądał, potem policjantka coś przez krótkofalówkę zapytała, odpowiedzieli jej, tamten oddał mi dowód i puścili mnie. Pewnie ktoś w pociągu, konduktorka albo ten z pierwszej klasy, zadzwonił na policje że jakaś podejrzana osoba jedzie pociągiem do Gorlitz, że być może ukradła coś z naszego kraju i chce wywieźć do Polski czy coś, ale nic się nie stało. Pojechałem szukać mostu do Zgorzelca, bo Gorlitz i Zgorzelec to jedno miasto, oddzielone na pół dużą rzeką, i lewa strona miasta jest niemiecka, a prawa strona polska. Szukam tego mostu szukam, jeż mi przebiegł drogę. Byłem podniecony że wreszcie znowu będę w Polsce. Była już noc, zobaczyłem kogoś idącego chodnikiem, chciałem zapytać o drogę, powiedziałem "I'm sorry du ju spik inglisz?" a on na to "polak?" i dalej mówiliśmy po polsku, ja się nie mogłem powstrzymać od śmiechu że wreszcie po ponad 10 dniach mogę z kimś po polsku porozmawiać, tamten wyjaśnił mi że są dwa mosty, kładka, i jakiś większy, i że sam się wybiera do Niemiec. Życzyliśmy sobie powodzenia i pojechałem.
W Zgorzelcu okazało się że nie ma dworca, tylko jakaś dziura skąd pociągi jeżdżą może 1-2 razy dziennie w kierunku Wrocławia, no to pojechałem w kierunku Bolesławca tam szukać normalnego dworca. Przespałem się w lesie, rano kupiłem 2 gniazdka, płatki owsiane, litr mleka, puszkę coca-coli[nie piłem coca-coli chyba kilka lat(no bo pepsi-cola się nie liczy :caleb: ) ] usiadłem sobie, zjadłem, potem dojechałem do Lubania, i tam zapytałem w kiosku o drogę do dworca, pani mi powiedziała, dojechałem do dworca, patrzę na rozkład, pytam pana obok czy był już pociąg do Wrocławia, a on że spóźnia się już 5 minut. Jakieś 2 minuty potem przyjechał, kolejny był dopiero 4 godziny później, gdyby się nie spóźnił 5 minut, i gdybym w czasie postoju jadł dłużej o 2 minuty, to musiałbym potem czekać 4 godziny, to się nazywa mieć szczęście. No a potem wróciłem do domu, z pustymi rękami, ledwo przeżywszy, ale jednak wróciłem.

Za ten post zdzicho otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive caleb59, Koma, Tajemniczy, Pangia, The Witcher, Trikster, Adik, Kudkudak, Realkriss, M3Fis70, Tebi, Tormentor, Darth ReX, Chisu, Plaargath, Pijawol, dorian, Microtus.
Awatar użytkownika
zdzicho
Modder

Posty: 567
Dołączenie: 19 Cze 2009, 20:02
Ostatnio był: 16 Paź 2023, 20:07
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 500

Re: Jestem debilem AMA

Postprzez Realkriss w 29 Sie 2015, 22:28

Zdzisiek pisz książkę o swoich podróżach, zilustrujesz swoimi zdjęciami i każden na forumie kupi.
Ja na pewno, bo Twoje relacje czytam całej rodzinie na głos.

A jak byłeś w Szydłowcu, to mogłeś się odezwać, siedziałam całe wakacje u mamy i byśmy Ci zrobiły ze 20 kanapek na drogę, jakby zeszłym roku.
Awatar użytkownika
Realkriss
Moderator

Posty: 1664
Dołączenie: 08 Lut 2011, 14:58
Ostatnio była: 09 Sty 2023, 10:40
Miejscowość: Warszawa
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 881

Re: Jestem debilem AMA

Postprzez Adik w 29 Sie 2015, 23:30

Twoje opowiadania z podróży są kozackie, czyta się bardzo przyjemnie Realkriss ma rację co do książki.
"Hey man you know I'm really okay,
The gun in my hand will tell you the same" - The Offspring - Bad Habit
Awatar użytkownika
Adik
Łowca

Posty: 400
Dołączenie: 28 Kwi 2014, 14:21
Ostatnio był: 18 Kwi 2024, 08:50
Miejscowość: Świętochłowice
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper VLA
Kozaki: 86

PoprzedniaNastępna

Powróć do Prawie o wszystkim

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 5 gości