@trolololo:
Weź się pan uspokój, nikt ani oczekuje ani spodziewa się, żeby ludzie z bronią przeznaczoną do samoobrony walczyli z mniej lub bardziej regularnymi oddziałami wojska. Szczególnie z tego powodu, że w naszych czasach wojska, szczególnie zachodnie, to jest bardziej zaawansowane technicznie, korzystają ze sprzętu, którego zwykły człowiek po prostu nie ma. Opancerzone wozy, czołgi, termowizja/noktowizja, obserwacja terenu z satelity, drony bojowe... Tutaj to partyzanci mogliby co najwyżej dać pstryczka w nos innym partyzantom.
PS: Glock to gówno, z pistoletów lepiej już polski Mag 95/98 czy czeski CZ Shadow jako broń sportowa. Glocki mogą być fajne, ale to jest takie plastikowe pudełko z wstawkami z blachy. Chociaż niektórym G19 lepiej pasuje do ręki, bo jest dość mały.
Nie chce mi się za bardzo zagłębiać w tematy, o których nie mam rzetelnych informacji, ale do jasnej nędzy - a to Polacy nie mają żadnej broni w swojej historii? Na pewno rzucali się z widłami na niedźwiedzie do XIX wieku, bo o fuzji nikt nie pomyślał
. Poważnie, wojny, liczne powstania, walki partyzanckie, trzepanie się z ruskimi, lokalne konflikty... Nie, nie mamy historii związanej z bronią. Wcale nie.
Już widzisz, że ktoś tak ot po prostu zabije jakiegoś wariata z kałachem? No ja też to widzę, całkiem w porządku perspektywa. W końcu cwaniaki z pistoletami na kapiszony/nożami/kastetami musieliby się z czymś liczyć. Przytaczając sytuację z Teksasu: jakichś dwóch gości postanowiło sobie wejść na jakąś imprezę postrzelać trochę do ludzi, ot tak. Nawet nie przekroczyli progu, a jedyną ofiarą był ranny ochroniarz. Dlaczego tak się stało? Domyśl się.
A kilku "zamachowców" rozproszonych ze spluwami w tłumie to bardzo zorganizowana akcja, która praktycznie nie ma sensu.
Pobito kumpla - odstrzelisz im ryj?
Odpowiem pytaniem na pytanie: A jesteś debilem?
Zabawne jest stwierdzenie, że nie powinniśmy wprowadzać żadnego dostępu do broni, bo jako naród nie mamy w tym doświadczenia. To tak jakby jakiś smarkacz płakał, że nie pójdzie na kurs prawa jazdy bo na pewno wszystkich pozabija i pójdzie do więzienia.
To jest takie durne koło, twoim tokiem rozumowania żeby móc mieć broń palną, należy mieć z nią doświadczenie, ale nie można mieć tego doświadczenia, bo nie ma się broni, bo nie ma się doświadczenia... A ja tam stwierdzam, że jak się czegoś nie umie, to wypada się tego nauczyć - a najlepiej pierwsze kroki stawiać, jak w przypadku prowadzenia pojazdu, w kontrolowanym środowisku i bez samowolki.
A kto nie chce mieć broni, niech jej nie ma, co mu szkodzi. Wypadałoby jednak, żeby przestać podchodzić do ważnych spraw jak ta na zasadzie psa ogrodnika: nie zamierzam zdobywać broni palnej, ale nie pozwolę też nikomu innemu jej mieć, bo nikt nie może mieć więcej ode mnie, hue hue. Co za cebula.
Zastanawia mnie, co by było, jakby ktoś wyszedł z inicjatywą wprowadzenia podstaw sztuk walki do obowiązujących przedmiotów szkolnych. Zapewne od razu podniósłby się wrzask, że młodzież po takich lekcjach będzie każdego napie*dalać na ulicy, że to groźne i niebezpieczne, że wzmacnia agresywność dzieci, że to przez to jest ADHD i te sprawy, że przez to nie będzie już można wyjść na ulice bo gangi gimbusów przejmą miasta i będą klepać każdego kto nie padnie przed nimi na kolana, a w ogóle to sztuk walki należy całkowicie zakazać i je tępić bo to zło i jak będą nielegalne to ludzi znających nielegalne sztuki walki nie będzie i będzie można w spokoju chodzić po mieście i w ogóle to trawa pomalowana zimą na zielono, pierwiosnki w sierpniu i manna z nieba.
Czy jakiemukolwiek dresowi brak spluwy czy znajomości sztuk walki przeszkadza w spuszczaniu wpie*dolu? Nie sądzę.
A jeżeli aż tak się boisz, że ktoś gdzieś cię w jakiejś ciemnej uliczce zastrzeli... No to po pierwsze, ten ktoś musiałby mieć jakiś bardzo dobry powód do tego, a tak poza tym to to jest bardzo głupia metoda. Zbyt hałaśliwa, każdy od razu będzie wiedział, co się stało, policja od razu przetrzepie wszystkich posiadaczy (zarejestrowanej i legalnej) broni palnej w okolicy. To nie lepiej już wyskoczyć do marketu, kupić nóż kuchenny, rękawiczki i dla niepoznaki jakieś inne zakupy, wziąć ten nóż w rękawiczkach, żeby nie było odcisków palców, a następnie nocą znaleźć takiego trolololo na ulicy, wciągnąć go w ciemną uliczkę, zatknąć usta, po czym po cichutku radośnie wsunąć mu ten nożyk w gardziołko aż po samiutką rękojeść? c:
Nóż kuchenny może mieć każdy, a jak nie będzie wyraźnych śladów, to nasz upośledzony system śledczo-ścigający piardnie na całą sprawę i wróci do wlepiania mandatów za przekraczanie prędkości w jakimś debilnym miejscu.
A obecnie wyznawana zasada unikania kłopotów pod tytułem "Wychodź tylko w dzień, trzymaj się w grupach ludzi, nie zaglądaj w ciemne uliczki" ma jedną zasadniczą wadę: jak jakiemuś wariatowi zechce się kogoś dorwać, to mógłby zacząć po prostu strzelać do takiego tłumu i nikt nie byłby w stanie nic z tym zrobić. Cholera, tak by było nawet, jakby wywijał wcześniej przytoczonym nożem kuchennym. Ale gdyby parę osób miało broń, taki bandyta mógłby dalej cię dorwać nocą na odludziu czy w jakiejś uliczce, ale zdecydowanie musiałby się liczyć z tym, że z każdego tłumu ktoś mógłby odpowiedzieć ogniem, więc jeżeli nie jest na jakimś krokodilu czy innym śmiesznym proszku, to ponownie przemyśli sprawę.
Z mojej perspektywy broń palna jest czymś w rodzaju lekkiego hobby, dodatkowej umiejętności i sposobu na odstresowanie raz na jakiś czas. Wiadomo, wizyty na strzelnicach nie są darmowe, ale po puszczeniu paru rundek w tarczę umysł się oczyszcza, a mięśnie rozluźniają... Moje podejście polityczne do sprawy jest z tego powodu, że nienawidzę ograniczania wolności i praw ludzi, szczególnie takiego popartego niewiedzą, debilizmem i twierdzeniem że NA PEWNO to i tamto się stanie - bez wysłuchiwania jakichkolwiek logicznych argumentów. No i dlatego, że za dojrzałe społeczeństwo mam takie, które ma piękny dostęp do broni palnej, ale wcale nie robi nią rozpie*dolu. Ma możliwości, ale zdrowy rozsądek panuje nad wszystkim.