"Miasto radzieckiego snu" by Fender

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez PeterHD w 11 Mar 2012, 08:50

Bardzo dobrze piszesz, nasyłasz nam wiele zagadek. Dobrze dawkujesz napięcie.
Nowa frakcja? Ciekawe jaka.
Czy wiecie że do następnej odpowiedzi na post przeskakujesz wciskając spację?
PS. Dziękuję za picie kozaków Zwinniakowi.
Gratulacje panowie, jesteśmy na mistrzach
:

http://mistrzowie.org/361231
Awatar użytkownika
PeterHD
Kot

Posty: 46
Dołączenie: 02 Paź 2011, 14:16
Ostatnio był: 29 Lip 2014, 23:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 4

Reklamy Google

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Fender w 13 Mar 2012, 12:06

Rozdział IX- Aleja potępionych.

Twarz oblana potem i oczy łzawiące od dusznego smrodu gnijącego ciała. Chirurg był bliski obłędu. Nie wiedział gdzie się dokładnie znajduje, co się dzieje dookoła niego, dlaczego tyle ludzi ginie. Każde pytanie wyprzedzało kolejne, usiłując utorować sobie pierwszeństwo w zagmatwanym morzu wspomnień, snów i domysłów. Ściskając w ręku kartkę zabraną od trupa myślał co mógłby uczynić. Próbował przestrzelić zamek, lecz każdy stalowy pręt połączony był dziwnymi linami z srebrzystym przedmiotem skaczącym w wiadrze zaraz za celami. Po kuli nie było ani śladu. Zapadała się jakby w kłódce. Swoista czarna dziura, jedynie mała i srebrna.

Spędził na gorączkowych i płomiennych domysłach około godziny. W pewnym momencie jednak przelotnie rzucił okiem na ciało i zdał sobie sprawco musi uczynić. W brzuch ofiary wetknięty był malutki, zdawać by się mogło zabawkowy scyzoryk, który usilnie obejmowała lewa ręka zabitego. Dotarła do Chirurga cała straszna prawda. Gdzie mogło bić źródło energii człowieka jak nie w żołądku, który każdego dnia trawił pokarm napędzając tym samym cały organizm, pozwalając mu prawidłowo funkcjonować? Pomimo iż przerażony swoim odkryciem poczuł pewną ulgę. Przynajmniej wiedział co powinien zrobić. Z obrzydzeniem spojrzał na kilkanaście larw żerujących dookoła otwartej rany. Wyjął z plecaka nóż Buck 184, który zabrał uciekając z obleganej willi. Dobra i solidna amerykańska konstrukcja. Chirurg zdjął z twarzy maskę przeciwgazową, którą miał na sobie od momentu wejścia do szybu wentylacyjnego. Chciał lepiej widzieć. Dopiero teraz uderzył go w pełni potworny fetor unoszący się w przegnitym powietrzu tego ciasnego miejsca. O mało nie zwymiotował. Przezwyciężając jednak naturalne odruchy ludzkie, które nakazywały mu zostawić wszystko jak najprędzej, przystąpił do cięcia. Zagłębił nóż w ciele,

uprzednio odgarniając wszystkie grube larwy. Przecinał on martwe tkanki. Krew już nie ciekła tak obficie. Raz na jakiś czas, trysnął jedynie bladoczerwony snop krwi, zatorowany przez skrzep. Chcąc nie chcąc z lekkim obrzydzeniem, jednak o pewnych ruchach, mogących przypominać straszne dzieło legendarnego londyńskiego mordercy- Kuby Rozpruwacza pozbywał się kolejnych części ciała. Dotarł wreszcie do żołądka. Sprawnym ruchem wyciął cały narząd, po czym rzucił go na ziemię. Ręce zaczęły mu drżeć. Spojrzał na bezemocjonalny wyraz twarzy zmarłego, który przez otwarte powieki, rozkładających się oczu lustrował usilnie zakurzony sufit. Chirurgowi łzy nabiegły do oczu, jednak szybko się opanował. Jednym prostym cięciem przepołowił podziurawiony już od destrukcyjnej działalności larw żołądek. Coś wypadło na podłogę. Był to mały stalowy kluczyk, na którym dumnie widniała marka jakieś rosyjskiej sieci produkującej pancerne zabezpieczenia. Mężczyzna poczuł ulgę. Na lekko ugiętych kolanach podszedł do krat i wsadził mały przedmiot w mogłoby się zdawać bezkresny otwór niewielkiej kłódeczki. Po przekręceniu ta ustąpiła i drzwi stanęły otworem.

Ostatni raz spojrzał ze współczuciem na martwe ciało leżące w rogu celi. Odwrócił się i skierował w stronę schodów. Po pokonaniu ich zdał sobie sprawę, że znajdował się w piwnicy jakiegoś domku jednorodzinnego. Wyszedł przed dom i zamarł z przerażenia. Na niewielkim ogródku porośniętym gęstą trawą i wijącymi się gałęziami drzew, które nałapały wysokich dawek promieniowania siedziało około trzydziestu mężczyzn w tajemniczych szarych kombinezonach. Wszyscy mieli twarze zwrócone ku wschodowi, a więc znajdowali się tyłem do Chirurga. Stali oni jak słupy soli spoglądając w rażące słońce jak w bezmiar pięknego oceanu. Mężczyzna zrozumiał swój błąd i jak najciszej mógł począł cofać się w stronę względnie bezpiecznych murów domku. Był już w połowie swojej cichej wędrówki, gdy wszyscy na jedną komendę, która zabrzmiała w dialekcie rosyjskim, jednak nie oznaczała żadnego sensownego słowa, odwrócili się na zachód, a więc w stronę Chirurga. Bojownicy nie mieli teraz masek i z przerażeniem można było odkryć jak w jasnej poświacie dnia błyszczą białka ich oczu. Same białka. Nie mieli oni źrenic. Pomimo braku narządu wzroku od razu wyczuli obecność Chirurga i jednym szybkim ruchem zdjęli z ramion, różnego rodzaju karabiny, celując w bezbronnego stalkera. Nie mógł uciekać.

Znajdował się kilka metrów od drzwi i z łatwością mógł zostać zabity, zanim dobiegł by do nich. Stanął więc przerażony z podniesionymi do góry rękami. Jednak nie działo się nic. Minęła minuta, dwie, pięć, dwadzieścia, a wszyscy włącznie z Chirurgiem stali jak kamienne posągi. Wokół panowała cisza, przerywana co jakiś czas oszalałym rykiem mutanta. Wiatr uginał konary drzew i poruszał pożółkłą trawą, która jak kot łasy na pieszczoty otulała nogi zebranych. Chirurg nie myślał o niczym konkretnym, jednak gdy po Okołu trzydziestu minutach ciągłego wyczekiwania nie zadziało się nic specjalnego, postawił krok do tyłu. Był to błąd, gdyż w tym momencie jego nogę rozerwała kula wystrzelona z AK-47 jednego z bojowników. Dopiero w tym momencie wszyscy jakby ożyli i bez zbędnych słów związali ręce i nogi półprzytomnego mężczyzny. Jeden z bojowników przywiązał liną stalkera do siebie i wszyscy szybkim krokiem udali się na północ. Chirurg nie wiedział co się dzieje. Ból w nodze był potworny i uniemożliwiał mu trzeźwą ocenę sytuacji. Mijali kolejne uliczki. Obraz kreślony przez jego oczy wydawał się zamazany, jak pejzaż malarza usiłującego uchwycić piękno chwili i zaspokoić natchnienie swej duszy. Ciągnięty po dziurawym asfalcie, sypiących się schodach i gałęziach obumarłych drzew dotarł wreszcie wraz z kordonem do podnóża pomnika. Błędnym wzrokiem spojrzał do góry.

Rzeźba przedstawiała łysiejącego mężczyznę, o długim wąsie, trzymającego w jednym ręku plik kartek, a w drugim pistolet. Zdawał się patrzeć w przestrzeń, jakby wraz ze swoimi żołnierzami dla całego ludu szturmował bramy zepsutej doczesności. Gdy Chirurg zajęty był spoglądaniem na pomnik, jeden z bojowników, którzy pochylili przed rzeźbą Glowy zauważył to. Podszedł do niego i kopnął w głowę z całej siły krzycząc: „Niewierny spojrzał na ojca!”. Więcej stalker już nie pamiętał, zapadł w ciężki letarg. Widział jedynie ciemność i bezkresną pustkę. Nie wiedział ile czasu znajdował się w stanie tak silnego otępienia. Gdy się ocknął słońce chyliło się ku zachodowi, ostatkiem błogiego światła racząc szumiące drzewa. Znajdował się na jakimś rusztowaniu ustawionym z drewnianych belek. Rozejrzał się dookoła. Czuł, że na jego szyi spoczywa coś ciężkiego. Ręce miał związane. Spojrzał w lewo i w tym momencie, adrenalina, którą została wyzwolona do organizmu pozwoliła mu w pełni trzeźwo ocenić sytuację. Znajdował się na wąskiej dróżce otoczonej z obydwu stron niewielkimi blokami, zbudowanymi z tego samego żółtego betonu, jak wszystkie inne w mieście. Była ona dosyć długa. Ciągnęła się w jedną i w drugą stronę tak, że nie było widać jej końca. Zdawać by się mogło zwykła uliczka, jednak co kilka metrów, po jednej i drugiej stronie drogi ustawione były wysokie, zardzewiałe już latarnie, a na prawie każdej z nich można było zauważyć wisielca. Niekiedy świeże ciało, niekiedy sam szkielet. Widok kołyszących się na wietrze ciał był wszędzie. Każda latarnia miała przypisanego do siebie człowieka, który wyglądał na niej jak wisiorek. Chirurg był przerażony. Miał na szyi pętlę i niedługo sam mógł stać się jednym z powieszonych. Zaczął się miotać, jednak jego nogi i ręce były silnie związane, a każdy mocniejszy ruch, zaciskał coraz bardziej śmiertelną pętlę na jego szyi.

A więc tak miał umrzeć. Jak bandyta, jak morderca, których zwykle wieszano. Nie wiedział kim jest, co robi w tym przeklętym miejscu i miał tej zagadki nie poznać? Czy rzeczywiście jego przeznaczeniem, było dopełnić tego śmiertelnego krajobrazu alei wisielców? Czy miał stać się kolejnym elementem w tajemniczej układance, bez którego obraz nie mógł być ułożony? To było niesprawiedliwe. Gdyby chociaż wiedział, czym przyczynił Się do takiego wyroku, gdyby chociaż wiedział cokolwiek, lżej było by mu umierać. A przecież mógł mieć żonę, dzieci, rodziców, którzy z utęsknieniem, powoli tracąc nadzieję na jego powrót opłakiwali śmierć syna, męża, ojca… Siły powoli zaczęły go opuszczać. Tracąc nadzieję na cokolwiek pogodził się ze swoim losem. Znów pogrążył się w bolesnym amoku. Czekał jedynie, na charakterystyczny szczęk zapadni. Ciekawy był czy poczuje ból i co stanie się po śmierci. Z zaciśniętymi oczyma zalanymi łzami czuł jak delikatny wiatr smaga jego pooraną bliznami twarz. Serce zaczęło bić wolniej. Więc jego życie zakończy się tutaj. W tym okropnym mieście. Usłyszał cichy trzask…
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez PeterHD w 15 Mar 2012, 20:46

Nie zawiodłem się. Znów wiele zagadek. Proszę, utrzymaj ten psychodeliczny klimat rozpoczęty w pierwszych dwóch rozdziałach. Mam ciągle nadzieję, że nawiążesz do tajemniczego mutanta, który osaczył naszego bohatera w szpitalu.
Czy wiecie że do następnej odpowiedzi na post przeskakujesz wciskając spację?
PS. Dziękuję za picie kozaków Zwinniakowi.
Gratulacje panowie, jesteśmy na mistrzach
:

http://mistrzowie.org/361231
Awatar użytkownika
PeterHD
Kot

Posty: 46
Dołączenie: 02 Paź 2011, 14:16
Ostatnio był: 29 Lip 2014, 23:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 4

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Fender w 22 Mar 2012, 13:43

Rozdział X- Azyl

… A potem dwa kolejne. Po nich nastąpiła cisza. Chirurg miał zamknięte oczy oraz ściśnięte spierzchnięte wargi, które aż błagały o choć odrobinę wody. Lecz nic się nie działo. Czyżby jeszcze żył? Może mechanizm otwierający zapadnię prowizorycznej szubienicy zaciął się? Jeszcze przez kilka minut nie miał odwagi otworzyć oczu i zobaczyć świat spadający w dół, a potem usłyszeć chrzęst łamanego karku. Jednak nic się nie stało. Wiatr jak uliczny grajek, tworzył muzykę delikatnie szeleszcząc pomiędzy grubymi gałęziami zmutowanych drzew.

Wciąż czuł jak zachodzące słońce lekko drażni jego oczy, nawet poprzez zamknięte powieki. Po kilku chwilach dodawania sobie odwagi otworzył oczy. Spojrzał w dół. Na ulicy leżały trzy ciała żołnierzy, którzy uczestniczyli w jego egzekucji. Wszystkie z nich miały przestrzelone głowy, z których teraz miarowo wypływała krew, ogarniając swym ciepłem martwy chłód czarnego asfaltu. Chirurg nie wiedział co się stało. Jakim cudem zginęli? Odpowiedź nadeszła tak szybko, jak zrodziło się pytanie w jego głowie.

- Nie ruszaj się, zabiorę Cię w bezpieczne miejsce. – Niski, męski głos, który gdyby mógł łamał by kamienie i zaginał najtwardszą stal, przekazał zbawienną informację. W momencie, gdy mężczyzna odciął liny krępujące jego szyję oraz nogi padł bez czucia na drewnianą konstrukcję. Czuł, że jego ciało ogarnia przedziwna niemoc. Zamknął na chwilę oczy… Obudził się niesiony na plecach. Kręciło mu się w głowie. Świat przemykał przed jego oczyma, jak klatkowany film. Wziął głęboki oddech i pogrążył się we śnie.

- Dzień dobry młody człowieku! – Figlarny głos staruszka wybudził go z transu. Chirurg podniósł niespiesznie powieki i przed jego obliczem ukazał się około sześćdziesięcioletni staruszek, odziany w biały kitel, nienagannie wyprasowaną błękitną koszulę, oraz czerwony krawat. Mężczyzna z trudem podniósł się do góry i rozejrzał po pomieszczeniu. Znajdował się w malutkim pokoiku otoczonym żelaznymi ścianami. Spał na swego rodzaju polowym łóżku. Lekkie światło lampki stojącej na również polowym, rozkładanym stoliku rzucało na twarz jego rozmówcy nikłe światło.

- Cholera… Ja stałem tam na szubienicy. Mieli mnie powiesić, chyba nie umarłem, a ty Bogiem nie jesteś?

- Dobre! Całe szczęście, że humor Ci dopisuje. Aparatura pokazuje, że jesteś już zdrów. Zakładam, że masz wiele pytań. Weź prysznic, przebierz się. Twój kombinezon leży w szafce nieopodal. Do łazienki prowadzą tamte drzwi. Potem zapraszam do głównego laboratorium. – Powiedział staruszek, po czym rzucił mu przyjazny uśmiech. Oddalił się w głąb ciemnego korytarza. Chirurg dopiero teraz zauważył, że jego ciało podpięte było jakimiś mackami do dziwnego urządzenia. Był nim niewielki agregator, wydający z siebie podczas pracy miarowy trzask. Z agregatorem w jego górnej części poprzez takie same macki podłączony był okrągły, błękitny przedmiot, lśniący jak diament. Poruszał się on wokół własnej osi, chcąc jakby zabawić się z gościem. Chirurg wstał i rozprostował obolałe kończyny. Odłączył od siebie macki, po czym udał się w stronę łazienki. Wszedł do kabiny i odkręcił wodę. Ciepło od niej bijące sprawiło, że poczuł się jak król. Łazienka była niewielkich rozmiarów, jak wszystko inne w surowym stylu, otoczona żelaznymi ścianami.

Miała jednak w sobie coś, co sprawiało, że można było oddać się błogiemu relaksowi bez żadnych obaw. Po kilkunastu minutach, przez które Chirurg oddawał się błogiemu zapomnieniu, wyszedł i odział się w nową bieliznę przygotowaną dla niego. Wyjął z szafki wyprany kombinezon. Zarzucił go na siebie, bez ochraniaczy oraz kamizelki kuloodpornej. Dziura na nodze spowodowana postrzałem, była bardzo dokładnie zaszyta. Łata sprawiała wrażenie trwalszej niż cały kombinezon. Chirurg wyszedł z pokoju.

Znalazł się w niedużym, kilkumetrowym korytarzu. Po lewej stronie widać było takie same drzwiczki, jak w jego pokoiku, więc być może była to część mieszkalna. Po prawej zaś przez dużą framugę, którą odsłaniały otwarte na oścież drzwi biło ostre światło halogenowych lamp. Udał się w tamtą stronę. Po kilku krokach znalazł się w obszernej Sali na planie prostokąta. W środku było wiele różnego rodzaju urządzeń. Od tych które można spotkać w zwykłych laboratoriach chemicznych, jak różnego rodzaju probówki, narzędzia służące do destylacji, krystalizacji i innych procesów, jak i te, o których działaniu Chirurg nie miał pojęcia. W sali kręciło się pięciu ludzi, którzy serdecznie się z nim przywitali. Mężczyzna zauważył swojego niedoszłego rozmówcę, siedzącego przy drewnianym stoliku, majstrującego przy klatce, z wielkich rozmiarów szczurem.

- Już na nogach! Świetnie. Fafik lubi uciekać, dlatego muszę dokręcać śruby w klatce. Skurczybyk jest ogromny, a uwierz, że niełatwo go złapać. – Zaśmiał się pan w białym fartuchu.

- Gdzie ja jestem i jakim cudem się tu znalazłem? – Chirurg rozpoczął zadawanie pytań.

- Aleksy! Zrób nam kawy! – Krzyknął do stojącego nieopodal pracownika, który z uśmiechem skinął głową. – Znajdujesz się w polowym laboratorium rządowej organizacji zajmującej się badaniem zamkniętej strefy czarnobylskiej. Nie musisz się niczego bać. Nasz bunkier jest jak forteca. Nikt go nie zdobędzie, poza tym mamy świetną ochronę. Ja jestem Siemon Borowski, profesor chemii, fizyki i tak dalej i tak dalej, ale zakładam, że nie interesują Cię moje tytuły naukowe. Tak czy inaczej, zbudowaliśmy bunkier dwa lata temu, podczas czwartego wielkiego wybuchu. Co się tak patrzysz? Ach tak… Racja, przecież dwa miesiące temu miała miejsce ta dziwna emisja- Z żalem rozwodził Borowski, a Chirurgowi na myśl nasuwało się coraz więcej pytań.

- Jakie dwa miesiące? Przecież to było niedawno, dobrze pamiętam!- Próbował poprawić profesora.

- Otóż mylisz się mój drogi.- Rozpoczął staruszek, o przyjaznej twarzy. Jego małe oczy, głęboko osadzone w oczodołach figlarnie krążyły po twarzy gościa. Miał on długie, siwe włosy, spięte w kucyk i kilkudniowy zarost. Sprawiał wrażenie poważnego starszego dżentelmena, lecz było w nim coś miłego, dobrego. – Nikt ci nie mówił. Cóż, leżałeś miesiąc bez życia. To wyżeraczka tak na ciebie zadziałała. Mówię o tej niebieskiej kuleczce, do której byłeś przypięty. To artefakt, wyssał z ciebie całą truciznę, poprawił funkcjonowanie narządów, zaspokajał głód, pragnienie, aczkolwiek ogłupił cię na dość długi okres czasu. Otóż mamy teraz styczeń roku 2017. Żałuj, że przespałeś święta. Niezłe smakołyki nasz kucharz przyrządził. Ale zacznijmy od początku. Zona kształtowała się przez tak zwane „Wielkie Emisje”. Każda z nich zmieniała w znaczny sposób to co działo się w strefie. W listopadzie nastąpiła czwarta. Była ona kilkanaście razy silniejsza od pozostałych. Wiele dróg do innych terenów jest zupełnie odciętych. Sama zona poszerzyła swoje granice. Kilkanaście wiosek i dwa małe miasteczka zostały wyludnione, a ich mieszkańcy albo uciekli, albo zginęli. Powstało dużo nowych gatunków mutantów, artefaktów.

Zmieniła się ludzka świadomość, na postrzeganie różnych rzeczy mój drogi. Znajdujemy się w Limańsku. Ponure miasto, które od dawna było dziwne. Studiowałem w Moskwie i raz byłem tu, przed wybuchem w 86 w celu porobienia jakiś badań. Najdziwniejsze miejsce na ziemi. Ludzie wiecznie źli, rozdrażnieni. Nieufni wobec obcych. Co krok obserwowała nas milicja. Pod naszym hotelem stało kilka samochodów, w których siedzieli agenci tajnych służb. Istna paranoja. A potem był wybuch. Komunistyczne władze, za wszelką cenę starały się zatajać informacje. O istnieniu miasta trzeba było zapomnieć. Nie wiem co stało się, ze wszystkimi ludźmi. Nikt, nawet nie wie, że istniało takie miasto jak Limańsk. Na mapach satelitarnych do tej pory, na polecenie rządu, obszar miasta jest przerabiany na jakąś łąkę. W żadnej książce nie znajdziesz informacji o tym co tu się stało.

Ze wszystkich rejestrów zostało wymazane wspomnienie o nim. Wiemy jedynie my, oraz władze jak sądzę. Stalkerów naturalnie pomijam. Myślisz, że każdego napotkanego mordują bo zebrał kilka artefaktów, aby je sprzedać i zabawić się w jakimś dobrym Kijowskim burdelu? Oni boją się, że był w mieście, że rozpowszechni jakieś plotki. Wyobrażasz sobie co by się wtedy działo? Zachód by się zainteresował, spekulacje, domysły, dociekanie do prawdy. Lecz tej prawdy nikt nie zna. Bądź zna ją niewielu. To jest cholernie grząski grunt. My sami boimy się, że po zakończeniu prac zostaniemy po cichu usunięci. Od pięciu lat badam historię miasta, plany, wydarzenia. Wszystko co jest z nim związane. A stoję w miejscu. Żadnych nowych informacji. Raz na jakiś czas stalker podrzucił artefakt, złapaliśmy mutanta. Lecz one takie same, jak we wszystkich innych miejscach w zonie. Ja potrzebuję czegoś stąd, czegoś co pomoże zrozumieć co tu się stało. Osobiście nie wierzę ani trochę w wydumane opowieści o awarii reaktora. Nonsens! To była przykrywka. Ja wiem i czuję, że coś złego. Coś niewyjaśnionego i cholernie niebezpiecznego stało się tutaj. W tym mieście. Wydaje mi się jednak, że minie wiele lat, zanim uda mi się dociec do prawdy. Istotne jest jednak to, że tajemnicze wydarzenia mają miejsce wciąż. Od strony radaru Duga dochodzą dziwne jęki, zawodzenia. Wieczorami widać bladą poświatę. Myślisz, że dlaczego straciłeś pamięć? Coś tam się zadziało i za pomocą radaru została wystrzelona ogromna fala, która pomieszała w mózgach.

Nam udało się przetrwać, bo ten bunkier jest cholernie dobrze zrobiony i nawet fale, czy promieniowanie nie przedostaną się przez te grube mury. Wydaje mi się, że wszystkie emisje rodzą się właśnie tam, w radarze. To jest pewnego rodzaju serce zony. Jednak nie uda nam się tam prawdopodobnie dostać. Ze wszystkich stron otoczony jest, jak to stalkerzy nazywają „Kotliną Śmierci”. Las, z którego nikt nie powrócił. Gdyby tak móc zbadać co się tam dzieje. Gdyby tylko mieć jakieś informacje… A tak jesteśmy skazani, na stanie w miejscu, kręcenie się wokół własnej osi i podsyłanie rządowi, jakiś bezsensownych drobiazgów, nazywając je wielkim odkryciem, aby nie wydali rozporządzenia zamykającego instytut. Ale dość już o tajemnicach. Pewnie jesteś ciekaw jak tu trafiłeś. Przyniósł cię Rodion. Prawdziwa legenda zony. Ma już swoje lata, lecz jest najbardziej doświadczonym stalkerem. Nikt nie wie gdzie mieszka, jak żyje, ale jest cholernie dobry w tym co robi. To on cię uratował. Z tego co mówił miałeś zawisnąć na tej dziwnej alei, na której wieszają jeńców. Zastanawiasz się pewnie kim są ci dziwni bojownicy? Cóż, tego nawet my nie wiemy. Przychodzą od strony radaru Duga, nie ruszani przez mutanty. Wydają się obłąkani, ale strzelają nader dobrze. Ranili cię jednym ze swoich dość nietypowych pocisków. Zanurzają je oni otóż we krwi purchawki. Trafiona ofiara zostaje po kilku godzinach sparaliżowana. Masz szczęście, że dostałeś jedynie w nogę.- Profesor opowiadał wszystkie wydarzenia z wyraźnym przejęciem. Jego rysy przybrały wyraz zamysłu, jakby wyczekiwał na odpowiedź rozmówcy.

- Ja byłem w szpitalu psychiatrycznym. Numer jeden. Znalazłem trochę papierów, może się panu przydadzą- Powiedział Chirurg, po czym wyjął z plecaka informacje odnośnie tajemniczej maszyny, w której nagle ożył staruszek oraz karty pacjentów.

- Świetnie. Nie… Czyżby?! Tak, tak. Wiedziałem, że coś się działo.- Wyraźnie ekscytował się Borowski. Jego brwi uniosły się w górę, jakby na znak radości. – Te wszystkie karty pacjentów. To niesamowite. Oni wszyscy byli chorzy na to samo. Takie same objawy. W numerze jeden przyjmowali tych, u których stadium choroby rozwinęło się dość łagodny sposób. W numerze dwa zaś, tych, którzy zupełnie postradali zmysły. Ponoć działo się tam coś strasznego. Stalkerzy omijają drugi szpital psychiatryczny szerokim łukiem. Wiedziałem! Wiedziałem, że po coś musieli wybudować aż dwa szpitale psychiatryczne. Jest też wzmianka o fabryce tekstyliów chemicznych. Ponoć tam był zamawiany jakiś dziwny środek chemiczny o nazwie CJN-9M. Tylko co to oznacza..? C- czyżby cyjanowodór? Wybacz młodzieńcze, muszę to skonsultować ze współpracownikami. Mamy nowy ślad. Wiedziałem, że coś musi być na rzeczy. Świetnie się spisałeś. Opowiedz mi teraz wszystko co pamiętasz od momentu emisji.- Borowski ekscytował się jak dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Chirurg, zgodne z prośbą profesora opowiedział swoje przygody. Twarz jego rozmówcy zmieniała się co jakiś czas. Raz pokazując przestrach, innym razem zadumanie.

- Skoro ci szarzy panoszą się po ulicach to muszą czegoś szukać. Z tego co przekazałeś, wszyscy udają się w stronę fabryki chemicznej. Coś musi w niej być. Mam przeczucie, że coś cholernie niedobrego- Zamyślił się Borowski, odpalając papierosa.- Musimy to zbadać. Wynajmujemy grupę pięciu stalkerów. Zaraz powierzymy im zadanie sprawdzenia, cóż może się tam znajdować. Byłbyś chętny wspomóc ich w swej wędrówce? W zamian zapewnimy ci schronienie, jedzenie, broń, amunicję, pieniądze i kartę umożliwiającą swobodne opuszczenie zony.

- Nie mam gdzie się podziać, tak więc zgadzam się.- Odpowiedział Chirurg.

- Świetnie! Idź teraz proszę do swojego pokoju, widzę, że potrzebujesz snu. Dwa miesiące hibernacji z pewnością cię zmęczyły.- Z ojcowską czułością powiedział staruszek, po czym oddalił się w stronę swoich współpracowników, przedstawiając im papiery. Chirurg wrócił zmęczony do swojego pokoju. Zamknął powieki i zasnął twardym snem. Widział w nim kobietę. Stała przy pomarańczowym autobusie, wraz z kilkudziesięcioma innymi mieszkańcami. Trzymała w rękach dziecko. Było małe, płakało. Dookoła zebrani byli żołnierze i milicjanci. Dwóch oficerów, gorączkowo gestykulując naradzali się w jakieś kwestii. Zebranych otaczał z jednej strony długi korpus autobusu, a z drugiej zwarte półkole żołnierzy. Ludzie burzyli się, coś wykrzykiwali. Kobieta zaczęła płakać. Łzy cisnęły jej się do oczu. Nie mogła przestać. Kurczowo trzymała w swoich ramionach zawiniątko, chcąc je ochronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Po kilku minutach narady, oficer podszedł do jednego z żołnierzy i wyszeptał mu coś na ucho. Padła komenda do podniesienia broni. Ludzie zaczęli panikować, krzyczeć, błagać o litość. Chowali się za współtowarzyszami, nie chcąc być na linii frontu. W pewnym momencie do kobiety podszedł młodzieniec o jasnych włosach i dużych niebieskich oczach. Uśmiechnął się jak tylko najgrzeczniej mógł, po czym odebrał malutkie, płaczące dziecko i przytulił je, do swojego brudnego munduru. Popatrzył jeszcze raz na zalaną łzami kobietę. Jej usta wymówiły jedno słowo- „dziękuję”. Chwilę później, szczęk karabinów maszynowych wymieszał się z oszalałym krzykiem ludzi i litrami krwi, które pokryły asfaltową drogę. Kobieta stała, wpatrując się w swoje maleństwo, po czym jej ciało poszatkowała seria z karabinu.

Za ten post Fender otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive PeterHD, scigacz1975, andrei98, brak, Voldi, Markus Grizzly.
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez andrei98 w 22 Mar 2012, 23:09

fajne podoba mi się
kozaczek oczywiscie :D :wódka:
"Im dłuższa droga w Zonie, tym bezpieczniejsza"

andrei98
Wygnany z Zony

Posty: 10
Dołączenie: 21 Mar 2012, 20:55
Ostatnio był: 10 Paź 2018, 02:50
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 3

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez PeterHD w 23 Mar 2012, 22:50

Ładnie. Dużo to wyjaśniło. Nowe mutanty, źródło emisji, wspaniale!
Łap :wódka:
Czy wiecie że do następnej odpowiedzi na post przeskakujesz wciskając spację?
PS. Dziękuję za picie kozaków Zwinniakowi.
Gratulacje panowie, jesteśmy na mistrzach
:

http://mistrzowie.org/361231
Awatar użytkownika
PeterHD
Kot

Posty: 46
Dołączenie: 02 Paź 2011, 14:16
Ostatnio był: 29 Lip 2014, 23:00
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 4

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez scigacz1975 w 23 Mar 2012, 23:27

Czekam na kontynuację. I powiem szczerze że czyta się coraz lepiej. Tak że kozaczek poleciał :D
Awatar użytkownika
scigacz1975
Monolit

Posty: 3243
Dołączenie: 29 Sty 2010, 00:26
Ostatnio był: 12 Wrz 2024, 15:31
Miejscowość: Stalowa Wola
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 926

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Voldi w 08 Kwi 2012, 18:36

Jest dobrze. Fajnie się czyta, klimat odwzorowujesz doskonale. Co prawda czasem zdarza Ci się pacnąć jakieś powtórzenie, albo błąd składniowy, ale da się to przeboleć. Są też gdzie niegdzie literówki, przez które czasem da się zagubić na chwilę wątek. Jednak, jak widzę, 'wyrabiasz się', bo błędów jest mniej niż w pierwszych rozdziałach.
Twórz dalej!

:wódka: za pomysł i klimat, bo genialny :)
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Fender w 08 Kwi 2012, 22:12

Dziękuję bardzo za ocenę i zachęcam do dalszej lektury ;)

Rozdział XI- Fabryka snów.

Obudził się zalany potem, ciężko dysząc. Senny koszmar wciąż rozbrzmiewał w jego głowie. Wstał niechętnie, zapalając stojącą nieopodal starą radziecką lampkę. Zza wielkich, metalowych drzwi dobiegały przytłumione odgłosy narady. Chirurg wstał, ubrał się i wyszedł do laboratoryjnej sali. Przy biurku stało pięciu mężczyzn ubranych w grube, czarne kombinezony, ciężkie trepy, w maskach przeciwgazowych oraz wielkich płytach kevlarowych. Profesor Borowski widząc go zawołał z uśmiechem:

- Witaj młodzieńcze! Wyspałeś się? Poznaj swoich towarzyszy. To Siergiej, Filet, Razumichin, Komar i Dapienko. Z nimi pójdziesz w stronę fabryki- Mężczyźni wymienili kilka słów uprzejmości. Ich głosy przytłumione filtrami założonymi w maskach wydawały się bardzo zniekształcone.

- Posłuchajcie. Musicie wynieść z fabryki wszelką dokumentację zawierającą jakąkolwiek wzmiankę o środku CJN-9M. Ponadto, jeśli uda wam się dotrzeć do danych na temat wydarzeń z 1986 zabierzcie je ze sobą. Wszystko co jest powiązane z tamtymi wydarzeniami.- Ciągnął Borowski, mrużąc swoje duże szare oczy, w zamyśle nad swoim planem.

- Którędy mamy wejść? Przecież tam roi się od tych pieprzonych fanatyków!- Nieco zrezygnowany zawołał Dapienko.

- Zaraz przy wzgórzu, na którym została wzniesiona fabryka, jest wejście do kanałów. Nie powinno być tam żadnych strażników, więc z łatwością dostaniecie się do środka. A ty mój drogi, chyba nie wyjdziesz w takim kombinezonie na czterdziesto stopniowy mróz? Podejdź do Aleksego, a da ci taki sam kombinezon jak twoim towarzyszom. Przygotujcie się i ruszajcie w drogę, ja tym czasem jeszcze raz przejrzę materiały przez ciebie znalezione mój drogi.- Powiedział profesor i z miłym uśmiechem, udał się do mniejszej sali laboratoryjnej. Chirurg lekko zestresowany powierzonym zadaniem udał się do profesora Aleksego, który naprawiał jeden z autorskich wynalazków Borowskiego. Był to mianowicie kondensator cząstek promieniotwórczych. Działanie urządzenia było zadziwiające. Wkładało się do niego artefakt i po kilku godzinach otrzymywało w niezmienionej formie, lecz bez żadnego promieniowania. Aleksy był młodym mężczyznom. Na oko miał dwadzieścia pięć lat. Ubrany jak cały personel bunkra w biały kitel i czarną, nieco spraną koszulę.

Bez zbędnych słów wręczył Chirurgowi wyposażenie. Gruby, ciężki kombinezon, z doczepianą podszewką chroniącą właściciela przed chłodem i mocny, tytanowy hełm z maską przeciwgazową. Po ubraniu wyposażenia Chirurg poczuł się pewnie, jak nigdy. Mocna tkanina i twarde płyty kevlarowe chroniły z pewnością przed niejednymi niebezpieczeństwami strefy. Wrócił on do swoich towarzyszy. Tam Dapienko, będący dowódcą oddziału wręczył mu karabin szturmowy A-91 z celownikiem kolimatorowym. Cała grupa spędziła jeszcze kilka minut na oporządzaniu i wyszła z bunkra. Od razu do oczu Chirurga dobiegły jasne promienie słońca, śmiało przebijające się przez pozbawione liści, suche gałęzie drzew. Coś jednak w sielskim widoku martwego miasta zdawało się być nie na miejscu. Cała sceneria otoczenia wyglądała jak z letniej pocztówki. Brakowało jedynie liści na drzewach.

- Jaka jest temperatura?- Zagadał Chirurg Komara.

- Na minusie czterdzieści. Cholerka, zimno.- Odpowiedział. Jego słowa były ledwie słyszalne.

- Niemożliwe! Przecież nie ma śniegu, ptaki ćwierkają.- Dziwił się stalker.

- Zdziwienie widzę ha! Nie wszystko co jesteś w stanie zobaczyć w strefie jest takie, jak się wydaje. Tak się dzieje jedynie tutaj. Choćby było kilkaset stopni poniżej zera tutaj nigdy nie pada śnieg. Nawet jajogłowi cholerka nie potrafią wyjaśnić dlaczego tak się dzieje. Spróbuj tylko zdjąć rękawice, a po kilku chwilach będziemy musieli odcinać ci ręce. Takie to cwane cholerka. A ptaki? Kto wie, czego się nałykały ćpuny jedne ha! Tutaj w strefie może spotkać cię wszystko. Kilka tygodni temu, jeszcze kiedy słodko spałeś w bunkrze byliśmy na złotej. Szukamy złomu, bo Borowski cholerka sobie zażyczył, a tu nagle przylatuje sikorka. Mała, jaśniutka. Taka niewinna się cholerka wydawała. Patrzy na nas tym mętnym wzrokiem i ćwierka wesoło.

Trochę się zdziwiliśmy bo było niewiele cieplej niż teraz. Wyciągam więc rękę, coby małą do bunkra zabrać, nakarmić, a potem wypuścić na wiosnę cholerka. Rękę tylko zbliżyłem, jak się nie nadęła. A potem jedynie pisk i huk. Wysadziła się w powietrze. Sama. Jej flaki miałem na całym hełmie. Bogu dzięki, że go wtedy założyłem. Kilka godzin później tytanowy hełm został na wylot przeżarty przez pozostałości ptaszyska. Teraz, gdy widzę cokolwiek podobnego to strzelam, niech ginie cholerka!- Opowiadał wyraźnie przejęty. Na przyjemnej rozmowie upłynął im czas dojścia do podnóża wzniesienia, na którym wznosiła się fabryka tekstyliów chemicznych. Sporych rozmiarów dwa hangary połączone ze sobą nadziemnym przejściem. Z każdego z nich wystawały dwa wysokie kominy, pokryte niegdyś czerwoną farbą. Do fabryki prowadziła asfaltowa droga, z której co kilka metrów wyrastało drzewo. Z oddali dochodził przenikliwy męski krzyk nawołujący do pokuty, przed ostatecznym uderzeniem matki strefy.

- Oddział cisza! Teraz skręcamy w prawo. Gdzieś na tej drodze powinno być zejście do kanału.- Wydał rozkaz Dapienko. Wszyscy zaczęli rozglądać się pomiędzy osobliwym rasem wyrastającym z popękanego asfaltu. Chirurg był pod wrażeniem siły natury. Nic nie znaczące małe ziarenko potrafiło przebić się przez gruby asfalt położony przed laty przez radzieckich drogowców, ubity ciężkimi walcami. Niesamowity był fakt z jaką determinacją i z jakim poświęceniem przyroda, nawet zmutowana, pozbawiona swojego pierwotnego, ściśle określonego i wytyczonego przez programy rozrywkowe piękna, górowała nad urbanistyką ludzką.

Kilka minut szukali, wśród grubych brzozowych gałęzi i niskich krzewów włazu. W końcu znaleźli. Nie naruszony, obrośnięty mchem, leżał na swoim miejscu. Podczas, gdy dwóch mocowało się z utorowaniem wejścia, reszta osłaniała ich, jak zwierzęta usiłując wypatrzeć, wśród głuszy swej ofiary. Kilka minut i wejście stanęło otworem.

- Wchodzimy. Idziemy gęsiego. Ja pierwszy, Chirurg za mną. Filet i Komar zamykają. Załóżcie na broń tłumiki. Nie chcemy towarzystwa.- Dowódca wydał rozkaz, po czym zniknął w ciemności kanału. Po kilku minutach cały oddział znajdował się w ciasnym, lecz dość wysokim rurociągu. Lekkie światło latarki pozwalało im odszukać właściwą drogę. Pierwszy szedł Dapienko, trzymając w ręku prowizoryczną mapę, na której naniesiony miał układ kanałów znajdujących się pod fabryką. Kluczyli zaułkami w absolutnym milczeniu. Gdy byli bliżej wyjścia. Coraz mocniej uderzał w ich nozdrza zapach spalenizny. Kilkanaście minut marszu i ich oczom ukazały się pancerne drzwi. Pierwotnie otwierane były przy pomocy karty magnetycznej, jednak z biegiem lat pod naporem dwóch rosłych mężczyzn ustąpiły. Znaleźli się w obszernym pomieszczeniu. Aż po sam dach, na kilka metrów w górę wznosiły się półki, oraz rusztowania. Poustawiane były na nich różnego rodzaju kartonowe pudła, szklane butelki, probówki, medykamenty, różnego rodzaju środki chemiczne. W pomieszczeniu było ciemno.

- Dobra panowie. Wyłączyć latarki. Przełączamy się na noktowizję.- Cicho rozkazał Dapienko. Chirurg nacisnął niewielki guzik umieszczony na jego masce. Pomieszczenie zaczęło mienić się zielonym światłem.

- Musimy dostać się do pomieszczeń zarządu oraz do sali laboratoryjnej. Tutaj zapewne znajdował się magazyn. Uważać, żeby niczego nie stłuc. Najpierw idziemy na pierwsze piętro, do zarządu. – Rzucił dowódca. Cały oddział ruszył spokojnym, jednostajnym tempem pokonując kolejne metry. Nieład, wysokie półki, poprzewracane komponenty medyczne oraz chemiczne w świetle ogniw noktowizyjnych sprawiały przerażające wrażenie. Chirurgowi przeszły ciarki po plecach. Pierwszy raz od momentu wyjścia z bunkra poczuł chłód. Swąd spalenizny docierał do jego nozdrzy coraz mocniej, drażniąc je. Mijali kolejny rząd rusztowań, po czym zagłębili się w kolejny przecinając nieco szerszą alejkę. W momencie, gdy znaleźli się na skrzyżowaniu dróg Chirurg spojrzał w prawo. W odległości około pięćdziesięciu metrów stała jakaś postać, lekko przygarbiona, dzierżąc w ręku metalową glazurę, zdawała się wskazywać w jego stronę palcem. Dopiero po kilku krokach dotarła do niego realna świadomość zagrożenia.

- Cholera, też to widzieliście?- Szepnął Chirurg do towarzyszy.

- Nie, co się dzieje?- Zapytał wyraźnie zaniepokojony Dapienko.

- Tam z tyłu. W alejce, po lewej stronie ktoś stał.- Powiedział. Głos mu lekko zadrżał.

- ku*wa mać. Musimy to sprawdzić.- Dowódca cofnął się w stronę alejki i spojrzał w stronę, którą wskazywał Chirurg. Lecz nic tam nie było. Alejka, tonęła w mroku poza zasięgiem optymalnego działania noktowizora.

- Jesteś pewien, że coś widziałeś?- Zapytał wyraźnie zaskoczony Dapienko.

- Na pewno. Ktoś tam stał i wskazywał w naszą stronę.

- Niedobrze. Jeśli coś tam było, to nie może nas zaskoczyć. Filet i Razumichin sprawdzicie to. Spotykamy się na górze.- Powiedział do towarzyszy. Ci skinęli głowami bez słowa, po czym udali się w miejsce, w którym przebywała postać.

- Ruszamy dalej.- Rozkazał Dapienko. Ruszyli przed siebie. Chirurg szedł przestraszony. Nogi lekko uginały się pod nim. Zimny pot wstąpił na jego czoło. Targały nim różne emocje. Z jednej strony instynkt samozachowawczy próbujący nakłonić go do jak najszybszej ucieczki, a z drugiej ciekawość oraz zawziętość pchająca go naprzód. Szli bez słów mijając już niższe półki. Po kilku minutach dotarli do klatki schodowej prowadzącej na górę. Szare wnętrze, które próbowała przełamać kolorowa farba rzucona na zimne ściany zionęło chłodem i pustką. Ruszyli w górę. Kilkanaście pokonanych schodków i znaleźli się w niewielkim holu, który prowadził do rożnych pomieszczeń. W rogu, jakieś kilka metrów od nich zauważyli postać żołnierza. Wpatrywał się w szczelnie zabudowane okno, ciężko przy tym dysząc. Dapienko skinął na Siergieja.

Ten po cichu wyciągnął przymocowany do pasa wojskowy nóż i jak tylko najciszej mógł podszedł w stronę tajemniczego gościa. Wszyscy wstrzymali oddech. Serce zamarło w Chirurgu. Siergiej wziął zamach i zagłębił ostrze między żebrami wojskowego, zasłaniając przy tym dłonią jego usta. Przynajmniej tak się wydawało. Zaraz po zadanym ciosie, ciało rozpłynęło się w powietrzu, co w świetle gogli noktowizyjnych tworzyło niezrozumiałą i przerażającą scenerię. Przez kilka chwil osłupiali z wrażenia członkowie oddziału wpatrywali się w miejsce, w którym zniknęło ciało. Nastąpił przenikliwi, donośny wrzask.

Jakby pędził z tyłu na nich rozszalały mutant, łakomy na świeże ludzkie mięso. W mgnieniu oka Chirurg, Komar i Dapienko odwrócili się za siebie wypuszczając ze swoich wyciszonych broni kilka serii. W holu uniósł się kurz i dym po kilkudziesięciu pociskach. Lecz niczego tam nie było. Spokój i cisza. Kurz powoli opadł. Pomieszczenie było identyczne, jak przed złowieszczym wrzaskiem i wystrzałami. Odwrócili się w stronę Siergieja, lecz go nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie mógł wyskoczyć z okna, gdyż było ono szczelnie zamurowane, a żeby dostać się na schody, musiałby przejść obok nich. Serce stanęło Chirurgowi w gardle.

- ku*wa co jest cholerka?!- Zawołał Komar.

- Przecież on nie mógł tak po prostu zniknąć.- Wciąż z niedowierzaniem Chirurg wpatrywał się w puste ściany.

- Czas nas goni. Siergiej to duży chłop, może prześlizgnął się obok i nie widzieliśmy. Poradzi sobie. Nas goni nie tylko czas, ale coś o wiele gorszego, czuję. Ruszajmy.- Oddział skierował się w stronę drewnianych drzwi, na których dumnie widniała tabliczka z napisem „Zarząd. Profesor Oleg Łozorskij i Maxym Pietranowicz”. Dapienko pociągnął za klamkę i zamarł z przerażenia. Na przeciwległej ścianie, tuż nad drewnianym stolikiem wisiały dwa ciała. Każde z nich było przebite długim, metalowym prętem. Były one wbite dokładnie w głowę. Z otworów obficie ciekła krew, spływając cienkimi strumieniami, po czarnych kombinezonach mężczyzn.

- Ja pie*dolę…

- To… Przecież to… Filet i Razumichin!- Wciąż oszołomiony powiedział Komar.

- Co tu się ku*wa dzieje?!- Ryknął nagle Dapienko. – Straciłem dwóch ludzi, Siergiej zniknął. Co tu się czai do ciężkiej cholery?!

- Musimy zabrać materiały.- Powiedział Chirurg, który jako pierwszy ocknął się z przerażenia.

- W dupie mam materiały. Dwóch ludzi nie żyje. Koniec, spadamy stąd.

- Dapienko, jeśli wyjdziemy z pustymi rękami ich śmierć pójdzie na marne.- Próbował negocjować Chirurg.

- Racja. Jeszcze tu wrócę i urządzę im prawdziwy pogrzeb.- Syknął dowódca i zagłębił się w pliku kartek, położonych niedbale na biurku. Wszyscy szukali, jednak nie znaleźli nic więcej poza wykazami dostaw oraz wykazu wypłat dla pracowników. Pomieszczenie w którym się znajdowali było niewielkich rozmiarów. Dwa biurka, każde przy innej ścianie, oraz sofa, której obicie ponacinane było w wielu miejscach. W pewnym momencie Chirurg znalazł kartkę.

- Patrzcie! Coś znalazłem!- Krzyknął do towarzyszy, którzy po uprzednim, dokładnym zamknięciu drzwi zbliżyli się do niego. Kartka, na której widać było kilka odcisków po kubku zawierała jakże poszukiwaną informację na temat środka CJN-9M. Było to zamówienie na preparaty potrzebne do utworzenia związku. Chirurg zapakował kartkę do swojego plecaka. Kilkadziesiąt minut stalkerzy szukali innych informacji, jednak nie znaleźli niczego nowego.

- Teraz do laboratorium. Każdy ma oko na towarzysza, gdyby coś się działo krzyczymy, aby móc się zlokalizować. W drogę.- Powiedział Dapienko, po czym zdjął ciała towarzyszy z prętów i ułożył je na podłodze, przykrywając kawałkiem płótna. Wyszli z pomieszczenia, szczelnie je barykadując. Droga do laboratorium wiodła przez korytarz biegnący ponad ziemią łączący jeden hangar z drugim. Tutaj również wszystkie okna były zabite deskami, oraz innym metalowym złomem. Udali Się do drugiego hangaru. W powietrzu unosił się strach i słodkawy zapach krwi. Szli ciemnymi korytarzami, aż dotarli do obszernej sali. Wszędzie poustawiane były stoły, na których, aż roiło się od różnego rodzaju przedmiotów. Probówki, szklanki, maszyny służące destylacji. Gdzieniegdzie ponad ciasny horyzont hangaru wznosiły się półki oraz stojaki. Wiele nerwowych minut stalkerzy spędzili na poszukiwaniu jakich kol wiek informacji. Nie mogli skupić się na swojej pracy, gdyż cały czas czuli w pobliżu obecność kogoś. Po chwili usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła. Cała trójka utworzyła koło, aby móc się wzajemnie osłaniać. Po chwili zza jednej z metalowych szafek wypełzła postać.

-Siergiej!- Krzyknął Chirurg po czym ruszył w stronę towarzysza. Ten jednak nie odpowiedział. Po kilku krokach mężczyzna zrozumiał dlaczego tamten pozostawał w pozycji leżącej. Miał on oderżnięte nogi, zaraz przy biodrach. Z ran obficie ciekła krew, którą tworzył okropny szlak naznaczony bólem i cierpieniem. W jego wzroku było coś dziwnego, nieswojego. Gdy Chirurg zbliżył się na odległość kilku kroków, Siergiej zaśmiał się. Przerażający śmiech, podobny do ryku rozszalałego mutanta wypełnił laboratorium. Po chwili stalker mętnym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Przewrócił się na bok. Złapał za brzuch. Z rany wąskim strumieniem wypływała posoka. Spojrzał na Siergieja, który szaleńczo się śmiejąc strzela sobie w głowę. Widział jak kawałki mózgu rozbryzgują się na białych kafelkach pomieszczenia. Chwilę później zobaczył nad sobą postacie w hełmach. Krzyczeli. Nie wiedział co… Sen wydawał się tak kuszący…

Za ten post Fender otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive sou.
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Voldi w 09 Kwi 2012, 10:42

Jest moc. Tylko te błędy :( Czytaj po kilka razy, przed "oddaniem do druku", albo podeślij komuś, np mi, jeśli chcesz :)
Kilka wymienię:
-"jakkolwiek" piszemy razem, a nie "jak kol wiek"
-gdzieś w pierwszych 5 bodajże akapitach pojawiło się słowo "mężczyznom", co jest w kontekście zdania błędem związanym z wadą wymowy, powinno być "mężczyzną" (nie mam czasu, szukać w którym miejscu, ale pewnie znajdziesz)
-"nie" z przymiotnikami piszemy łącznie :)
-parę zdań ma trochę "drewnianą" budowę, no ale nie wszystko da się tak łatwo zmienić. Mi też czasem się nie chce ; P

Eliminuj błędy. Klimatycznie jest to chyba najlepszy 'long' na forum (jest kilka niezłych shortów, jak 15 tysięcy rubli autorstwa Rica, czy Emisja by Canthir). Mam nadzieję, że pod wzglętem technicznym również osiągniesz podobny poziom :)
Image

Za ten post Voldi otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Fender.
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Fender w 09 Kwi 2012, 11:23

Racja. Głupie błędy. Chyba muszę przestać tworzyć opowiadania o późnych godzinach, kiedy już ledwo na oczy patrzę ;) W następnych rozdziałach postaram się to poprawić. Dzięki za pomoc :D
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: "Miasto radzieckiego snu" by Fender

Postprzez Voldi w 09 Kwi 2012, 12:17

Ja, jak ledwo siedzę, ale mam wenę, to piszę kilka zdań streszczających fabułę, potem rozwijam. Ewentualnie zapisuję gdzieś na karteczce plan wydarzeń i rozpisuję się kolejnego dnia :)
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

PoprzedniaNastępna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 5 gości